Prolog

12K 399 80
                                    

Zaskoczył ją półmrok panujący w pokoju.

Pomieszczenie było małe, ale mieściło się tutaj biurko, kilka regałów z segregatorami i książkami, a zasłony od okna zostały rozciągnięte na całą szerokość. Przez odkryty fragment przedostawała się smuga zachodzącego słońca, oświetlając poruszający się w powietrzu kurz. Prawniczka przystanęła, a jej wzrok padł na kobietę, siedzącą na skórzanym fotelu tuż przy ciemnym blacie.

Jej jasne włosy zostały spięte w luźnego koka, ale po kilku godzinach pracy część kosmyków wyswobodziła się z upięcia i opadała na jej bladą twarz. Miała wyraźnie zarysowaną szczękę, wyraźne kości policzkowe i cholernie długie rzęsy. Nawet nie uniosła wzroku na dźwięk otwierajacych się drzwi, skupiona całkowicie na porozwalanych przed jej nosem papierach.

Na ramiona zarzuciła skórzaną ramoneskę, która opinała jej szczupłe ramiona. Skrzyżowała nogi, stukając szpilką o podłogę, a prawniczka przyjrzała się powoli jej ciemnym, poprzecieranym dżinsom.

W tej kobiecie krył się mrok. Coś, co sprawiało, że szatynka znieruchomiała w miejscu i jedynie obserwowała.

– Miałam chujowy dzień – odezwała się zachrypniętym głosem, jak gdyby jeszcze kilka minut temu wypaliła paczkę papierosów. Nadal nie unosząc głowy, skreśliła coś na kartce papieru i zacisnęła usta. – Daj mi, to co masz i wyjdź, bo nie mam za grosz cierpliwości.

Chłód w jej tonie sprawił, że kobieta ostrzegawczo zmrużyła oczy.

– Twój znajomy miał rację, że każdy z was jest beznadziejny po tygodniu pracy – zamruczała i zwilżyła usta językiem. – Ale byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś powiedziała mi, które papiery są dla was, bo nie przyjechałam tutaj, żeby zostać odesłana z kwitkiem – dodała zimniej, a jej głos stwardniał.

– Czy ja ci wyglądam na kogoś, kogo obchodzą takie rzeczy? – wychrypiała i w tym samym momencie uniosła głowę. Prawniczka skrzyżowała spojrzenie z Delilah, której oczy były w odcieniu gwiazd, a bijący z nich chłód był zdolny zabić każdego człowieka. Złamać go w najokrutniejszy sposób. Pozbawić jakiejkolwiek moralności.

Ciemność należała do niej i tylko ona w niej błyszczała.

Ale mimo tego wytrzymała jej wzrok. I gdy obie przez kilka sekund patrzyły na siebie z nienawiścią, szatynka zadarła nieco podbródek, a Delilah uniosła kącik ust w kpiącym, złośliwym uśmiechem.

– Mówił ci ktoś, że wy, prawnicy, nie macie za grosz wyczucia czasu? – zapytała, rozpierając się wygodniej na krześle. Oblizała usta koniuszkiem języka i prychnęła. – No tak, zapomniałam. Przecież to ludzie czekają na was, a nie wy na nich.

Spojrzenie kobiety stało się twardsze.

– Za to, jak widzę, ty należysz do stereotypowego zgrupowania detektywów, którzy częściej pracują niż śpią, są uzależnieni od kawy i swoje słabości rekompensują ironią i nienawiścią – odparła z lekkim uśmiechem, doskonale wiedząc, że w ten sposób wybije ją z rytmu.

Ale Delilah Warren nie zareagowała. W jej szarych oczach pojawił się błysk, gdy przekrzywiła lekko głowę i zastukała długopisem o blat.

– Dobra robota. Zwróciłaś moją uwagę. Możesz uznać to za swój osobisty sukces – sarknęła. – Tam są drzwi. Dziękować nie musisz.

– Urocze – syknęła zgryźliwie i ruszyła w jej stronę. – Słyszałam, że wasz posterunek zbiera ostatnio beznadziejne opinie. Może jednak jest coś, co jeszcze mogłabym zrobić? – zapytała z ironią i z trzaskiem rzuciła na blat dokumenty. Delilah śledziła każdy jej krok. Niczym drapieżnik, który obserwował swoją ofiarę, mogącą stać się równie silną, co ona.

– Nie lubię prawników głównie za ich stereotypowe myślenie i fałszywą pewność, którą się posługują. Może to i dobrze, że na co dzień nie mamy ze sobą kontaktu – mruknęła i bez słowa zaczęła przeglądać dokumenty. Jej ruchy były pewne, wręcz wyważone, a z jej ciała bił spokój, który wydawał się jedynie warstwą ochronną. – Ciekawe. Cooper nie mówił, że odwiedzi mnie królowa prawniczego świata.

– A mi nie powiedział, że będę miała do czynienia z wredną siksą, która będzie starała się postawić na swoim – odparła i uśmiechnęła się krzywo, gdy Warren ponownie na nią zerknęła.

– I vice versa. – Błysk w jej oczach sprawił, że blondynka ściągnęła łopatki, ale nie ruszyła się. Dobrze było ponownie spojrzeć w tęczówki człowieka, który nie bał się twojego spojrzenia. Kobieta była pewna, że gdyby nie obecna sytuacja, zdołałaby się z nią nawet zaprzyjaźnić. – Słyszałam o ostatniej rozprawie. Jesteś pewna, że nie chciałabyś się przydać w naszych szeregach?

– Sugerujesz swoją porażkę, Warren? – Brew nieznajomej powędrowała ku górze.

– Sugeruję współpracę, gdybyś potrzebowała kogoś, kto jest gotowy do rozlewu krwi – zamruczała. – To propozycja. Nie bierz wszystkiego do siebie.

– Nie zamierzam. I dlatego moja odpowiedź brzmi nie – cmoknęła i wstała, zabierając resztę papierów. – Pozdrów ode mnie Henry'ego. Jestem pewna, że będzie tobą zachwycony, kiedy opowiesz mu, jaka jestem wspaniała.

– Za wysoko się cenisz. Ale to również jest wada prawników – odparła Delilah, a kobieta zaśmiała się kpiąco pod nosem i posłała jej uważne spojrzenie. – Nie powinnaś się cieszyć z tego, że zwróciłaś moją uwagę, złotko.

– Są gorsze rzeczy od detektywów, których powinnam się bać. Dobrej nocy, pani Warren. Gdyby potrzebowała pani mojej pomocy, zostawiłam wizytówkę pod ostatnim dokumentem w teczce. – Mrugnęła i przeszła przez próg pomieszczenia, zostawiając ją samą.

Kiedy jednak zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w stronę wyjścia, mimowolnie dreszcz spłynął po jej plecach.

Delilah Warren była jedną z tych kobiet, które potrafiły skraść serce i udawać, że człowiek od zawsze go nie miał. Była mrokiem i ukazywała się jedynie wtedy, kiedy jej emocje stawały się odzwierciedleniem zemsty, a błysk w oczach okazywał się ogniem, będącym w stanie podpalić niebo i piekło.

Nieznajoma nie potrafiła przestać myśleć o jej ciemniejących, srebrnych oczach. Były niczym gwiazdy – jedyne jasne punkty wśród całkowitej ciemności.

Była pewna, że jeszcze nie raz usłyszy o tej kobiecie. Obietnica w jej tęczówkach była wystarczającą odpowiedzią.

sztambuch

This Could Get Ugly [W SPRZEDAŻY]Where stories live. Discover now