london callιng | тoм нιddleѕт...

_Choupette tarafından

75.8K 4.7K 1.7K

Kiedy Tom kończy swój kolejny nieudany związek w wieku 35 lat, zaczyna wątpić w to, czy kiedykolwiek uda mu s... Daha Fazla

• Bohaterowie •
1. La vie en rose
2. Start of something new?
3. What should I do?
4. Loving you is a losing game
5. Don't stop until you're proud of yourself girl.
6. You need to calm down
7. My mama always told me that I'd make it, so I made it
8. Let your heart hold fast
9. I'm filled with fears
10. My life is a failure
11. Wool coats, English tea
12. Now I have to prepare my own grave
13. Please don't fuck it up
14. It's a pleasure to meet you Mr.H
15. Tom's just polite
16. You're an idiot
17. He's coming there Lou...
18. Cold November rain
19. Maybe you want to go out with me?
20. I get so lost inside your eyes. Would you believe it?
21. Lonely days
22. Tom there's no turning back...
23. Well, you two really fucked up
24. I am truly sorry about last night
26. I can't sleep until I feel your touch
27. She was my woman, I loved her so, but it's too late now, I've let her go
28. And there's no one to blame but the drink and my wandering hands
29. Sometimes I wake up in a different bedroom
30. But I've got high hopes, it takes me back to when we started
31. Every moment led to this one
32. Have I known you 20 seconds, or 20 years?
33. Our time is right
34. Somewhere in the Southern Italy
35. In the heat of the morning
36. If that ain't love then I don't know what love is

25. Date night

1.7K 108 77
_Choupette tarafından

Sobota po południu.

To dzień wręcz idealny i stworzony po to, by odpoczywać. Nie przejmować się kompletnie niczym, po prostu egzystować gdzieś na kanapie przed telewizorem z kawą w ręku i towarzystwem swojej nowej bliskiej koleżanki. Oglądanie od trzech godzin miasteczka Twin Peaks może być męczące, jednak nie dla tych najtrwalszych, zaprawionych w boju serialowiczów. Lauren niestety czuła jak jej powieki stają się coraz cięższe, a mózg powoli przestawał odpowiednio komunikować się z jej ciałem. Kobieta siedząca obok szturchnęła w niedelikatny sposób swoją towarzyszkę i spojrzała na nią z wyrzutem.

- Nie no błagam, będziesz teraz zasypiać?

- No... - mruknęła, wciąż nie otwierając oczu. - W jaki inny sposób mam trawić obiad?

- Zachowujesz się jak stara baba, ogarnij... - Niestety niedane jej było dokończyć.

- Słucham? Ja stara? Wypraszam sobie, wciąż potrafię zrobić szpagat - oburzyła się, jednak po krótkim namyśle dodała - kiedyś umiałam. W podstawówce na pewno.

- L. - Zaśmiała się - nie wiem, po co zjadłaś tyle tego makaronu.

- Wiem, wyglądam teraz jak w ciąży.

- Chcesz go odstraszyć? - Spojrzała na nią z zawadiackim uśmieszkiem, który przerodził się w lekkie zakłopotanie. Mina Lauren ani odrobinę nie odwzajemniała humoru swojej koleżanki. - No przecież żartuję, nie będziesz się z nim pieprzyć.

- Jesteś... - Zgarnęła poduszkę zza swoich pleców i uderzyła nią Esther - Okropna!

- Kochana jest godzina 17, a ty nawet nie wzięłaś prysznica, więc zakładam, że raczej nici z...

- Esther!

- Dobra, dobra - mruknęła, uspokajając sytuację - Pomalujesz się?

- No... raczej tak? Zawsze coś nakładam - wzruszyła ramionami - to chyba nie grzech?

- Naprawdę muszę ci tłumaczyć takie podstawy, czy tylko udajesz?

- Okej, naucz mnie w takim razie. Idę na kawę z moim klientem, porozmawiać o pracy.

- W którego się wpiłaś jakiś czas temu.

- No dobrze, ale to było...

- Hmm?

- Dobra wyłącz ten serial - westchnęła i spojrzała ze zmieszaniem na Esther. - Wyszło głupio, dlatego wolę iść, żeby naprawić tę sytuację.

- Chociaż tyle, że to on cię zaprosił.

- Mógł sobie darować - zaczęła uciekając wzrokiem w bok.

- Proszę cię - wywróciła oczami - przestań w końcu udawać pokrzywdzoną. - Lauren wytrzeszczyła na nią oczy i zaniemówiła. - Tak o tobie mówię!

- Nie udaję? Po prostu to wszystko nie jest mi na rękę. - blondynka dalej szła w zaparte.

- Ale pierdolisz głupoty dziewczyno.

- Niby czemu? - jej dobry humor zgasł, a neutralny wyraz twarzy zmienił się w dziwny grymas zdezorientowania.

- Lou jesteśmy dorosłe, nie będziemy się teraz bawić w podstawówkę i zgadywanie czy mu się podobasz na podstawie jego znaku zodiaku. - zwróciła jej uwagę - chodzi mi o to, że oboje jesteście dorośli. Facet albo jest zdesperowany, albo po prostu mu się podobasz i tyle.

- Dzięki - mruknęła smętnie - to nie zmienia faktu, że nie jest zwykłym szarym człowiekiem i nie powinien tak...

- Dobra już bez przesady to nie jest żaden książę William, nie sra złotem i nie pije codziennie dwustuletniego burbonu - odparła patrząc na nią uważnie. -  Więc przestań mnie wkurwiać, ubierz się zajebiście jak zwykle i korzystaj z życia. Zanim się obejrzysz, będziesz mieć 40 lat i sześć kotów.

-Okej, okej rozumiem, nie musiałaś na mnie krzyczeć - odparła, na co Esther wzruszyła jedynie ramionami. - Ale to wciąż jest mój klient.

- Chodź, idziemy cię zrobić - wzięła swoją koleżankę za rękę i zaprowadziła do sypialni. - Będzie twoim klientem do końca, życia? - uśmiechnęła się pod nosem.

- Słuchaj po prostu tam pójdę i będę miła. - Lauren zmarszczyła czoło na widok czerwonej sukienki, którą z szafy wyciągnęła Esther - Chyba sobie żartujesz, nie ubiorę tego.

- Jest ładna przecież - obruszyła się

- Esther to nie jest randka. - blondynka przypomniała jej i wywróciła oczami. - To zwykłe spotkanie.

- Racja lepiej ją na nią zachować - powiedziała sama do siebie i sięgnęła po białą sukienkę z delikatnymi bufiastymi rękawami i długością przed kolano. - Może być? Jest elegancka, prawie tak jakbyś szła na spotkanie biznesowe do Starbucksa.

- Możesz się ze mnie nie śmiać? Zostawiłam trochę rzeczy w Nowym Jorku. - Mruknęła - wezmę ją.

- Ale za to robisz czerwone usta.

- Nie ma takiej opcji!

- Ale ty jesteś głupia dziewczyno - westchnęła. - Nie będziesz się przecież w niej całować, prawda?

- Okej - uniosła brew - jestem pod wrażeniem.

Kobieta spojrzała na Esther, która zdawała się w tym momencie być lekko zdenerwowana całą tą sytuacją. Zapewne dlatego, że jej charakter bardzo ciężko znosił wieczne narzekanie i marudzenie, ale niestety były to najbardziej rozpoznawalne cechy Lauren. Czasem trzeba przyjąć znajomych takimi, jakimi są, lepsze to niż wiecznie przestraszona i liżąca tyłek każdemu szefowi w biurze Pam. Nikt jej nie lubił, w dodatku cały biurowiec składał się na takich ludzi. Prędzej wbiją ci tępy pręt w kręgosłup, niż spróbują szczerze się z tobą zaprzyjaźnić. Takie już jest życie w tym korpo.

Esther zerknęła na swój telefon, który wskazywał już prawie godzinę osiemnastą.

- Wracasz już? - spytała, odrywając wzrok od pudełek na buty, umieszczonych na samym dnie szafy.

- Chyba tak - odparła, pisząc wiadomość - skoczę kupić pizzę i dokończę oglądać Twin Peaks z moim Starym.

-Ale tak beze mnie? - na twarz Lauren wpełzł wyjątkowo teatralny grymas zdumienia.

- Prawie zasnęłaś, widziałam to

- Jestem przejęta czymś innym po prostu.

- Ach i dlatego zasypiasz?

- No... - Bąknęła. - Mechanizm obronny.

- Okej, okej - zaśmiała się i sama podeszła do szafy, gdzie znajdowały się schowane buty. - Może weź te? - wskazała na dość sympatyczne brązowe kozaki.

- Hmm - mruknęła skwaszona - Nie lepiej jakieś... szpilki, czy...

- Lauren jest 5 stopni. - przerwała jej z poważną miną - Ja wiem kim on jest, ale kochana na pewno nie jest wart zapalenia pęcherza.

- Przepraszam mamo - zaśmiała się i wzięła od niej wybrane już buty. - Jak będę chciała uciec, to napiszę do ciebie.

- I co? Mam zadzwonić i udawać, że twoja babcia umiera?

- Moja babcia nie żyje. - odparła z kompletną grobową miną.

- O... - Popatrzyła na nią z zakłopotaniem. - Ale, że wszystkie?

- Esther!

- Dobra, dobra już idę! - zaśmiała się i zgarnęła po drodze wszystkie swoje rzeczy. - Tylko przeżyj, okej?

- Przeżyję, postaram się przynajmniej. - Zamknęła drzwi za nią, a sama po chwili wróciła do sypialni. Wzięła ze sobą odpowiednie kosmetyki i obrała za cel łazienkę. Rozczesanie włosów nie zajęło jej specjalnie dużo czasu, a wykonanie podstawowego makijażu to zaledwie dziesięć minut. Wykończyła go czerwoną szminką, po czym ostrożnie ubrała wcześniej wybraną białą sukienkę i zabrała z szafki nocnej parę złotych pierścionków. Przez myśl przeszła jej najważniejsza decyzja tego wieczoru, a mianowicie - zamówić Ubera, czy skorzystać z transportu publicznego? Może lepiej przejechać się metrem i zrobić sobie krótki spacer? - pomyślała.

Blondynka w końcu zdecydowała się na spacer i podróż metrem, która niestety przysporzyła jej więcej problemów, niż szybka przejażdżka Uberem. Deszcz zacinał z niemiłosiernym tempem, nieustannie przypominając jej, gdzie tak właściwie się znajduje. Czy było warto? Definitywnie nie.

Mogła raz a porządnie posłuchać swojego wewnętrznego lenistwa, jednak wyjątkowo tym razem wolała spożytkować tę krotką chwilę na przemyślenia. Gdy w końcu zauważyła, że zbliża się do ustalonego wcześniej miejsca, odetchnęła z ulgą. Ścisłe centrum Londynu o tej porze dnia wręcz szalało nawet pomimo deszczu. Zapewne to charakterystyczna cecha tego miasta, zupełnie tak jak Nowego Jorku, ale kompletnie odwrotna niż Australii. Sama nie wiedziała, co jest dla niej lepsze, ruchliwe miasto pełne życia, czy spokojna plaża pełna piasku i dziwnych wspomnień. Ostatnie dni spędziła dosyć produktywnie, zwiedziła parę miejsc co lepsze, nawet przez chwilę czuła się jak prawdziwa Brytyjka, gdy znalazła u siebie w torbie więcej breloczków z flagą i królową, niż tych australijskich wiszących na lodówce w domu rodzinnym.

Wyciągnęła z kieszeni płaszcza telefon, by sprawdzić, czy jej towarzysz zdecydował się do niej napisać. Niestety wiadomość czy już jest na miejscu, wymagała chyba zbyt wielu czynności, gdyż ostatnią wysłaną od niego wiadomością, było jedynie „ok". Westchnęła z lekkim zdenerwowaniem i przeklęła w duchu swoją punktualność. Kątem zauważyła odpowiednią kawiarnię i bez dłuższego zastanowienia, szybko skierowała się w jej stronę.

Najbardziej uciążliwą sytuacją w tym mieście są niewątpliwie ulice, na których panuje ruch lewostronny - nienawidziła tego w Australii i jeszcze bardziej tutaj. Chodnik stawał się istnym bałaganem, ludzie stąd szli z lewej, a wyłącznie bywalcy i turyści z prawej, przez co każdy zahaczał swoim parasolem każdego. Lauren z prędkością światła ominęła tłum i doszła do ulubionej kawiarni Toma, którego przy okazji na horyzoncie nie było widać. Weszła do przestronnego miejsca, które od razu zauroczyło ją swoim klimatem. Sądziła, że wystrój będzie przypominać co najmniej pokój królowej, a jednak w swojej prostocie zdawał się bardzo nowoczesny. Białe ściany, metalowe lampy zwisające z sufitu, dużo regałów z książkami i miejsc do pracy. No tak praca - mruknęła w myślach. To wszystko jest tylko i wyłącznie pracą. Podeszła do kasy, nad którą wisiała dosyć spora roślina.

- Co dla ciebie? - spytał blondyn, zdecydowanie młodszy od niej.

-Proszę flat white - odparła z pewnością i sięgnęła po swój portfel.

-To będzie pięć funtów - wbił w kasę odpowiednią kwotę, zagarnął pieniądze i od razu wziął się za robienie kawy. Stwierdziła, że jeżeli tu dostanie idealnego flata, to nic więcej do życia jej nie potrzeba. Odebrała kawę i usiadła przy jednym z bardziej ustronnych stolików. Stwierdziła, że Tom zapewne zaraz przyjdzie, bo w końcu dobiegła już ustalona godzina. Nic bardziej mylnego.

Spojrzała na zegarek, który wskazywał, już praktycznie półgodzinne spóźnienie. Cholera by go wzięła. Stwierdziła, że to ostatni raz, kiedy umawia się z nim gdziekolwiek, poza jego własnym domem. Dopiła kawę i sama już nie wiedziała co robić, dzwonić do niego z pretensjami, czy może lepiej po prostu wrócić do domu. Wyciągnęła telefon, by sprawdzić godzinę i czy przypadkiem nie dostała żadnego SMS-a.

Czterdziestopięciominutowe spóźnienie oraz zero informacji. Nie miała zamiaru dłużej się poniżać i czekać na niego jak na zbawienie, wstała, przy okazji odnosząc pusty kubek i zabrała swoje rzeczy. Rozejrzała się ostatni raz po kawiarni, mając złudną nadzieję, że Tom może po prostu tak długo wybiera kawę. Niestety nie.

Deszcz ustał, jednak jej niesmak pozostał, dlatego wolała zamówić sobie transport aniżeli tłuc się metrem z innymi ludźmi. Wyciągnęła telefon i gdy już prawie potwierdziła odbiór, ekran się lekko zwiesił i wyświetlił przychodzące połączenie.

Tom.

Była w tym momencie wściekła niczym osa, a w jej głowie rozbrzmiały pytanie, dlaczego nie mógł zrobić tego godzinę temu?

Z trudem odebrała, bo gdzieś z tylu głowy miała na uwadze, że to jednak wciąż był jej klient, któremu wykonywała dość potężnie drogi projekt.

- Lauren bardzo cię przepraszam, nawet nie wiesz jak bardzo - zaczął, nim zdążyła się odezwać.

- Tom... - westchnęła, próbując w jak najmniej niemiły sposób przekazać mu, że wraca do domu i nie ma zamiaru robić z siebie idiotki.

- Błagam, jestem dosłownie już pod... - Rozłączył się, co zdziwiło i rozzłościło ją jeszcze bardziej, bo aplikacja anulowała cały jej przejazd. Kątem oka zauważyła, biegnącego w jej stronę mężczyznę.

- Kurwa - mruknęła cicho i odwróciła się w jego stronę.

- Błagam cię o wybaczenie, mam naprawdę dobre usprawiedliwienie, bo...

- Tom mogłeś napisać, że nie dasz rady. - odparła z wyrzutem, wciąż zachowując kamienna twarz.

- Wiem, wiem - odparł zakłopotany, przeczesując dłonią rozmierzwione przez wiatr włosy. - Nie chciałem tego odwoływać, sądziłem, że się wyrobię.

- Okej - to była, jedyna odpowiedź, na jaką mogła się w tym momencie wysilić, bo rzecz jasne, gdyby chodziło o Tony'ego, bez wahania zrobiłaby mu awanturę, jednak w tej sytuacji nie było nawet mowy o czymś takim.

- Mogę ci to jakoś wynagrodzić?

- Tom nie musisz mi nic wynagradzać, nie jestem...

- Oczywiście, że muszę - odpowiedział, nie odrywając od niej wzroku.

Mhm, znalazł się w tobie nagle honorowy rycerz, sarknęła we własnych myślach.

- Posłuchaj, jeżeli nie masz czasu, ja wrócę do siebie i...

- Mam! - odparł natychmiast - możemy gdzieś usiąść? Nie stójmy tu tak, chłodno się zrobiło.

- Tamta kawiarnia za niedługo się zamyka - zauważyła z drobnym przekąsem.

- Hmmm to może... - zamyślił się na moment - Może jednak drink na zgodę?

- Drink? - uniosła brwi i gdy już miała odmawiać, przypomniała sobie kąśliwe uwagi swojej koleżanki. Czterdzieści lat i sześć kotów albo drink z Tomem. - Może być.

- Chodźmy, niedaleko jest fajne miejsce - gestem dłoni zaprosił ją do wspólnego spaceru, który nie okazał się wcale być aż tak niezręcznym. Bar nie znajdował się daleko, skręcili w jedną uliczkę i jej oczom ukazał się bardzo przyjemny budynek. Tom przepuścił ją w drzwiach i jeszcze raz, prawie niezauważalnie mrużąc oczy, posłał jej długie zaciekawione spojrzenie. Usiedli razem przy stoliku, a kelnerka niemal od razu do nich podeszła, uśmiechając się przy okazji do Toma.

- Co dla ciebie? - szatyn zwrócił się w jej stronę.

- Manhattan - odparła po krótkim namyśle, kierując wzrok na zauroczoną całą sytuacją rudowłosą dziewczynę.

- Ja proszę gin z tonikiem.

- Co to za miejsce? - spytała.

- Znalazłem je przypadkiem. - mruknął. - Kiedyś po nieudanym castingu, włóczyłem się po mieście, a to miejsce jakoś samo do mnie przyszło. Zawsze jak czuję się trochę zbyt samotnie, przychodzę tutaj - wyznał, a ona była tą rozmową delikatnie zaskoczona.

- W Nowym Jorku też miałam takie miejsce - odparła - co prawda w zupełnie innym klimacie, ale wciąż przyjemne.

- Musi być ci trudno tak często zmieniać miejsce.

- Ty mi to mówisz? - zaśmiała się.

-No tak masz rację - również podzielił jej uśmiech - Kocham Londyn ale czasem mam go serdecznie dość. Nie lubię być ciągle w jednym miejscu, wolę poznawać te wszystkie nowe kultury - rozmarzył się - a zwłaszcza od kuchennej strony.

- Może zabrzmię stereotypowo, ale moja wycieczka do Włoch składała się właściwie z jedzenia makaronów i picia litrów prosecco.

- Kompletnie ci się nie dziwię Lauren. - Zauważył. Do stolika z prędkością światła przywędrowała z powrotem kelnerka, trzymając w dłoni tacę z ich drinkami.

- Proszę - mruknęła rudowłosa. - Mam nadzieję, że będzie smakowało. - Chciała jeszcze coś dodać, ale została zawołana przez następnego klienta. Przewróciła oczami i udała się do stolika. Natomiast dwa drinki wyglądały wręcz obłędnie. Blondynka zanurzyła usta w swoim kieliszku i poczuła natychmiastową falę rozkoszy. Jeżeli to miało uratować Toma przed jej złym humorem i możliwą awanturą, to wybrał bardzo skuteczną drogę.

- Przepraszam, że się znów tak okropnie spóźniłem. - zaczął, po chwili ciszy. - Musiałem zawieźć moją mamę do siostry, a ona panicznie boi się mojego auta, więc potrzebowałem pożyczyć inne.

- Dlaczego się go boi? - spytała.

- Wiesz, jak to jest, nigdy nie zrozumie, że potrafię prowadzić sportowe samochody.

Lauren poprawiła swoje długie blond włosy, które opadały jej na czoło i spojrzała na niego z zadowoleniem.

- Wow, to jest naprawdę cudowne - odparła, biorąc kolejny i kolejny łyk swojego drinka. Za oknem na nowo rozszalała się burza, która zgromadziła w środku baru dość dużo ludzi. Lauren poczuła się, o wiele luźniej mogąc znów rozmawiać z Tomem pod wpływem alkoholu. Czasem niewinne się uśmiechnęła, co kompletnie nie umknęło uwadze mężczyzny. Pijąc kolejnego drinka, starał się uchwycić każde jej spojrzenie. Skrywała w oczach jakąś tajemnicę, przeszywała go całego. W końcu znów zaczął się zastanawiać, w czym tkwi ten jej fenomen, który tak działał na jego osobę.

- Wyglądasz dziś naprawdę pięknie - zaczął.

- Dziękuję - mruknęła.

- Znaczy, zawsze bardzo dobrze wyglądasz, po prostu... - zaplątał się w swojej własnej wypowiedzi.

- Rozumiem - odparła z lekkim śmiechem. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego jest na tyle głupia, by po raz kolejny pić alkohol z Tomem. Czy chciała skończyć ten wieczór w dokładnie taki sam sposób jak ostatnio? Z drugiej strony co jej stawało na drodze? Całe życie była podporządkowana jakiejś z góry narzuconej idei bycia przykładną i idealną, więc dlaczego nie miałaby teraz tego przełamać. Najwyżej wrócę na tę pieprzoną plażę i zakopię się w niej na zawsze. Nietrzeźwe myśli były o wiele bardziej śmiałe i nieprzewidywalne.

Blondynka sięgnęła po zapalniczkę, którą Tom wyciągnął jakiś czas temu, a potem subtelnym ruchem przybliżyła ją do czerwonych ust, którymi obejmowała cienkiego papierosa. Mężczyzna podzielił jej gest i także wyciągnął swojego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona z papierosem jest czynnikiem, który działa na niego zbyt silnie. Nawet nie próbował się przed tym bronić.

Po pewnym czasie oboje zauważyli, że bar powoli zaczyna stawać się zbyt głośny i mało komfortowy. Ludzie pchający się z każdej strony nie byli niczym atrakcyjnym, w dodatku nieustający od trzech godzin deszcz raczej zwiastował podobną sytuację w innych miejscach.

- Chcesz wracać? - mruknął pod nosem, obracając w dłoni ostatnią tego wieczoru szklankę z alkoholem. Lauren strzepała popiół z papierosa do popielniczki, zaciągnęła się ostatni raz i zgasiła go.

- Raczej tak - westchnęła. Tom zabrał ich płaszcze, po czym w wyjątkowo szarmancki sposób, pomógł jej ubrać własny. Zapłacił przy barze i w ekspresowym tempie przedostali się wyjścia z baru. Teraz czekała ich najgorsza misja - zamówić dojazd do domu. Co prawda Londyn nie próżnuje, jeżeli chodzi o wybór taksówek, jednak gdy spadnie, choć kropla z nieba, nagle każdy decyduje się nimi wracać do domów. Po kolejnym papierosie pod parasolem udało im się złapać jedną. Lauren lekko się zdziwiła, gdy Tom zasiadł tuż obok niej i z wyczekującą miną spojrzał w jej oczy. Szybko wskazała kierowcy odpowiedni adres i zamilkła na dłuższą chwilę. Znowu siedziała na tyle blisko, że z łatwością wyczuwała jego perfumy. Spojrzała mu w oczy, a on odparł na to jedynie delikatnym mruknięciem. Blondynka przeniosła wzrok na jego usta, które wykrzywiły się w niepewny uśmiech. Dotknął jej dłoni.

Lauren zadrżała, nie spodziewając się tej interakcji z jego strony.

- Wybacz - szepnął. - Znów naruszyłem twoją przestrzeń?

- Nie, po prostu... - zaczęła, jednak wolała nie kończyć. Cokolwiek by teraz nie powiedziała, brzmiałoby głupio i całkowicie bezsensu. Po kilkunastu minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, taksówka wreszcie zatrzymała się pod jej kamienicą. Szybko zapłaciła i poczekała na Toma, który otworzył jej drzwi, podając swoją dłoń. Deszcz zacinał z jeszcze większym tempem, dlatego droga do środka nie była najprzyjemniejszym doznaniem. Mężczyzna towarzyszył jej przez cały czas. Biła się z myślami, w którym momencie powinna się odezwać, poprosić go, aby już wyszedł i nie odprowadzał do samego łóżka. Tylko czy naprawdę chciała go odprawić tak szybko?

Zatrzymali się przy jej drzwiach.

Dobrze wiedział, że powinien się odsunąć, jednak zamiast tego niepewnie zbliżył się i musnął jej usta. Znowu się nie odsunęła i dobrze wiedział, że wcale nie chce tego zrobić. Lauren oddała jego pocałunek z lekkim mruknięciem, przybliżając się nawet bardziej. Oboje wiedzieli, że są o krok od popełnienia nieodwracalnego czynu, który mógł ciążyć na ich sumieniach przez bardzo długi czas.

Nagle kobieta poczuła, jak jej torebka wibruje ze zdwojoną siłą. Oderwała się od ust mężczyzny i z trudem przełknęła ślinę. Tom oparł swoje czoło na jej głowie, próbując jak najlepiej zapamiętać ten fiołkowy zapach. Kobieta wyciągnęła delikatnie telefon i nagle poczuła, jak krew zaczyna krążyć w jej żyłach z zawrotnym tempem. Poczucie winy uderzyło ją jak jeszcze nigdy w życiu i jedyne na co zdołała się wysilić to ciche:

- Tom, musisz już iść.

Wybaczcie mi, że tak późno.
Ale lepiej późno, niż wcale 😅❤️

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

10.6K 605 34
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
181K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...
55.7K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
53.3K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...