Pierwszy wiatr - historie nie...

Por DziewczynaWBialym4

883 126 59

Od zawsze miałam nieodpartą potrzebę wierszoklectwa, nie zważając na to, że nie ma takiego słowa. Historie, k... Mais

Początek
1 Oda do parówki
2. The Story of My Life (cz. I Sad Story)
3. The Story of My Life (cz. II) Old Story
The Story of My Life (cz.III) Next Story
5. The Story of My Life (cz.IV) New Story
6. The Story of My Life (cz. V) Last Story
Przedsłowie
8. Ballada dla ukochanej
9. Bajki a'la Krasicki
Tato, którego nie znam

7. Trochę fantastyki

30 3 0
Por DziewczynaWBialym4

       Jest to specjalny rozdział pisany na potrzeby pewnego projektu ;)

Rivan wrócił do siebie lekko zbulwersowany, choć właściwie lekko to mało powiedziane. Nie wiedział, jak powinien przetłumaczyć sobie, to co zobaczył w pokoju Nexizy. Nie znał się z nią właściwie wcale, jedynie szanował z uwagi na stanowisko, ale po dziurki w nosie miał tych wszystkie tajemnic. Co z tego, że zaciągnął się do nowej drużyny, skoro patrząc na ich wspólne stosunki, do rodzinnej atmosfery i obopólnie owocnych pogawędek było daleko? No i jeszcze ta sprawa Marlen. Nie przyznałby się, ale przejął go widok bliskich dziewczyny, stojących za nią, poplamionych krwią grzesznych zabójców. Co więcej, nie widząc z nimi jej ojca, był niemal przekonany, że jego czekał nieco inny koniec lub w ogóle do tego końca jeszcze nie doszło.

Ale gdzie miałby być?

Może powinien był spytać Marlen? Tylko czy ona zgodzi się spowiadać ze swojego nędznego życia przed nowo poznanym chłoptasiem? Nawet nie chciało mu się marzyć.

       Usiadł na swoim posłaniu, odwracając twarz ku ścianie. Na gładkiej powierzchni malowała mu się twarz Akane - jego kolejnego zmartwienia. Nikt nie powiedział mu kim była. Nawet nie umiał sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek ją widział, ale z jakiegoś powodu jej oblicze o szmaragdowych oczach zakłócało mu codzienne aktywności, pojawiając się jak demony, które nawiedzały go tak często, że mógł policzyć te wizyty na palcach u rąk. Musiał dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Nie odznaczał się wzmożoną ciekawskością ani nie kierowała nim wścibskość. Po prostu sądził, że ta wiedza w pewnym stopniu mu się należy, ale w swoim umyśle uznał to za kiepską wymówkę.

       Jego nogi jakoś tak same znów wyniosły go z sypialni. Na zewnątrz już słońce chyliło się ku zachodowi, co zwiastował z każdą minutą bardziej pomarańczowy odcień nieba.

       Rivan kręcił się po korytarzach, aż zirytował się swoim fagasostwem i po prostu ruszył do sąsiedniego skrzydła do biura administracyjnego. Stwierdził, że tam zapewne znajdują się jakieś papiery, akta, albo cokolwiek, co pozwoliłoby mu zrobić krok na przód w swoim małym, prywatnym śledztwie. Może przy okazji będzie też coś na ich temat? Jeśli nie, zostaje pokój Nexizy. A tam już wiedział, jak trafić.

***

       Lex jeszcze przez chwilę wpatrywał się w łagodną twarz dziewczyny ze zdjęcia; śledził linie jej włosów, uniesionych w górę pod wpływem wiatru. Robił to, gdyż była bardzo piękna, ale też dlatego, by nie patrzeć na ziejące na niego, wwiercające się spojrzenie oczu złowieszczego demona, wychylającego się zza pleców damy. Miał nieodparte wrażenie, że gdzieś już je kiedyś widział i przypomnienie sobie tej chwili wcale nie stawało się bardziej nieosiągalne przez amnezję. Nie wiedział jak długo jeszcze zdoła ukrywać przed siostrą prawdę. Czuł się wobec niej nie w porządku, ale nie znał żadnego sensownego zdania, którym miałby rozpocząć swoje wyjaśnienia. Jak miał powiedzieć jej, że Karras - demon podburzający jego wewnętrznego Rokitę, wysysający z niego energię, jest także jej bratem, a do tego to on stoi za okrutną przemianą Akane. Odczytując swoje myśli, ze zgrozą stwierdził, że to naprawdę obłudne kłamstwo. Co miał jednak poradzić?

       Zerknął ku duchowi. Czy to możliwe? Czy to możliwe, żeby to był on? Czy mógł ujrzeć w nim brata? Alexis z całych sił próbował otrząsnąć się z tych obaw, lecz nagle znieruchomiał. Otworzył usta, by nabrać powietrza, ale zamiast życiodajnego tlenu, poczuł ucisk. Twarda, gorąca dłoń, dymiąca samoistnie burym dymem trzymała go za gardło. Zdjęcie poczęło trząść się w jego dłoni, jak budzik lub bomba, która lada moment wybuchnie mu przed twarzą. Źrenice demona zaczęły błyszczeć się oślepiającym światłem. Świecąca maź wysączyła się z fotografii, zlewając w zbitą plamę u stóp Lexa, który uniesiony tajemniczą ręką, zawisł metr nad ziemią. Zielonkawy płyn pęczniał, aż z jego struktury wykrystalizowała się sylwetka. Chłopak już tracił świadomość. Serce waliło mu w piersi, czuł je jednak w krtani, tuż pod chwytem ciemiężyciela, który zaciskał się coraz bardziej. Kiedy już miał zemdleć, szorstkie usta wychrypiały mu prosto do ucha: — Nawet o tym nie myśl.

Ze strachu oczy już mu się przymykały. Zamrugał chaotycznie, aż po chwili opadł twardo na podłogę. Ramka z fotografią blondwłosej dziewczyny rozpękła się tuż obok niego. Oprawca zniknął. Lex z trudem znów zaczął oddychać. Odepchnął od siebie ramkę podeszwą buta.

       Cokolwiek się stało. Czy był to Karras, czy też nie, musiał powiedzieć Nexizie. Dla niego żarty się skończyły. Dla jego siostry pewnie też. O ile nie już.

       Pospiesznie wybiegł z pokoju kobiety. Wracając do swojego tymczasowego lokum, aż skręcała go w żołądku perspektywa wyjaśnienia wszystkiego. Zdecydował, że zacznie od nagłego ozdrowienia z niepamięci.

***

       Stali na polanie długo. Za długo. Aksamitna tekstura białej wstążki rozpływała się w dłoni Williama, kiedy przeciągał ją między palcami, wdychał lekką woń kwiatów, poruszającą jego wilcze nozdrza.

       Ściemniało się. Ostatnie promienie słońca uciekły za widnokrąg, obsypując horyzont złotymi pasmami. Pojawiły się pierwsze gwiazdy ponad koronami drzew.

— Will... — zaczęła Nexiza, kładąc mu dłoń na jego dłoni, którą przytknął do nosa, by lepiej wyczuć liliowy aromat. — ... przestań.

Chłopak oderwał się od przedmiotu swojego zatroskania i spojrzał na dziewczynę.

— Masz rację. Powinniśmy wracać. Nie możesz za mną biegać i przerywać ćwiczeń w bazie, bo coś mi się... — urwał nagle.

Zza wysokich żywopłotów dobiegł go szelest; zastrzygł uszami.

Nexiza zamilkła, skupiona na nasłuchiwaniu, marszcząc brwi.

Po chwili znów dźwięk wypełnił głuszę lasu. Powtarzał się równomiernie, jakby ktoś odprawiał indiańskie tańce. Rozległo się łamanie gałęzi i nagły kobiecy chichot.

— Will, stój! — Nexiza poderwała się za chłopakiem, wbiegając coraz głębiej w dzicz, która z każdym miniętym konarem, z każdym przeskoczonym pieńkiem to się przerzedzała, to gęstniała.

Dotarli na skraj ostępu.

— O Boże! — Z ust dziewczyny wyrwało się westchnienie, gdy objęła wzrokiem szmaragdowo-błękitne jezioro, z taflą obsypaną nenufarami, opartymi na soczyście zielonych listkach.

— Jezioro pełne kwiatów — William zrobił trzy kroki w stronę brzegu, skąd dochodził śmiech. Nachylił się nad lustrem wody. Prawie wpadł w jej odmęty, gdy na falowanej powierzchni ukazała mu się uśmiechnięta twarz.

— Lily...

— Co? — Nexiza stanęła obok niego. — To niemożliwe...

Z jeziora uśmiechała się do niej Lily. Ich Lily. Poruszała swoją bielutką sukienką, błyskając cichym uśmiechem, zarzucając włosami z jednej strony na drugą.

       Zerwał się wiatr. Fale na jeziorze zmierzwiły równą taflę, a obraz dziewczyny stopniowo zaczął się przekształcać. Lily malała, malała też jej sukienka, jaśniały jej włosy. Kiedy wiatr się uspokoił, bohaterowie ujrzeli może ośmioletnią dziewczynkę, łudząco do niej podobną. To była ona. Tylko, że młodsza.

— Lily... — wyszeptał William.

Nexiza przestraszyła się. Patrzyła z ukosa na chłopaka, odnosząc nieodparte wrażenie, że znajdował się w jakimś transie. Usta miał rozchylone, puls dziwnie powolny, wzrok wbity w jeden punkt. Ale dopiero to, co powiedział potem, nieco zmroziło jej krew w żyłach.

— ...moja córeczka.

***

        Rivan nie znalazł tego, czego szukał w biurze administracyjnym. Próbował jeszcze poszperać trochę w bibliotece, ale to przedsięwzięcie też dało stosunkowo niewiele. Zdecydował się porozmawiać z Nexizą zaraz następnego dnia, kiedy ta wróci do ośrodka, bo wyszła i aktualnie nie wiedział, dokąd ją wywiało. Z resztą i tak zanim skończył swój researche, zrobiło się bardzo późno.

      Dochodziła druga, gdy z rękami w kieszeniach, możliwie po cichu wracał do swojego pokoju. Wszyscy inni smacznie lub nie smacznie spali, podczas gdy on dreptał w księżycowym świetle, przeplatającym się z cieniami na ścianach w korytarzu. Nie miał ochoty zasypiać, lecz jutro czekał go trudny dzień, a nie będzie przecież słał się gdzie popadnie niczym żywy trup.

     W umyśle chwycił go niemy krzyk. Chłopak złapał się za głowę obiema dłońmi, zaciskając mocno powieki. Pod nimi widział dziewczęce włosy. Głowę szamotającą się po poduszce. Męskie ręce, próbujące pochwycić ją za nogi. Po chwili ten obraz zastąpiło obliczę wychudzonej kobiety, ubrudzonej zaschniętą krwią, a za nią młodego chłopaka i jego rudej czupryny.

      Rivan omal nie przewrócił się na parkiet, biegnąc w przeciwną stronę wzdłuż hallu. Modlił się, by nie zabrakło mu czasu. Otworzył pierwsze drzwi za rogiem. Wewnątrz pomieszczenia panował chaos. Przedmioty rozniesione były po dywanie, kartki papieru porwane na strzępy jak konfetti, małe radio rozłamane. W rogu łóżka pod oknem leżało skulone ciało Marlen. Natomiast po drugiej stronie z uniesionym kijem stał pochylony nad nią mężczyzna. Z resztką rudych włosów na skroniach.

Ojciec. 

___________________________________

Jest to rozdział 5 projektu wydawniczego   Satynka





Continuar a ler

Também vai Gostar

89.4K 4.2K 35
Y/n- please don't beat me I will never try to run away i promise please Jimin- no no no why are you crying don't cry.this is your punishment take it...
22.8M 799K 69
"The Hacker and the Mob Boss" ❦ Reyna Fields seems to be an ordinary girl with her thick-framed glasses, baggy clothes, hair always up in a ponytail...
226M 6.9M 92
When billionaire bad boy Eros meets shy, nerdy Jade, he doesn't recognize her from his past. Will they be able to look past their secrets and fall in...
1.5M 62.4K 39
စိုင်းတည်တံ့ဉီး + နှိုင်းမြတ်ဘုန်း