Rozdział 3 - Ta, której imienia nie chcemy wymawiać

360 47 12
                                    

Rozdział 3

Ta, której imienia nie chcemy wymawiać

\

Léa, 18 lat

Ocknęłam się, z ledwością rozklejając oczy, wokół których zaschły mi łzy. Podniosłam się do półprzysiadu i ze zmęczeniem przetarłam twarz. Byłam wykończona. Jak zwykle mój wszystko analizujący mózg odtwarzał ostatnie wydarzenia z domu, torturując mnie pod postacią snów. Śnił mi się wydzierający się na mnie ojciec. Niby nic nowego, koszmar nagminnie się powtarzał, ale i tak czułam się przez to fatalnie. Westchnęłam i zerknęłam na zegarek. Wpół do siódmej.

Świetnie... Nawet w niedzielę nie mogę się porządnie wyspać.

Nie za bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Niedziele przeważnie spędzałyśmy z Bellą na wałęsaniu się po mieście, ale przyjaciółka jeszcze nie wróciła od babci. Zakładałam, że pojawi się w akademii dopiero pod wieczór. Musiałam zatem sama zorganizować sobie czas. Na spędzenie miłego popołudnia z własną rodziną raczej nie miałam co liczyć.

Po mojej wczorajszej ucieczce z obiadu matka raczyła napisać mi tylko jednego esemesa, w którym zaznaczyła, że zachowałam się skandalicznie i że ojciec oczekuje przeprosin. Oczywiście w trybie natychmiastowym. Nawet w takich sytuacjach, w których to nie ja zawiniłam, potrafili skutecznie wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Z impetem odrzuciłam telefon na szafkę nocną. Postanowiłam zastanowić się nad tym później. Nie miałam siły znów analizować naszych relacji – kosztowało mnie to mnóstwo energii, a zazwyczaj również gorzkich łez.

Porwałam ręcznik z wieszaka przy drzwiach i ruszyłam w stronę szkolnych łazienek.

Nie rozumiałam dlaczego, ale nie umiałam powstrzymać myśli płynących w kierunku mężczyzny z parku. Cédric. Miał ładne imię. Momentalnie stanęła mi przed oczami jego zatroskana twarz. Odniosłam wrażenie, że mnie rozumiał, jakbyśmy nadawali na tych samych falach. Napomknął, że on też nie umie przyjmować pomocy. Ale czy rzeczywiście taka byłam? Czy rodzina skrzywiła mnie do tego stopnia, że nie pozwalałam sobie pomagać? Wcale nie chciałam taka być. W głębi duszy uważałam, że prawdziwą siłą człowieka jest umiejętność proszenia o pomoc, jeśli się jej potrzebuje.

Dość. Przestań sobie dokładać i skup się na przyjemnościach.

Potrząsnęłam głową, aby oczyścić umysł. Usilnie zastanawiałam się nad tym, gdzie się wybrać. Chciałam miło spędzić ten dzień w nadziei, że poprawię sobie humor. Olśniło mnie dopiero w trakcie mycia włosów.

W Publicis Cinémas mieli dzisiaj grać Śniadanie u Tiffany'ego! Uwielbiałam ten film, nie mniej od samego kina. Publicis Cinémas do tej pory zachowało swój retro klimat. Kochałam zapach karmelowego popcornu wymieszany z zapachem starej skóry bordowych, skrzypiących foteli. Najlepsze było jednak to, że z reguły miałam całą salę dla siebie, zwłaszcza na seansach – jak to określała Bella – staroci sprzed pół wieku. Tłumaczyłam jej, że to klasyki, a nie żadne starocie, ale ona i tak wiedziała lepiej. Dla Isabelle esencją kinematografii było najnowsze Mission: Impossible, a prawdopodobnie najstarszym filmem, który kiedykolwiek obejrzała, Pulp fiction. Bell nie uznawała filmów sprzed lat dziewięćdziesiątych. Twierdziła, że nie da się ich oglądać. Cóż, śmiałam się z nią nie zgadzać.

Uradowana, że przypomniałam sobie o seansie, czym prędzej się przygotowałam i ruszyłam w miasto. Nie mogłam tylko pozbyć się tej uwierającej myśli, że gdy w pobliżu nie ma Belli, muszę mierzyć się z samotnością.



Cédric, 25 lat

Zniszcz mnie jeszcze raz - W KSIĘGARNIACHWhere stories live. Discover now