Kawa

525 22 5
                                    

Perspektywa Vincenta

    Przez całą noc nawet ani razu nie zmrużyłem oka. Przez cały czas leżałem bezczynnie na łóżku i gapiłem się w sufit. Gdy tylko próbowałem zamknąć oczy, to od razu sobie przypominałem o tych moich dzisiejszych "rozmowach" z Camdenem. Już nawet pomijając ten fakt, że ciągle miałem to wszystko przed oczami. Ten dzień był po prostu okropny. Najchętniej bym wyzbył się go z całego mojego życiorysu.

     "Skłamałbym, jakbym powiedział, że wcale nie czuję do ciebie nienawiści."

     "Jesteś zdecydowanie najgorszym bratem, który mógł się trafić tamtej piątce."

     "Nie mam już ochoty patrzeć na ciebie."

     "Za jakie, kurwa, jebane grzechy mam takiego syna jak ty?"

     "Nie jestem pierwszą i na pewno nie będę ostatnią osobą, która powiedziała ci, że cię nienawidzi."

    Cały czas myślałem tylko o tych kilkunastu słowach, które za każdym razem dobijały mnie coraz bardziej. Mój stan psychiczny był znacznie gorszy niż wcześniej. Z każdą chwilą coraz bardziej miałem ochotę coś sobie zrobić, lecz nie miałem nawet siły, aby wstać, a co dopiero znaleźć coś, czym mógłbym zrobić sobie krzywdę.

    Niech to wszystko się po prostu skończy.

    Ta noc ciągnęła się niemiłosiernie. Jakiś czas po godzinie czwartej postanowiłem wstać, aby wziąć prysznic i się jakoś ogarnąć, bo już nawet nie miałem siły, aby dalej tutaj leżeć. Po jakimś czasie wróciłem spowrotem i usiadłem na tym łóżku. Byłem zmęczony jak nigdy dotąd.

    Siedziałem tak przez jeszcze ponad godzinę i po tym czasie nareszcie wyszedłem z tego pokoju. Udałem się do kuchni, gdzie już przy stole siedział Will. Nie zwracając na niego większej uwagi, nalałem sobie kawy, po czym usiadłem przy stole z dala od brata. Z niezbyt wielką chęcią piłem tę nieszczęsną kawę, która raczej i tak mi teraz nie pomoże.

     - Słuchaj, Vince. - Will w końcu się odezwał, przerywając tę ciszę, która pomiędzy nami panowała. - Może pojadę tam z tobą? Co ty na to?

    On chyba nie myśli, że ja się na to zgodzę?

     - Nie ma takiej opcji. Zostajesz tutaj.

     - Ale...

     - Will, nie ma żadnego "ale". Zostaniesz tutaj, czy ci się to podoba czy nie.

     - Okej. To może powiesz mi, czy chociaż tutaj wrócisz?

    Oczywiście, że nie wrócę. Tym bardziej, jeśli chcę dożyć do końca tego roku.

     - Nie, ponieważ nie widzę w tym większego sensu.

     - Ty chyba sobie żartujesz!

     - To nie jest żaden żart. - odparłem i mocniej zacisnąłem palce na kubku. -Jedne święta ze mną czy beze mnie, jaka to jest różnica? Ja nie widzę żadnej.

    Początkowo myślałem, że te dwa ostatnie zdania dopowiedziałem sobie w myślach, jednakże po minie Willa wywnioskowałem, że ja to po prostu powiedziałem na głos. Nie no, wspaniale.

     - O czym ty w ogóle mówisz?! - Will wstał i podszedł do mnie. - Ty naprawdę nie widzisz w tym żadnego problemu?!

     - Uspokój się. I obniż ton.

    Westchnął, po czym usiadł bliżej mnie. Znów zapadła między nami cisza, która trwała dość długo.

     - Co się z tobą dzieje przez te ostatnie kilka tygodni?

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz