Prolog - Zakazany owoc

1.4K 129 61
                                    

Prolog

Zakazany owoc


OBECNIE - STYCZEŃ 2023


Léa, 18 lat



– Nie, Léa. Stop. – Głos Cédrica dotarł do mnie z oddali.

Po minucie poczułam delikatny niczym muśnięcie jedwabiu dotyk jego dłoni na plecach, przez co niemal westchnęłam. Moje doznanie spotęgował fakt, że od nauczyciela biło wręcz nadnaturalne ciepło.

Zerknęłam na niego spod przymrużonych przez zmęczenie powiek. Ciemne kosmyki miał rozwichrzone, ale i tak był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Znaliśmy się już ponad pół roku, a ja wciąż nie umiałam oderwać od niego spojrzenia. Gdy tak na mnie patrzył, marszcząc brwi, po moim ciele wędrował rój niewidzialnych mrówek. Cédric uniósł wzrok, a ja przepadłam w otchłani jego szarych tęczówek. Zresztą... szczerze mówiąc, przepadłam już dawno, i miałam tego pełną świadomość.

Trener intensywnie lustrował moje stopy odziane w klasyczne, najtańsze trampki z supermarketu. Nagle zrobiło mi się głupio, że nie pokusiłam się o włożenie lepszych butów. Nie chciałam, aby pomyślał, że nie doceniam tego, co dla mnie robi i jak mi pomaga. On jednak nie skomentował mojego ubioru. Pozostał profesjonalny i skupił całą swoją uwagę na mojej postawie.

– Nogi szerzej, muszą być bardziej stabilne. Rozluźnij mięśnie. – Po raz kolejny dotknął moich lędźwi. Jego palce z wprawą pobudzały do życia zakończenia wszystkich moich nerwów. – Brzuch wciągnięty.

Gdy jego dłoń niespodziewanie zawędrowała na moją talię i po krótkiej chwili docisnął mnie do siebie, wydałam z siebie dźwięk przypominający cichy pisk. Tak bardzo chciałam, aby to było prawdziwe i trwało jak najdłużej. On jednak był moim nauczycielem, przez co nie umiałam przerwać tamy, która mnie od niego odgradzała. Ale może właśnie tak jest lepiej? Może dzięki temu uniknę zranienia? Marzyłam o nim, tylko czy on to odwzajemniał? Wątpiłam.

– Czujesz to, Léa? – dodał wibrującym szeptem albo to ja go tak odebrałam, jakby pulsował wokół mojego ucha.

– Tak – wydukałam otumaniona. Był zbyt blisko, abym mogła przejrzyście sformułować rozbiegane myśli.

– Pozwól swojemu ciału popłynąć. Puść hamulce. To nie jest balet, tutaj zrywamy krępujące cię łańcuchy. Nie musisz być perfekcyjna. W tańcu nowoczesnym nie ma ram czy schematów, tylko czysta ekspresja. Rozumiesz, co do ciebie mówię? – spytał, kołysząc się ze mną w tylko sobie znanym rytmie.

Z jednej strony chciałam, żeby mnie puścił, ale z drugiej pragnęłam jego wyrzeźbionych ramion, chociaż wiedziałam, że było to niewłaściwe. Profesor, nauczyciel, trener, mentor, wykładowca – był wszystkim, co zakazane. Wszystkim, czego nie mogłam mieć, czego nie powinnam nawet pożądać, a mimo to coraz mocniej wtapiałam się w jego wysportowane, twarde ciało i nie potrafiłam tego żałować. Ubolewałam nad tym, że nie jestem bardziej asertywna albo że nie umiem postawić się ojcu, ale nie biłam się w pierś za to, co czułam w obecności Cédrica. Ten mężczyzna był zbyt dobry, zbyt szarmancki i zbyt hojnie obdarowywał innych swoją empatią, aby to mogło być prawdziwe. A jednak było. On był prawdziwy.

Pozwoliłam sobie na chwilowe zatracenie się w fantazjach. Tutaj, na sali ćwiczeń – poza oficjalnymi godzinami jego pracy – udawałam, że jesteśmy innymi ludźmi, niespętanymi przez zasady i zależności. W trakcie tych sześćdziesięciu minut, których niecierpliwie wyczekiwałam, dostawałam przyzwolenie, aby bezkarnie podziwiać Cédrica. Nie musiałam spuszczać wzroku i zachowywać dystansu. Byliśmy tylko on i ja, w zamkniętej przestrzeni, z dala od otaczającego nas nieprzychylnego świata.

Koliste ruchy naszych bioder, korzenny zapach jego rozgrzanej, lekko spoconej skóry, mój świszczący oddech – wszystko mieszało się ze sobą, tworząc doskonałą melodię, przeznaczoną wyłącznie dla moich uszu. Nieustannie grała, wprawiając moje serce w drgający ruch, gdy Cédric był tak blisko. Wmawiałam sobie, że ta intymność, którą chwilowo dzieliliśmy, znaczyła więcej niż w rzeczywistości.

Jego zgrabne palce sunęły wzdłuż mojego ramienia, jedynie po to, aby zaraz zatrzymać się tuż przy szyi.

– Ufasz mi? – Sprawnym ruchem obrócił mnie ku sobie.

– Tak – odparłam, podczas gdy on bacznie badał wzrokiem moją twarz.

Jak mogłabym odpowiedzieć inaczej? Był jedną z tych osób, którym powierzyłabym własne życie, gdyby zaszła taka konieczność. To, jak bardzo mnie wspierał i jak mocno we mnie wierzył, sprawiło, że z czasem stał się dla mnie bezpieczną kryjówką. Uciekałam do niej za każdym razem, gdy tego potrzebowałam, a on mi na to pozwalał, nawet jeśli robił to nieświadomie.

Kiwnął głową i naciskając na moje plecy, odchylił mnie do tyłu w taki sposób, że moje rozpuszczone włosy dotknęły parkietu. Bezwładnie opuściłam ręce, wysyłając mu w ten sposób sygnał, że się poddaję, i zrobiłam to z rozkoszą. Popatrzył mi w oczy, a potem z powrotem przyciągnął do siebie.

– Zwyczajnie tańcz, Léa. I nie myśl. Stanowczo za dużo analizujesz, a to cię blokuje.

Zarumieniłam się, ale posłuchałam. Nieustannie fascynowała mnie jego spostrzegawczość. Odnosiłam wrażenie, że w trakcie tego roku szkolnego poznał mnie lepiej niż niejeden członek mojej własnej rodziny. Potrząsnęłam głową, aby wymazać z niej paskudny obraz ojca, który momentalnie wypłynął na powierzchnię.

Nie, nie będę dzisiaj o nim myśleć... To czas dla mnie i dla Cédrica.

Przestałam roztrząsać i ofiarowałam Cédricowi swoje ciało oraz umysł. Prowadził mnie po parkiecie pewną ręką, a ja dotrzymywałam mu kroku, dopóki nie skończyła się nasza lekcja.

W każdy piątek o dwudziestej czar jednak pryskał, rozpływając się w powietrzu niczym ulotny dym. Oboje wracaliśmy do swoich ról, których w tym momencie tak bardzo nie znosiłam.

Zniszcz mnie jeszcze raz - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz