My, splugawieni

AgnieszkaCream

4.1K 628 243

W społeczeństwie podzielonym ze względu na kolor oczu, osoby ciemnookie zajmują miejsce na samym dole hierarc... Еще

Prolog
Brudne miasto
Rewizja
Ostatnia
Szmaragdowa rzeź
Strzał
Dzień w piekle
Magnolie
Ten, którego wszyscy się boją
Dług lojalności
Pierwsze i każde kolejne
Relki leczą umysł
Maszyna do zabijania
Mniej niż sekunda
Informacja
Każdy po swojej stronie
Zwiastun
Tylko za oczy
Gdzieś indziej, ktoś inny
Jak degant (część 1)
Jak degant (część 2)
Eksterminacja
Imię, którego nie pamiętam
Nie baw się
Nie takie zakończenie

Jesteś splugawiony?

172 26 0
AgnieszkaCream



Po godzinie leżenia na kamiennej posadzce splugawiony przeniósł się na pryczę. Po kolejnej, jęcząc, przewrócił się na bok, plecami do ściany. A chwilę później z wysiłkiem podciągnął kolana pod brodę i zwymiotował. W celi rozniósł się kwaśny odór. Adam poczuł mdłości i zaczął oddychać głęboko przez usta. Nie na wiele się to zdało i wkrótce wielka gula żółci podeszła mu do gardła. Z trudem ją przełknął, skupiając się na wdechach i wydechach. Skrzypnęły drewniane drzwi i wartownik rzucił na podłogę dwie tace z jedzeniem.

– Splugawiony chyba nie jest głodny – sarknął, krzywiąc się, gdy do jego nozdrzy dotarł smród. Podszedł do pryczy mężczyzny i kopnął go. Adam skulił się na swojej dykcie, ale wartownik wyszedł, nie zwracając na niego uwagi. Chłopak spojrzał na współwięźnia. Mężczyzna trzymał się na brzuch, szarpany torsjami. Tym razem zwymiotowali obaj.


Wartownik znów przyniósł tace z jedzeniem, zabierając te poprzednie, nietknięte. Adam zwlókł się z dykty i ocenił posiłek. Kawałek chleba, kubek wody i coś, co zidentyfikował jako spleśniały ser. Był głodny, więc wsadził sobie do ust czerstwe pieczywo i szybko popił, starając się ignorować ohydny smak posiłku. Właśnie zaczął się zastanawiać, czy współwięzień zauważyłby, gdyby poczęstował się jego porcją, gdy tamten podniósł się na łokciu. Przyciągnął do siebie tacę i łapczywie pochłonął wszystko, co się na niej znajdowało.

Adam przyjrzał mu się w słabym świetle, padającym z małego, zakratowanego okienka pod sufitem. Mężczyzna sprawiał wrażenie mocno poturbowanego przez wartowników. Jego ruchy były jednak płynniejsze i bardziej skoordynowane niż jeszcze kilka godzin wcześniej. Wyglądało na to, że jego stan się poprawiał.

Chłopak bardzo chciał zapytać go o zielonooką. Jako splugawiony na pewno wiedział, co się działo w podziemnym świecie Grime, więc może słyszał też o dziewczynie w taki czy inny sposób. Może nawet z nią współpracował? Na myśl o tym chłopakowi mocniej zabiło serce.

Nie miał jednak pomysłu, jak zacząć rozmowę. Zapytanie o zielonooką prosto z mostu mogło się okazać niebezpieczne. Zresztą każde pytanie mogło sprowadzić na Adama kłopoty. Przecież wcale nie znał swojego współwięźnia. A czasami splugawieni okazywali się nie mniej groźni niż wartownicy.

Ale musiał spróbować.

– Jesteś splugawiony? – Chłopak usłyszał swój własny głos, zanim w ogóle zdążył przemyśleć, co chce powiedzieć.

Głupek, warknął na siebie w myślach. Przecież znasz odpowiedź! Miał ochotę stuknąć się w łeb za zmarnowanie okazji do rozpoczęcia rozmowy.

Skrzyżował ramiona na piersi i zły na siebie oparł plecy o wilgotną ścianę. Mężczyzna nawet na niego nie spojrzał.


Adam liczył czas w tacach z jedzeniem, które wartownicy przynosili dwa razy dziennie. Od kiedy trafił do więzienia minęły cztery doby. Przez ten czas splugawiony częściowo odzyskał siły. Zaczął podnosić się z pryczy i kilka razy przeszedł w poprzek celi. Ani razu jednak się nie odezwał. Adam zaczynał tracić nadzieję na to, że mógł się czegoś od niego dowiedzieć.

– Jesteś splugawiony? – zapytał chłopak po kilkunastu minutach, wykorzystując to, że mężczyzna podniósł się i przeciągnął.

Pytanie nie zabrzmiało ani trochę mniej głupio niż poprzednio. Gdyby Adam był na miejscu mężczyzny, sam by sobie nie odpowiedział.

– Naprawdę jesteś taki przygłupi, czy tylko udajesz? – Chrapliwy głos zabrzmiał dziwnie w cichej celi, jakby ktoś tarł o siebie dwie zardzewiałe rury.
Adam czekał, aż jego współwięzień coś doda, ale on milczał.

– To znaczy? – zapytał chłopak, chociaż domyślał się, co miał usłyszeć.

– Ile jeszcze razy wachy będą musiały mnie nazwać splugawionym, żebyś załapał, że nim jestem, co? – zapytał retorycznie mężczyzna, używając slangu Pirrel.

Adam po raz kolejny ochrzanił się w myślach. Skoro jednak splugawiony się odezwał, warto było to wykorzystać.

– Znasz zielonooką dziewczynę?

Mężczyzna popatrzył na Adama, ale w ciemności chłopak nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy. Mimowolnie napiął mięśnie, czekając na atak, ale splugawiony się nie poruszył.

– Mózg ci wyprali czy co? – warknął tylko. – A myślałem, że to mnie ainvernemowali* przez pięć godzin...

Splugawiony urwał, jakby coś mu nagle przyszło do głowy. Uśmiechnął się nieprzyjaźnie, ukazując krzywe zęby.

– Może to brutalne, co powiem, ale... – zaczął.

Ton jego głosu nie wskazywał na to, by przejmował się brutalnością swoich słów w jakikolwiek sposób.

– Wszyscy zielonoocy są martwi – dokończył.

Poruszał szybko palcami, jakby pokazywał, że padał deszcz, i zabuczał.

– Przerażające, co? – zarechotał.

Adam pożałował, że w ogóle się odezwał. Jeżeli chciałby, żeby ktoś się z niego naśmiewał, to o zielonooką zapytałby Marcusa.

– Ej, a może ty jesteś medium? – odezwał się znowu splugawiony.

– Widzisz duchy tych, co oddali życie za nasze miasto? – Położył dłoń na piersi, jakby chciał zaśpiewać hymn.

Adam już miał mu odpowiedzieć coś adekwatnego, kiedy mężczyzna zamarł w bezruchu.

– Cii – szepnął. – Co to za dźwięk?

Chłopak zaczął nasłuchiwać, spodziewając się usłyszeć nadchodzących wartowników, strzały albo coś podobnego.

– To chyba... – Splugawiony rozejrzał się, jakby sprawdzał, czy nikt ich nie podsłuchiwał, i nachylił się w stronę Adama. – To chyba twoja przyjaciółka, zielonooka! Frunie na białym jednorożcu, żeby uratować nas wszystkich...

Udał, że ocierał łzy, mrucząc „to takie piękne". Adam zacisnął pięści i ledwo powstrzymał się od rzucenia się mężczyźnie do gardła. Wziął głęboki wdech, starając się opanować wściekłość.

– A w ogóle... – Splugawiony rozsiadł się na swojej pryczy.

Nie przypomniał już pobitej kupki bolących kości, którą wartownicy cisnęli na podłogę kilka dni wcześniej. W tym momencie świetnie się bawił.

– Ci zieloni, co nie? To takie bardziej duchy czy zombie? – indagował, jakby chciał wybadać, jak ciężka była choroba psychiczna Adama. – Czy krzyczą, że chcą pożreć twój mózg? Albo...

Mężczyzna momentalnie zerwał się ze swojej pryczy i przysunął twarz do twarzy Adama. Jeżeli sprawiło mu to jakikolwiek ból, to nie dał tego po sobie poznać.

– Czy zielonoocy są tutaj? – zapytał konspiracyjnym szeptem.

Znajdował się tak blisko, że chłopak czuł jego oddech na policzku. I tego też bardzo żałował.

– Czy zielonoocy są tutaj TERAZ? – Położył nacisk na ostatnie słowo i roześmiał się, ponownie siadając.

Adam miał dość.

– Nie jestem popieprzony – warknął. – Nie mam nie po kolei w głowie. Nie uciekłem, kurwa, z psychiatryka.

– To może za dużo relek**, co? – Splugawiony popatrzył na niego z kpiącym uśmiechem.

– To nie ja jestem z Ćpundelu – zripostował chłopak.

Mężczyzna zaśmiał się cicho. Adam miał wrażenie, że słyszał, jak tamten mówił pod nosem „zielonooka, dobre".

– Widziałem zielonooką dziewczynę – powiedział Adam powoli, kontrolując opanowujący go gniew. – Tutaj, na Krigu. I znajdę ją, czy tego chcesz, czy nie.

Splugawiony w jednej chwili zamilkł. Zanim Adam zdążył się zorientować, mężczyzna znów znalazł się przy nim. Tym razem jednak przyciskał mu nóż do szyi.

– C..Co...? – wysapał chłopak, usiłując odsunąć się od ostrza.

Splugawiony nacisnął mocniej i Adam poczuł na skórze strużkę krwi.

– Trzymaj się od niej z daleka – wycharczał mężczyzna.

Adam był zbyt przerażony, żeby jakoś zareagować.

– Słyszysz, co mówię, hę?! Zbliż się do zielonookiej, a on cię zabije.

Ucisk zelżał i splugawiony odsunął się do swojego kąta celi. Adam zamarł w bezruchu z obawy, że współwięzień znów się na niego rzuci. Tamten jednak wyglądał, jakby incydent sprzed chwili nie miał miejsca. Spokojnie wyciągnął nogi i założył ręce za głowę. Adam zaryzykował ruch i otarł krew, cieknącą już na klatkę piersiową. Splugawiony nie zwracał na niego uwagi. Kiedy Adam stwierdził, że mężczyzna już o nim zapomniał, ciszę znów rozdarł chrapliwy głos, sprawiając, że chłopak znieruchomiał.

– Zbliż się do zielonookiej, a on zabije nas wszystkich.

                                     ***

Mur otaczający Pearlę i Lux był przedłużeniem muru ogradzającego miasto. Na szczycie, co kilka metrów, umieszczono budki strażnicze i wielkie reflektory, których światło padało aż na ulice.

Nikotiana stała pod wielkimi, żelaznymi drzwiami, które stanowiły jedną z dwóch bram umożliwiających dostanie się do luksusowych dzielnic. Pilnujący wejścia wartownik świdrował ją wzrokiem.

– Od kiedy to luksusowi kochają czerń? – zapytał kpiąco, przyglądając się strojowi cwaniary. Czarne spodnie, czarna koszulka oraz kurtka i dwie czarne torby z towarem. Dziewczyna nie odpowiedziała.

– Dobrze, że oczu sobie nie pokolorowałaś – parsknął wartownik.

Stuknął trzy razy w bramę, a potem pociągnął za dźwignię znajdującą się za jego plecami. Drzwi stanęły otworem.

Nikotiana weszła do Pearli, jakby wkraczała do innego świata. Popękany bruk Krigu ustąpił miejsca wysypanej żwirem alejce, która dochodziła do szerokiej, asfaltowej drogi. Ściśnięte obok siebie budynki z silikatu zostały zastąpione przez murowane wille, z których każda była otoczona ogromnym ogrodem. Luksusowo.

Dziewczyna ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej dostać się na Dziedziniec – główne miejsce spotkań, okolone z każdej strony klubami i kawiarniami. Tam miała największą szansę coś zarobić. Ludzie po alkoholu byli najbardziej chętni na oferowane przez nią „specyfiki poprawiające nastrój".

Podniosła głowę, chcąc upewnić się, gdzie była, i jej wzrok padł na dom stojący kilka metrów dalej. Była to jasnopomarańczowa willa, prawie w całości skryta za metalowym płotem. Jej dom. Nikotiana przystanęła. Przez jeden krótki moment chciała nacisnąć guzik domofonu i znów stać się luksusową. Ale już nie mogła. Niebieskie oczy zostały zakryte przez czarny strój cwaniary, przez to wymyślone imię. Dziewczyna przypomniała sobie, dlaczego opuściła to bladopomarańczowe schronienie. Dlaczego uciekła.

Zagryzła wargę i ruszyła na Dziedziniec.

Została cwaniarą w nagłym przypływie odwagi i buntu. Wystarczającego, żeby uciec, ale zbyt małego, by się splugawić. Biegła z dzieckiem na ramieniu przez Krig, kiedy natknęła się na squaty. Opuszczone budynki, zaanektowane przez cwanych, wydawały się kuszącą opcją. Tak narodziła się Nikotiana.

Na początku musiała zmierzyć się z tym, kim się stała. Wychodziła samotnie nocami, obarczona najbardziej pożądanymi towarami w mieście. Zostawiała dziecko samo w pustym squacie, drżąc o to, że ktoś mógł się dowiedzieć. Jej ciało przeszywał obezwładniający strach, ilekroć jakiś dźwięk przerywał ciszę. Bała się, bo niebieskie oczy przestały ją chronić.

Dopiero później nauczyła się, że czarny strój chronił znacznie lepiej. Ludzie patrzyli na nią z pogardą i nienawiścią, ale, o ile nie chcieli nic kupić, omijali ją szerokim łukiem. Wartownicy dawali cwanym spokój, dopóki mieli najbardziej chodliwe towary za pół–darmo. Nawet deganci trzymali się z daleka.

Zazwyczaj.


Nikotiana szła przez Krig Przyległy B. Szef kazał jej sprzedać coś innego niż narkotyki, więc musiała iść do Burdelu zamiast do Luksa i Pearli. Przeszła w poprzek rzęsiście oświetlonej ulicy, gdy usłyszała krzyki. Prawdopodobnie by je zignorowała, gdyby nie to, że rozpoznała, wzywający pomocy, głos.

– Ra...Ratunku...! – krzyczała Efedra.

Dziewczyna mieszkała w squacie obok Nikotiany, razem z czarnooką psychopatką z Burdelu. Często zagadywała do luksusowej, zwykle po to, żeby wypomnieć jej, jak bardzo niewiele wiedziała o życiu. Nikotiana, z początku poirytowana, szybko przyzwyczaiła się do docinków.. Po pewnym czasie zaczęła je puszczać mimo uszu albo ripostować. Było to dla niej urozmaiceniem codzienności.

A w tej chwili jej sąsiadka najwyraźniej potrzebowała pomocy. Nikotiana pobiegła w stronę, z której dobiegał krzyk. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.

Efedra leżała na ziemi, a nad nią pochylała się postać w długim płaszczu z kołnierzem i w kapeluszu. Potwór bez twarzy. Potwór wysysający energię. Przyciskał rękę z ogromnymi pazurami do klatki piersiowej Efedry. Nagle podniósł głowę i skierował „spojrzenie" na Nikotianę. Oderwał dłoń od cwaniary i zaczął sunąć w kierunku przybyłej. Dziewczyna zamarła.

– Oooo jak śśśśśświetnie – zasyczał. – Kolejna Cccccwaniara.

Nikotiana nie miała przy sobie żadnej broni, żeby móc zaatakować, a nogi wrośnięte w bruk uniemożliwiały jej ucieczkę. Była bezradna, a za chwilę prawdopodobnie martwa.

Ale chociaż jej ciało było uziemione, mózg pracował na najwyższych obrotach. Przypomniała sobie szefa cwanych.

– Od dzisiaj nie jesteś już Amy czy jak się tam nazywasz – powiedział, wręczając jej czarny strój. – Wybierz sobie nowe imię, związane z przyrodą.

Nikotiana kiwnęła głową.

– Aha, jeszcze to – dodał szef, wciskając dziewczynie do ręki latarkę. – Tak na wszelki wypadek.

Scena w głowie Nikotiany przeskoczyła i zobaczyła Efedrę stojącą pod jej squatem.

– Tobie też dał latarkę? Potwory bez twarzy i tak od tego nie umrą – zaśmiała się cwaniara. Wtedy Nikotiana prawie nie zarejestrowała jej słów, skupiona na tym, żeby koleżanka nie weszła do squatu i nie zobaczyła dziecka.

Jednak teraz, w chwili ataku, tamte słowa powróciły do niej, głośne i wyraźne. Latarka! Dobrze, że szła do Burdelu, bo nosiła ją tylko po to, by oświetlać sobie tam drogę. Wyszarpnęła przedmiot z kieszeni i skierowała strumień światła w czerń „twarzy" deganta. Potwór zasłonił się szponiastą dłonią i syknął:

– Wyłąąąącz to!

Nikotiana wyminęła oślepionego stwora i podbiegła do Efedry. Dziewczyna starała się dźwignąć z ziemi. Nikotiana podała jej rękę.

– Za tobą... – wycharczała tamta.

Cwaniara obróciła się. Degant stał tuż za nią, ale miała wrażenie, jakby lekko się chwiał. Ponownie zaświeciła w czerń pod kapeluszem. Potwór zawył z bólu i zniknął. Pęd powietrza uderzył dziewczyny w policzki. Błysnęło i zapaliła się latarnia. Nikotiana dopiero wtedy dostrzegła, że wcześniej była zgaszona.

Było już bardzo późno, a raczej bardzo wcześnie, kiedy Nikotiana opuściła Dziedziniec. Dwie puste torby obijały się o jej nogi, gdy szła w kierunku bramy. Mijając jasnopomarańczowy dom, spojrzała na niego, ale bez tęsknoty. Uśmiechnęła się do siebie. Już nie jestem taka jak wy, pomyślała. I już nigdy nie będę.

                                                                              ***

– Gdzie ty byłeś, do jasnej cholery? – fuknęła żółtowłosa dziewczyna, kładąc ręce na biodrach. Nie odpowiedział. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. Jego wzrok powędrował na drugą stronę placu.

– To znowu ona? – zapytał, wskazując ciemną postać, stojącą pod ścianą kamienicy.

– Wal się – mruknęła żółtowłosa.

Chłopak przeszył ją spojrzeniem czarnych oczu.

- Załatwiałem, to co trzeba załatwić – warknął.

- Chyba TYCH, co trzeba załatwić. – Dziewczyna zaakcentowała drugie słowo.

- Nie podoba ci się coś? Zawsze możesz się bliżej zakumplować z degantami.

- Jak ty? – odparowała.

Przez twarz chłopaka przemknął cień, ale zaraz zniknął. Odwrócił się, by odejść.

- Dokąd teraz? – zapytała dziewczyna.

Nie doczekała się odpowiedzi. Parsknęła gniewnie, patrząc, jak chłopak idzie w kierunku postaci po drugiej stronie placu.


*Ainvernemować (slang Pirrel) – przesłuchiwać.
** Relki – narkotyki w postaci tabletek, niwelujące uczucie głodu. Nazwa to skrót od „żelki z Pirrel".

Продолжить чтение

Вам также понравится

Poison tricxksie_

Боевик

16.2K 635 20
Nessa Wilson 17 letnia dziewczyna, która uwielbia korzystać z życia. Robi wszystko na co ma ochotę, nie interesują ją problem, i szkoła, lecz jej ro...
5.7K 150 26
Trzy najlepsze przyjaciółki mają podwójne życie, za dnia normalne uczennice w najlepszej szkole. W nocy królowe nielegalnych wyścigów. Ich świat z...
1K 20 17
Hailie Monet 11letnia dziewczyna mieszka w domu z mama i ojczymem ten ojczym ją bił i zamykał w piwnicy i Hailie przez to boi się mężczyzn. ale w wie...
578 28 11
Opowieść zaczyna się od momentu w którym Vincent tłumaczy Hailie czemu nie chce jej relacji z Adrienem. później Hailie odkrywa mroczną prawdę i zach...