Zoja

بواسطة ZojaWrobel

207 4 8

Uwaga!! jest to moja pierwsza opowieść, więc bardzo przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia i zawirowania... المزيد

Mapa
Prolog i wyjaśnienia
Jesień 2016
rozdział 2
Rozdział 3
rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Część 2
Rozdział 11 (15.12.2016)
Rozdział 12 (wigilia)
Rozdział 13 (25.12.2016)
rozdział 14 (Sylwester)
rozdział 15 (trzech króli)
Rozdział 16 (wspomnienia mamy o tacie)
Rozdział 17 (znowu 6.01.2017)
Rozdział 18
Rozdział 19 (25.01.2017)
Rozdział 20 (19.02.2017 urodziny Kacpra)
Rozdział 21 (20.02.2017)
Rozdział 22
Rozdział 23 (28.02.2017)
Rozdział 24 (03.03.2017)
Rozdział 25 (8.03.2017)
Rozdział 26
rozdział 27 (10.03.2017)
Część 3
Rozdział 28 (Wielkanoc 2017)
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33

rozdział 10 (mikołajki)

4 0 0
بواسطة ZojaWrobel


Wczoraj od rana padał śnieg i kiedy wstałam rano, na zewnątrz była już gruba na 10 centymetrów warstwa. W środku nocy obudziłam się słysząc skrzypienie drzwi, ale jako że nic się nie stało, zignorowałam to i zasnęłam z powrotem. Kiedy obudziłam się tuż przed świtem, przy drzwiach leżało pudełko owinięte w kolorowy papier. Więc jednak mi się nie przyśniło! Faktycznie ktoś tu był! Zawęszyłam, w powietrzu wciąż unosiła się mieszanina zapachów: śnieg, mróz i jeden zapach kojarzący mi się z jeleniami, a jednocześnie inny. Jako że tej osoby nie mogłam dorwać i zapytać czemu u licha weszła w środku nocy do mojego pokoju, skoncentrowałam się na pudełku. Pachniało skórą, drewnem i żelazem. Ale nic nie tykało w środku, a to ten dźwięk oznaczałby, że w środku czeka bomba. Cholewa, za dużo filmów oglądanych z chłopakami. Mając właściwie pewność, że mogę bezpiecznie je otworzyć, wysunęłam pazury, i rozcięłam opakowanie. W środku była mała szkatułka, otworzyłam ją, ktoś na wewnętrznej części pokrywki przykleił kartkę A4 złożoną na czworo. W środku, w wyłożonej płótnem skrzyneczce leżały dwie rzeczy: liść dębu wykonany z brązu, przeznaczony do noszenia na szyi, jako że łodyżka płynnie przechodziła w niewielkie kółeczko oraz stara, skórzana bransoletka, na której ktoś metaliczną nicią wyhaftował: J & A, podobiznę wróbla i napis „Broni na urodziny". Napis był po angielsku, czyli w języku, z którym wciąż miałam problemy. Bransoletka, pachniała mi morzem, więc skoncentrowałam się i skupiłam na magii, którą na niej wyczuwałam. Struktura zaklęcia, była specyficzna, ale o ile się zorientowałam, wzmacniało ono bariery noszącej bransoletkę osoby i przechowywała jakieś wspomnienie. Do tej pory tylko słyszałam o takich przedmiotach, ostatnio, kiedy uczący nas magii Iontas prowadził w październiku lekcje o Święcie Duchów. Ma ono wiele nazw, zależnie od kultury, niektórzy nazywają je Halloween i ta nazwa jest najczęstsza. Polegało to święto na tym, że przez cieniejącą zasłonę, między światami, nawet kompletnie niemagiczni ludzie mogli zobaczyć, w tym dniu magię i duchy.

Popatrzyłam teraz na kartkę, nie było na niej liter z alfabetu łacińskiego, tylko jakieś znaki. Coś mi przypominały, aczkolwiek kompletnie nie wiedziałam co. Może Kacper, albo Tymek zdołają to przetłumaczyć, lub chociaż będą wiedzieć co to za alfabet. Właśnie, kiedy miałam dotknąć, bransoletki, Karol zawołał nas na śniadanie. Burczało mi w brzuchu, czyli muszę coś zjeść, na szczęście dzisiaj był wtorek, czyli nie musiałam czekać z jedzeniem do nocy. Nie zawsze pamiętano o tym by odłożyć dla mnie porcję mięsa albo chociaż przyrządzić mi rybę. Miałam już wychodzić, kiedy coś mnie tknęło i przyjrzałam się tym przedmiotom uważniej, oba były wyraźnie używane, a bransoletka starsza od medalionu. Jej skóra, była już mocno wytarta, a metaliczna nić, straciła swój blask. Na wewnętrznej stronie zauważyłam plamki od potu i wygnieciony kształt nadgarstka, nawet rozpięta, zachowała swój kształt, niepełnej elipsa. Karol wrzasnął ponownie żebyśmy się pospieszyli. Poderwałam się i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i nałożyłam na nie zaklęcie, które każdego kto spróbuje wejść bez mojego zaproszenia, porazi prądem. Dzięki chłopakom wiedziałam jaką dać dawkę, by człowiek zemdlał, ale by nie umarł. Zbiegłam na dół. Wyleciałam z drzwi w ostatniej chwili. Tymek i Kacper szli na końcu. Tymek miał niebieski sweter z wilkiem w czerwonej czapce z białym pomponem na końcu i nowe buty, a Kacper nowe urządzenie, już wiedziałam, że nazywa się ono telefon.

-Cześć- powiedziałam, kiedy ich dogoniłam.

-Cześć- odpowiedzieli równocześnie

-hej, czemu wszyscy coś dzisiaj dostali? - zapytałam

-Bo są mikołajki, dziś albo rodzice, albo św. Mikołaj przynoszą coś każdemu dziecku. - Odpowiedział mi Tymek wesoło szturchając przy okazji w ramię.

- w realnym świecie zawsze są to rodzice, a w magicznym czasem przynosi prezenty św. Mikołaj- powiedział Kacper, kiedy wchodziliśmy do jadalni.

- Właśnie, chcę wam coś pokazać po lekcjach- powiedziałam, dołączając do nich przy stole.

-ok-odpowiedział Tymek

-Dobra, już się nie mogę doczekać- zażartował Kacper.

....................................................................................

Po lekcjach spotkaliśmy się w pokoju chłopaków, wpadłam tylko do mnie po pudełko i dołączyłam do przyjaciół. Przez te parę miesięcy jeszcze wyraźniej zaznaczyli swoje połowy. Tymek trzymał swoje nieliczne ubrania w plecaku, a Kacper w dużej torbie. Co tydzień, w środę po korytarzach przechodził Karol i zbierał brudne ubrania, wtedy oddawał też czyste, z pralni. Wyjaśniło się też, dlaczego prosili, żebyśmy mieli ubrania, które znamy. Obaj mieli na łóżkach rozłożone rzeczy, które widać dostali na Mikołajki. Kacper oprócz nowych słuchawek nie dostał nic, za to Tymek, oprócz swetra miał też nowy nóż. Długi na prawie 30 centymetrów, ostro zakończony i gruby na grzbiecie na jakieś pół centymetra. Obok noża leżała skórzana pochwa. Kiedy weszłam do środka Kacper siedział przy biurku i podpinał swój telefon do laptopa. Tymek stał przy łóżku i właśnie ściągał sweter przez głowę.

-Cześć, przeszkadzam? - zapytałam

-Nie- odpowiedzieli jednocześnie. Kacper się odwrócił na krześle w naszą stronę, a Tymek się w końcu wyswobodził z masy wełny. Wyciągnęłam kartkę z pudełka, gdzie wsadziłam ją wcześniej. - Może wy coś z tego zrozumiecie-powiedziałam siadając na podłodze i zamykając drzwi.

-Ty, to runy słowiańskie, zaczekaj chwilę to ci przetłumaczę. -powiedział Kacper i przeklepał wszystkie znaki do komputera, wybrał jakaś opcje i po chwili było już po polsku. Oto tłumaczenie:

„Witaj córko

Zacznę od początku, kiedy piszę te słowa, mam tylko przeczucie, że kiedyś będziesz żyć. Moja magia to właśnie przeczucia, instynkty i nagłe olśnienia, nic, poza tym. Całe dzieciństwo słyszałem, że magia to zło, ale jak najpewniej już wiesz, w przypadku magii wrodzonej, wyrzeczenie się jej często prowadzi do śmierci lub szaleństwa.

Liść należał do mnie, ukruszył się, kiedy postrzelono mnie na czwartym roku szkolenia na zwiadowcę. Bransoletka z kolei należała do mojej mamy, dostała ją od mojego ojca, który zaginał, kiedy miałem pięć lat. Założono, że zginął na morzu, jako że był żeglarzem i magicznym, choć dość specyficznym. Wiedział, że będzie miał dziecko, więc zostawił wspomnienie na bransoletce mojej mamy, Bronisławy. Kiedy moja mama umierała na nieuleczalna wówczas chorobę, kazała mi przysiąc dwie rzeczy, że nigdy nie pójdę na morze i że kiedyś jej bransoletkę będzie nosić moje dziecko. Oprócz wspomnienia jest na niej zaklęcie, które wzmacnia osłonę noszącej ją osoby. Martwiła, że stanę się piratem, jak mój ojciec, dlatego zabraniała mi nawet krótkich wycieczek na statkach.

Dość o tym, córko, nawet nie wiem, jak masz na imię, i żałuję, że nigdy się nie poznam, ale już od dawna wiedziałem, że nie dożyje narodzin mojego dziecka, może to taka klątwa. Szkoda, ale no cóż stało się. Bądź zawsze silna i niezależna, nie daj się oszukać. Nie wiem może mnie nienawidzisz, mam nadzieję, że nie. Podpisuję się nazwiskiem mojej mamy.

Twój tata, Andrzej Wróbel (pierwotnie Andy Cat)"

Kiedy skończyliśmy czytać siedzieliśmy chwilę w milczeniu.

-Grubo- stwierdził Tymek

-Ano- zgodził się Kacper

Włożyłam bransoletkę i zapięłam zatrzask.

-łapcie mnie jakbym miała paść na podłogę- powiedziałam i w tym momencie przeniosłam się w przeszłość, tyle że nie patrzyłam moimi oczami, a kogoś innego. Choć o ile czułam ten ktoś był kocurem.

-cumujemy, Zachodzie! - zawołał stojący na rufie niewielkiej łodzi blondwłosy mężczyzna o zielonych oczach. Jakimś cudem wraz ze wspomnieniem poznałam też terminy żeglarskie i wiedziałam co oznaczają. Właśnie wchodzili do niewielkiego portu.

-Dobrze, Jack! - Kocur miauknął i wtedy zrobił coś dziwnego, magią wiatru, podniósł ciężką kotwicę na grubym łańcuchu i trzymał ją w powietrzu aż mężczyzna, Jack dał mu sygnał, żeby opuścił ją za burtę. Jack spuścił żagiel, we dwójkę szybko go zwinęli.

-Kiedy poród? - zapytał Zachód, kocur o ciemnoszarym futrze, rudawym brzuchu i zielonych oczach.

-Bronia jest prawie pewna, że dopiero za 4 miesiące- Odpowiedział, a kiedy wymieniał imię mojej babci, uśmiechnął się wesoło. Zeszli na brzeg i ruszyli ulicą.

-czyli za parę miesięcy będę wujkiem! -ucieszył się kocur

-Rozmawialiśmy już na ten temat, Zachodzie. - Powiedział, wchodząc do piętrowej chaty i kierując się na piętro, kocur szedł za nim.

-Cześć kochanie- przywitał się Jack wchodząc do niewielkiego pokoju. W środku siedziała młoda kobieta i ku mojemu zdumieniu tkała na krosnach.

-Witajcie wariaci, - powiedziała uśmiechając się i odwracając się do nich. Miała czarne włosy, splecione w gruby warkocz, brązowe oczy i śniadą twarz. Nosiła brązową sukienkę, pod którą delikatnie rysował się ciążowy brzuch. Zachód wskoczył na łóżko i się umościł. Po czym widać zasnął, bo wspomnienie się skończyło.

Wróciłam do rzeczywistości.

- Kojarzysz film „Piraci z Karaibów"? Bo to z tym mi się kojarzy.

Pamiętałam jak kiedyś chłopaki mi streszczali ten film.

- Facet, którego widziałam raczej nie zachowywał się jak pirat. No i rozmawiał z magicznym kocurem. - powiedziałam

- Dobra, zwolnijcie trochę wariaci! - powiedział Kacper. - Chyba uda mi się przegrać to wspomnienie jako film na laptopa, to wtedy będzie można porównać.

-Okej- odpowiedziałam, rozpięłam bransoletkę i podałam ją Kacprowi.

-Czekajcie chwilę- powiedział, biorąc ją do ręki, skinął na mnie i poprosiłbym połączyła ją z jego komputerem. Znałam już magię na tyle że umiałam to robić. Skoncentrowałam się i delikatnie przeciągnęłam wspomnienie do laptopa, pomiędzy bransoletką a komputerem była teraz wątła nić. Kacper chwilę klepał w klawiaturę i po chwilę dał mi znak, że już ma. Kiedy chłopaki oglądały, ja usiadłam na łóżku Kacpra i dokładnie obejrzałam liść mojego taty. Z jednej strony, brązowy metal był delikatnie zielony, a z drugiej tak wytarty, że prawie nie było już widać rowków wyrytych jako żyłki. Popatrzyłam też na bransoletkę, skóra była już tak zniszczona, że rozdzieliły się dwie, pierwotnie zszyte warstwy.

-dobra, zmieniłem zdanie, naprawdę jesteś jego wnuczką. - przy ostatnim słowie Tymek się uśmiechnął.

-Weźże jej tego nie wypominaj- upomniał go Kacper

Najbardziej na świecie nie cierpiałam, gdy ktoś mnie żałował, więc coś wymruczałam na ten temat i że muszę iść do siebie, po czym wybiegłam na korytarz i dalej, do mojego pokoju. Już czułam powoli narastający wybuch,

-Niech to szlag- warknęłam używając przekleństwa, którego nauczyłam się od Tymka, trzeba było powiedzieć im to prosto w pysk, a nie tłamsić w sobie. W końcu dostałam się na moje piętro, zerknęłam na mój pokój. Magia zaczęła jeszcze mocniej łupać mi w czaszkę. Tym razem przesadzono! Ktoś na moich drzwiach namalował jaskrawoczerwoną farbą napis „Dopadnę cię, a twoja krew nakarmi węża" litery nie zdążyły jeszcze zaschnąć. Nie był to pierwszy ani najpewniej ostatni raz, gdy słyszałam lub dostawałam podobne komunikaty. Nie miałam teraz czasu nad tym główkować. Pchnęłam drzwi mocno, tam, gdzie nie było farby, wpadłam do środa, błyskawicznie otworzyłam okno i wyskoczyłam na zewnątrz, w nosie miałam co sobie pomyślą ludzie, odbiegłam od baraku już czując gotujący się we mnie płomień. Nie zdążyłam pokonać nawet połowy odległości do płotu, kiedy poczułam, że moja magia wyrywa się spod kontroli. Moja głowa i włosy stanęły w ogniu, cała płonęłam! Przy skoku musiałam zgubić sznurek i moje związane wcześniej w kucyk włosy rozsypały mi się teraz naokoło głowy. Każde pasmo stało w ogniu. Ogień już się rozchodził naokoło, tak gorący, że palił trawę, mając w głębokim poważaniu grubą warstwę śniegu. Błyskawicznie zaczęłam się uspokajać, wchłaniając ogień z powrotem, jednak zanim skończyłam, krąg stopionego śniegu i spalonej trawy sięgał już ściany baraku z jednej strony i płotu z drugiej. Był większy niż kiedykolwiek wcześniej, dotychczasowe były mniej więcej 3 razy mniejsze, miały jakieś 3 metry szerokości. Kiedy w końcu doszłam do siebie, zobaczyłam, że ściana baraku i płot są osmalone, a ziemia wewnątrz kręgu całkowicie sucha i pozbawiona trawy. Przed wejściem do baraku stał Kacper i miał otwartą z wrażenia gębę. Super, kolejna osoba, którą lubię się mnie teraz będzie się mnie bać. Po prostu ekstra!

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

170K 5.4K 36
"do i look like i give a shit if he's poseidons son?" water from the fountain splashed into her face, dripping from the dark ends of her hair "the f...
18.8K 611 25
Część 1 : https://www.wattpad.com/story/161997804-wycieczka Minął rok, od wydarzeń z pierwszej części. Z Wojtkiem dalej tworzymy szczęśliwą. Parę. Do...
19.9K 350 18
⚠️The characters in this story do not belong to me they belong to JC the only two I own is Niri'te and A'teyo ⚠️