Rozdział 3

10.8K 335 18
                                    




Lauren

Wzdycham z bólu, podnosząc kolejne tego dnia pudełko. Mam wrażenie, że moje plecy zaraz pękną lub nabawię się permanentnego garba. W każdą środę kurier przywozi dostawę asortymentu do mojego sklepu, a mimo tego, że jestem właścicielką i biznes przynosi duże zyski, nie zatrudniam nikogo do pomocy.

Od dziecka jestem bardzo samodzielna i z trudem przychodzi mi akceptowanie pomocy. Prawdopodobnie nauczyłam się tego od mojej mamy, która, odkąd pamiętam, radziła sobie ze wszystkim sama, chociaż zawsze otrzymywała ogrom wsparcia od każdego ze swoich sześciu mężów. Po śmierci mojego ojca przez długi czas była sama, ale kiedy w końcu poradziła sobie z żałobą, jej poszukiwanie miłości nabrało tempa. Chociaż większość jej małżeństw kończyła się szybciej, niż się zaczęła, to .

Ta kobieta dokładnie wie, czego chce i bierze to garściami. Szczerze mówiąc, nigdy nie przeszkadzał mi jej styl życia. Ludzie zawsze dziwili się, że akceptowałam każdego z jej partnerów (może poza mężem numer trzy, którego poślubiła na Hawajach w dzień, w którym się poznali, a on nawet nie mówił po angielsku), ale kiedy zaczęła swoje miłosne podboje, ja byłam już na tyle dojrzała, żeby zrozumieć, że powinna żyć pełnią życia. Mój aktualny ojczym, czyli mąż numer sześć, jest do tej pory moim ulubionym i uwielbiam patrzeć, jak moja mama przy nim rozkwita.

Zabieram się za rozpakowywanie towaru. Jestem właścicielką luksusowego sklepu z winami z całego świata, co jest naprawdę opłacalnym biznesem. Importuję alkohole z wielu krajów i sprzedaję je ze sporą marżą. Duży zysk i nielimitowany dostęp do mojego ulubionego trunku sprawiają, że kocham swoją pracę, mimo że momentami jest wyczerpująca i pozbawia mnie życia prywatnego.

Pierwszy raz napiłam się wina w wieku siedemnastu lat i ku niezadowoleniu mojej matki od tamtej pory stałam się jego fanką. Podkradałam butelki z barku w domu i robiłam sobie prywatny test smaku w pokoju z przyjaciółką. Wystarczyła szybka kalkulacja i research, żeby zauważyć, że alkohole to świetna inwestycja. Ludzie są w stanie zapłacić naprawdę dużo za dobry trunek.

Trzy lata temu otworzyłam swój pierwszy sklep na Brooklynie, ale niedawno postanowiłam przenieść się na Manhattan, żeby dotrzeć do większej ilości klientów. To była świetna decyzja, bo teraz przychodzi do mnie zarówno wielu turystów, jak i ważniaków w garniturach gotowych wydać krocie na swój ulubiony alkohol. Moimi ulubieńcami są mieszkańcy Upper East Side, którzy mimo swoich trudnych charakterów, zostawiają w moim sklepie krocie, napędzając przy tym moje finanse.

W południe jestem już wyczerpana, a ilość pracy, którą mam przed sobą, jest przytłaczająca. Na szczęście słyszę dzwonek oznajmiający otwarcie drzwi, więc odrywam się od sterty pudeł na zapleczu i wracam za ladę, czekając na nowego klienta z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

– Dzień dobry – rzucam uprzejmie w stronę wejścia, wciąż nie dostrzegając osoby, która weszła właśnie do sklepu.

– No proszę, czy ty właśnie powiedziałaś coś miłym tonem? – Zza regału wychyla się Brandon z tym swoim cwanym uśmiechem, a ja momentalnie zmieniam minę.

Staje przede mną z zadowolonym wyrazem twarzy, który najwyraźniej występuje u niego permanentnie, a ja czuję, jak moja krew zaczyna wrzeć. Jest coś w jego uniesionych kącikach ust, co sprawia, że mam ochotę wybuchnąć. Nie wiem, czy to kwestia mojej irytacji jego osobą, a może fakt, że za jego uśmiechem kryje się więcej arogancji niż szczęścia, ale wiem, że nie znoszę, gdy patrzy na mnie w ten sposób.

– Co ty tu robisz? – Krzyżuję ramiona przy piersiach, patrząc na niego sceptycznie. – Przestałeś nachodzić mnie w samochodzie, więc teraz robisz to w miejscu pracy?

Take a chance on me [ZOSTANIE WYDANE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora