(3) Harry Potter and the Best...

By Zikonest

20.1K 1.8K 683

Ah tak, trzeci rok. Rok w którym ma najmniej do czynienia z Voldemortem, a jednak tak dużo się dzieje. Jaka s... More

Rozdział 2: Nikt Nie Powiedział, że Trenowanie Psa Będzie Łatwe
Rozdział 3: Marge i wyprawa do Dziurawego Kotła
Rozdział 4: Prawda Zawsze Wyjdzie na Jaw
Rozdział 5: Pociąg, Dementorzy, Drama - Normalne Rozpoczęcie Roku
Rozdział 6: Bogin
Rozdział 7: Prawda Zawsze Wyjdzie Na Jaw, część 2
Rozdział 8: Wyzwolić w Sobie Bestię... Może to Już Czas na Kocimiętkę?
Rozdział 9: Zdobycie Ważnego Elementu Planu
Rozdział 10: Syriusz Black i Peter Pettigrew
Rozdział 11: Sansa, Skarbie, Co Się Tam Stało?
Rozdział 12: Zasadzka
Rozdział 13: Więc... Jakie Będzie Następne Niebezpieczne Stworzenie?
Rozdział 14: Najlepsze Święta?
Rozdział 15: Uczuciowe Rewelacje
Rozdział 16: Wakacje
Kolejna część

Rozdział 1: Ośrodek Pomocy Dla Bezdomnych Psów

1.8K 129 55
By Zikonest

Jest to część trzecia serii "Self-insert HP" i polecam przeczytać dwie poprzednie, aby wszystko miało sens.

____________

Leżałem na brzuchu, czytając w kompletnym znudzeniu podręcznik do eliksirów. Odrętwiałem już od octowego smaku w ustach i pozostało mi tylko zdobyć resztę składników do eliksiru. Magiczne rzeczy jak ćma zostały zamówione i są przechowywane w bezdennej dziurze mojej torby, ale musiałem dostać w swoje ręce rosę i łyżkę. No i był jeszcze Syriusz...

Wiadomości o Syriuszu były nieliczne i sporadyczne. Mugolskie wiadomości twierdziły, że go widziały, podczas gdy Prorok Codzienny stale się aktualizował, zmieniając zdjęcie Syriusza, a od czasu do czasu pojawiały się szkice przewidywań, jak może wyglądać teraz. W pewnym momencie uważano, że jest w Londynie, ale potem zniknął, zanim Aurorzy mogli go znaleźć.

Sansa wpadła w furię, odkąd to wszystko się zaczęło.

Raz w tygodniu piszczała i nerwowo układała mi włosy, dopóki nie dałem jej listu do Syriusza, żeby mogła wyruszyć na jego polowanie, tylko po to, żeby wrócić jeszcze bardziej wkurzona z listem wciąż przyczepionym do nogi. Była całkowicie rozgniewana na cały świat i pewnego wieczoru, kiedy moi krewni byli gdzieś na kolacji, wydała z siebie tyradę wrzasków i syków. Niemal mogłem ją zrozumieć.

'Jak śmiał ktoś odmówić przyjęcia mojego listu! Jak śmie uciekać ode mnie! MNIE!!! Ja wychodzę z siebie, żeby go znaleźć, a on ucieka, nie pozwalając mi dokończyć pracy!'

Gdyby mogła mówić, to byłoby dokładnie to, co by mi powiedziała. Tamtej nocy mieliśmy z nią sesję przytulania. Myślę, że Vernon prawie dostał ataku serca, kiedy sprawdził mnie tej samej nocy i znalazł bardzo agresywnie wyglądającą sowę blokującą moją twarz od światła korytarza.

Ale dziś był nudny dzień wypełniony smakiem octu na języku, który nie chciał odejść. Tylko przez kolejny tydzień musiałem trzymać w ustach liść mandragory, a potem będę mógł go wyjąć pierwszego sierpnia, dzień po urodzinach. Mała część mnie chciała sprawdzić swoje szczęście, prosząc Vernona o podpisanie kartki z pozwoleniem do Hogsmeade, ale... Niee. Miałem większe szanse przekonać Snape'a, żeby mnie wypuścił, niż przekonać tego faceta, żeby podpisał coś dla mojej szkoły.

- Chłopcze! - Po schodach rozległo się ostrzegawcze wołanie dzikiej ciotki Petunii. - Zejdź tu, natychmiast!

- O dobra, coś do roboty... - mruknąłem leniwie do siebie, zwijając się z łóżka i ponownie dopasowując ubranie. Petunia podrzuciła mnie w środku dzielnicy handlowej, żeby mogła zająć się Dudleyem, a ja mogłem zająć się sobą. Na szczęście był tam sklep, który miał wyprzedaż koszul.

Podczas gdy Petunia po trzech godzinach zakupów ledwo miała torbę dla Dudleya, ja miałem cztery.

Wszedłem do kuchni i spojrzałem na panujący przede mną bałagan. Były to wszystkie "wytworne" naczynia Petunii. Żadne z nich nie było czymś, co mógłbym uznać za klasyczne, a wszystkie miały na spodach filiżanek i talerzy napis "Made In China".

- Marge przyjeżdża w przyszłym tygodniu i chcę, żeby wszystko było wypolerowane i czyste, zanim tu przyjedzie. - Petunia zarządziła, skłócona na myśl o tym, że szwagierka pojawi się i będzie dotykać jej wymyślnych naczyń.

- Więc... co dokładnie chcesz, żebym zrobił? Myślałem, że nie wolno mi dotykać tych rzeczy? - zapytałem pusto. Ostatnim razem, kiedy dotknąłem jednego z kubków, bo Dudley go przewrócił, zostałem zamknięty w swojej komórce na tak długo, że krzyczałem, aż musieli mnie wypuścić, zanim ktoś wezwał policję.

Hej, miałem cztery lata.

- Masz wszystko umyć, kiedy ja będę polerować, i zamierzam cię uważnie obserwować. - Petunia wcisnęła mi do ręki talerz obiadowy i wskazała na zalany wodą zlew.

Następna godzina upłynęła na myciu śmiesznej ilości naczyń dla trzech osób -ha, jakbym miał jeść na tych samych naczyniach- potem przyszła kolej na sztućce. Usiadłem przy stole i powoli zacząłem polerować widelce i noże, kiedy zadzwonił telefon w salonie i Petunia wyszła, żeby go odebrać.

Kiedy ona rozmawiała z jedną ze swoich przyjaciółek, albo ja zakładam, dzwoniący był jej przyjacielem, sięgnąłem szybko po łyżeczkę. Potem zrobiłem pauzę, a następnie przewróciłem ją, żeby móc spojrzeć na tył. To było prawdziwe srebro.

...

No... Ciekawe, czy Zgredek nie miałby nic przeciwko wykonaniu dla mnie małej roboty.

~

- Gdzie ona jest?! - Następnego dnia Petunia otworzyła mi drzwi, grożąc ogniem, który rozpylał się z jej ust w zaporze niepohamowanej wściekłości. Nie czekając na moją odpowiedź, rzuciła się na biurko i zaczęła wyrzucać rzeczy z szuflad, co spowodowało, że Sansa wskoczyła na okno, żeby się od niej odgrodzić.

- Gdzie jest co? - przechyliłem głowę, gdy podniosłem się z łóżka i skrzyżowałem ręce. Patrzyłem, jak kobieta, po opróżnieniu biurka na podłogę, bierze moją torbę i zanurza w niej rękę.

Zatrzymała się, gdy trafiła nadgarstkiem na dno. Huh, chyba działała tylko wtedy, gdy ja jej używałem? Albo to tylko mugolski środek zaradczy? Nie narzekam, fajnie jest patrzeć, jak próbuje znaleźć przedmioty w torbie, która wydawała się pusta.

- Brakuje mi srebrnej łyżeczki, a ty byłeś ostatnią osobą, która miała na niej ręce! - Petunia wysyczała. - Opróżnij swoje kieszenie.

- Nie mam twojej łyżki, a gdybym chciał mieć swój własny zestaw, to po prostu kupiłbym magiczny zestaw z Alei Pokątnej. - Przewróciłem oczami i zacząłem wywracać kieszenie, w większości wypełnione papierkami po cukierkach, które zamierzałem dziś wyrzucić przed snem. Ciotka, niestety, nie była z tego zadowolona.

~

Dudley wszedł po schodach, żeby wziąć coś ze swojego pokoju, by zastać dziwny widok.

Opierałem się o ścianę korytarza, ręce krzyżując na piersi, mając na sobie tylko parę bokserek z tarczą Kapitana Ameryki, okulary, bransoletę i naszyjnik z kłem bazyliszka. Petunia dokonała niemal idealnej rewizji rozbieranej, myśląc, że ukrywam srebrną łyżeczkę w kieszeni lub w butach. Potrzeba było pięciu minut kłótni, żeby ciotka nie pozbawiła mnie ostatek ubrania. Przyznam, że jej odkrycie liścia mandragory przyklejonego do dachu moich ust było co najmniej zabawne.

Moje oczy przesunęły się, by spojrzeć na kuzyna i rzuciłem mu spojrzenine.

- Ruszaj się, Dudley. Nie ma tu nic do oglądania.

- Dlaczego jesteś tylko w majtkach? - Dudley zapytał oniemiały.

- Twoja mama robi nalot na mój pokój w poszukiwaniu czegoś. Nie widzę- Ach! Ciociu Petunio, nie otwieraj!

Z pudełka wyskoczyła czekoladowa żaba.

- To... - Westchnąłem i chwyciłem ją, podczas gdy Petunia piszczała, że trzymam żabę. - Myślałem, że mama przynosi rzeczy ze swojej szkoły do domu. To czekoladowa żaba. - Udowodniłem swoją tezę, bezlitośnie odgryzając żabie głowę, ukazując wydrążone ciało.

- No cóż - skuliła się Petunia. - Masz wyjść z tego pokoju, dopóki nie skończę szukać. Mógłbyś schować łyżkę, kiedy nie będę patrzyła!

- Ciociu Petunio, nie mam twojej głupiej łyżki. Możesz szukać dalej, ale czy mogę chociaż odzyskać swoje ubrania, żeby móc... No nie wiem... pójść na spacer? - Wtedy rzuciła mi na głowę koszulę, spodnie i buty. - Aha, i uważaj, jeśli otwierasz klatkę Parszywka. Jeśli ucieknie, to wyszkoliłem moją sowę, żeby natychmiast go złapała.

Wycofałem się do łazienki, żeby założyć ubrania i związać włosy w koński ogon. Petunia kiedyś narzekała, kiedy robiła pranie, że większość moich ubrań jest czarna i kusiło mnie, żeby znaleźć jakiś sklep gotycki, żeby zrobić jej na przekór. Będzie mogła wyrwać moją miłość do prostych ubrań z mojego zimnego, martwego ciała. Będę nosić wzory, kiedy będę gotowy!

Kiedy już upewniłem się, że doskonale prezentuję się na widok publiczny i udało mi się wykraść torbę, wyszedłem z domu.

Petunia może wywrócić pokój do góry nogami. Nie miałem łyżki... na sobie, to znaczy.

Smak octu wydawał się mniej silny, gdy uśmiechałem się do siebie. Notatka Zgredka radośnie spoczywała w mojej torbie.

Tego ciepłego popołudnia nie było zbyt wiele zajęć. Był to dzień roboczy, więc większość pracowników była poza domem do wieczora, a ponieważ Syriusz Black został ostatnio zauważony kilka mil stąd, matki trzymały swoje dzieci albo w domach, albo na własnym podwórku. Wciąż byłem zdziwiony, że informacja jakoby Syriusz miał ze sobą broń tak działała na wyobraźnię społeczeństwa, do diabła, Vernon miał broń! Dlaczego mugolska policja nic nie robiła?

- Chyba muszę się więcej nauczyć o tym kraju niż myślałem... - mruknąłem do siebie. Z niewielkim problemem znalazłem park w sąsiedztwie, który był pusty z powodu nadopiekuńczych rodziców obawiających się, że Syriusz Black pojawi się jak duch i wypłoszy ich dusze.

Prychnąłem na własne myśli. Wtedy pękła gałązka. To zawsze jest jakaś gałązka.

Spojrzałem w stronę hałasu. Po drugiej stronie ulicy stał niechlujny, chudy, ale bardzo duży pies z najczarniejszym futrem, jakie kiedykolwiek widziałem. Pies był taki, jakby ktoś wziął budowę owczarka niemieckiego, a potem dodał na niego kupę wilka. Wpatrywał się we mnie, nieruchomy jak kamień i uszy zwrócone w moją stronę.

'Czy to on? Czy mnie rozpoznaje?' Nie pokazałem mojej blizny na zdjęciu, które mu wysłałem, ponieważ nigdy nie eksponowałem jej na zdjęciach, z wyjątkiem tego z Lockhartem.

Nie wyciągnąłem różdżki, zamiast tego zacząłem powoli do niego podchodzić. Na wszelki wypadek, gdyby to był zdziczały pies, nie chciałem go wystraszyć, wbiegając głową w coś, co miało z łatwością 90 funtów czystego psa. Pies przechylił głowę w bardzo ludzkim stylu i starałem się mówić łagodnie.

- Cześć psiaku, jestem Harry... Jesteś przyjazny?

Pies wyprostował się i zamarłem, serce waliło mi jak młotem i nagle pożałowałem, że zbliżyłem się do ewentualnie dzikiego zwierzęcia. Ale zamiast stać się agresywnym, pies obniżył swoją postawę. Schował ogon i spłaszczył uszy. Zrobił kilka kroków w moją stronę, a kiedy znalazłem się w zasięgu ręki, osunął się na ziemię, odsłaniając swój chudy brzuch.

'Dobra... to albo Syriusz próbuje mnie nie przestraszyć, albo najszybciej na świecie ulegający pies.' pomyślałem sobie, gdy ostrożnie dałem psu kilka eksperymentalnych zadrapań.

- Cześć kolego, jesteś naprawdę przyjazny. Taki dobry... Uh, zobaczmy... chłopak! Jaki dobry chłopak!

Pies zesztywniał, po czym przetoczył się, by położyć się na brzuchu, z ogonem przyciśniętym do swoich intymności.

'Zdecydowanie Syriusz.' Przycisnąłem swoją czystą dłoń -Merlinie jego futro było brudne- do ust i wypuściłem rozbawiony chrapliwy śmiech.

- Nie wyglądasz, jakbyś miał dom, co? - Syriusz wydał żałosne skomlenie, liżąc rękę, której używałem do pieszczot. - Hmm... jeśli zabiorę cię do domu... ciocia Petunia będzie miała ze mną na pieńku. Ale jednak... przeszukała mnie po pas, szukając cholernej łyżki, której nie miałem... w moim pokoju.

Przez moją twarz przemknął ślizgoński uśmiech.

- Jestem pewien, że Hogwart nie będzie miał nic przeciwko, żebym wziął kolejne zwierzątko. Sansa nie jest zbyt często używana, z wyjątkiem poczty, a Parszywek w tym roku na pewno zdechnie... - Wstałem i zatrzasnąłem ręce na nogach podekscytowany, zwiększając swój radosny ton. - Chcesz wrócić ze mną do domu, piesku? Co?

Syriusz skoczył na nogi i wydał kilka entuzjastycznych szczeknięć, zaskakując mnie samą głośnością, jaką potrafił wytworzyć. Szybko ucichł, gdy zorientował się, że przestraszyłem się hałasu i nieśmiało polizał moją rękę, starając się znów wyglądać jak bardzo potulny i nieszkodliwy pies.

- Jeśli mam cię zabrać do domu, muszę się upewnić, że mamy wszystko, co będzie ci potrzebne w Hogwarcie. Będziemy musieli też cię wyszkolić, inaczej Dumbledore może odmówić mi zatrzymania cię... - Zaśmiałem się, zaczynając iść chodnikiem. Syriusz dreptał obok, uważnie słuchając wszystkiego, co miałem do powiedzenia, jakby były to dla niego najważniejsze rzeczy do usłyszenia w tej chwili.

Rozmawiałem z Syriuszem o najbardziej przypadkowych rzeczach, najnowszych filmach, których nigdy nie miałem okazji obejrzeć w tym życiu, książkach, które czytałem lub chciałem przeczytać, a czasami chwaliłem go za bycie dobrym chłopcem, kiedy przechodził obok niego mugol. Zawsze rzucali mi podejrzane spojrzenia. Dziecko noszące krzykliwą biżuterię i spacerujące z wyliniałym psem sprawiło, że ta jedna pani nie tak cicho zapytała swojego męża, czy powinni zawiadomić policję.

- Nie denerwuje cię, gdy ludzie wtykają nosy w nie swoje sprawy? - Zapytałem dość głośno Syriusza. Ukradkiem zerknąłem na panią, która spiorunowała mnie wzrokiem jak zepsuty holownik i odeszła z mężem.

Zrobiłem szybki postój w sklepie na rogu i kupiłem super mięsną kanapkę, prostą smycz i obrożę dla Syriusza. Szybko pochłonął jedzenie, gdy tylko upewniłem się, że można je bezpiecznie zjeść i przymocowałem obrożę i smycz do jego szyi.

- Wybacz, ale chyba nie mogę cię zabrać do sklepu zoologicznego bez nich. - Syriusz, ku zadowoleniu, przyjął obrożę z uśmiechem i szturchnął moją rękę swoim nosem.

Ostatni odcinek do sklepu zoologicznego przebiegał bez zakłóceń i spokojnie. Byłem tu tylko raz, żeby pomóc pani Figg kupić karmę dla kotów, co było jedynym powodem, dla którego wiedziałem, że ten sklep istnieje w okolicy. Było w nim wszystko, czego można się spodziewać po sklepie zoologicznym w snobistycznej dzielnicy: Skrzeczące ptaki i niewyróżniający się zapach zwierząt, podłogi i ściany były nieprzyjazną bielą, a otoczenie krzyczało "kupuj albo wynocha", co wysłało dreszcz w dół mojego kręgosłupa i mocniej zacisnąłem uchwyt na smyczy Syriusza.

Przy ladzie stała szesnastoletnia brunetka ubrana w najnowszą modę lat 90-tych i zbyt mocny makijaż. Patrzyła na mnie wzrokiem stu nastoletnich osądów, a na 'psa' jeszcze bardziej.

Oczywiście podszedłem do niej.

- Przepraszam, proszę pani? - Zapytałem grzecznie, ale otrzymałem tylko zirytowane spojrzenie. - Razem z wujkiem adoptowaliśmy tego psa z psiarni i zastanawiałem się...

- Nie prowadzimy akcji charytatywnych, dzieciaku.

Oko drgnęło, a mój uśmiech się zacisnął.

- Zastanawiałem się, czy mogę zapłacić za to, żeby mój pies otrzymał kąpiel i pielęgnację. - Powiedziałem, starając się zachować uprzejmość, kiedy przewróciła na mnie oczami i wskazała w kierunku, w którym chyba miałem się udać. - Dzięki... - Odszedłem od niej, mój uśmiech opadł, gdy tylko skręciłem za róg i poza zasięg jej słuchu, dzięki czemu mogłem szepnąć: - Cycata banshee.

Musiałem na chwilę przerwać spacer, żeby Syriusz mógł trzasnąć twarzą w podłogę w tym, co uznałem za śmiech.

Pracownicy w dziale opieki nad zwierzętami byli znacznie bardziej przyjaźni, zwłaszcza gdy pokazałem, że jestem w stanie zapłacić za sesję pielęgnacyjną Syriusza gotówką i zapewnić mu pełne usługi. Ich główna stylistka właśnie skończyła swoją przerwę na lunch i była skłonna zająć się Syriuszem pod warunkiem, że będzie miał kaganiec.

- Wydaje się przyjazny, ale nie wiem, jak zniesie kąpiele, a mówiłeś, że dopiero co go adoptowałeś. - Stylistka wyjaśniła mi łagodnym tonem, przygotowując swoje materiały potrzebne do upiększenia Syriusza.

- Zrozumiałe, był spokojny odkąd go dostałem, więc nie wiem czy jest po prostu dobrze wychowanym psem, czy się boi. - Wzruszyłem ramionami. Postanowiłem, że to ja założę mu kaganiec, który przyjął z niechęcią, ale potem przeszedł w tryb Dobry Chłopiec i wskoczył do wanny. - Myślę, że schronisko planowało go uśpić. Jest taki chudy, ale był super słodki, kiedy wszedłem do adopcji, że po prostu musiałem go wziąć.

- Biedactwo, wygląda jakby potrzebował trochę miłości... Drapał się, zauważyłeś coś? - zapytała stylistka, sugerując, że chce wiedzieć o pchłach. Miała na dłoni dużą kulkę psiego szamponu i zaczęła szorować czarne futro.

- Nie. Nie widziałem, żeby się drapał, odkąd go adoptowałem. - Albo Syriusz nie miał pcheł, albo był naprawdę dobry w nie drapaniu się. Postawiłbym swój skarbiec na to drugie. Skrzywiłem się, gdy woda i piana zmieniły kolor na brązowy od tego, co było w futrze. W końcu stylistka zaczęła używać innego rodzaju mydła, a także szczotki, żeby przebrnąć przez trudniejsze części. Mruknęła coś o pchłach, jednocześnie chwaląc Syriusza za zachowanie. Ani razu nie skomlał.

- Czy chcesz, żebym w ogóle przycięła jego futro? - zapytała grzecznie godzinę później, gdy zaczęła spłukiwać futro, woda wychodziła teraz czysta.

- Tylko jeśli są jakieś zmatowiałe części, proszę. - Jak się okazało, Syriusz nie miał żadnych skołtunionych części.

Po wysuszeniu jego sierści i podaniu smakołyku za dobre zachowanie. Ponownie przypiąłem mu smycz i poszedłem do lady zapłacić.

- Och, wygląda o wiele lepiej niż godzinę temu! - Pracownica, pani w średnim wieku o siwiejących brązowych włosach i życzliwych niebieskich oczach zachichotała i przyjęła pieniądze. Przeliczyła banknoty i uśmiechnęła się do mnie życzliwie. - Jeśli będziesz potrzebował pomocy, przyjdziesz po mnie, dobrze? Jestem kierownikiem na zmianie i w swoim życiu posiadałam kilka dużych ras. Twój wygląda jak owczarek niemiecki.

- Dziękuję, muszę jeszcze zrobić zakupy. Czy ma pan dla mnie jakieś rekomendacje dotyczące karmy dla zwierząt?

- Jedna chwila. - Pani podniosła telefon i wybrała jakiś numer. Czekałem, gdy rozmawiała z kimś o Syriuszu -jaki to jest chudy i pewnie nie poradzi sobie z niczym ciężkim- zapisała kilka rzeczy w notatniku po czym odeszła. Minęło kilka minut i wróciła z wózkiem, na którym była mokra karma w puszkach i duża torba karmy medycznej dla psów.

- Zadzwoniłam do naszego sklepowego weterynarza i polecił mi te. Pomogą go utuczyć, jeśli nie zamierzasz zrobić surowej diety. Chciał, żebym przekazała ci te instrukcje.

Wziąłem wózek i notatki ze szczerym "dziękuję" i rozstałem się z nią, by rozpocząć zakupy. Wypełniłem wózek rzeczami niezbędnymi: naczyniami na jedzenie i wodę, szczotką, zabawkami, które Syriusz uznał za wystarczająco dobre, żeby się nimi bawić - głównie rzeczy do rzucania-, i miałem zamiar wybrać legowisko dla pieska, ale... Niee, może spać na moim łóżku.

Ale kiedy dotarliśmy do sekcji ze smyczami i obrożami, zostaliśmy ponownie połączeni z naszą nową przyjaciółką. Konkretnie to chodziła za mną przez ostatnią minutę i dopiero teraz wpatrywałem się w nią na tyle długo, by sprawić jej dyskomfort.

Nieuprzejmy pracownik podszedł do mnie.

- Czy szuka pan pomocy, proszę pana? - Powiedziała "pan", jakby to była guma na spodzie jej buta.

Mrugnąłem do niej głupio z ręką wyciągniętą po ładną, czarno-białą obrożę w kratę.

- Nie, dziękuję... Um... Holly. Jestem pewien, że sam mogę znaleźć rzeczy dla mojego psa. - Powiedziałem, czytając tabliczkę z nazwiskiem na jej mundurze. Holly uniosła brew i obrzuciła mnie spojrzeniem, by upewnić się, że mówię poważnie.

- Czy ty w ogóle wiesz, jak zajmować się psem? Czy posiadałeś już kiedyś psa?

- Mam sowę i szczura. - zaoponowałem, czytając instrukcję do jednej z uprzęży na głowę, żeby dać złudzenie, że uczę Syriusza, by nie ciągnął za smycz.

- Czyli nie masz doświadczenia w wychowywaniu psa? Zwłaszcza tak dużego jak ten?

- Proszę, zostaw mnie w spokoju, nie muszę usprawiedliwiać swoich umiejętności wychowywania zwierząt, kiedy ja jestem dzieckiem, a Ty nastolatką. Moi opiekunowie i tak będą jego głównym opiekunem. - Ostatnie kłamstwo wyszło trochę zbyt ostro. Poczułem się źle, bo... może jest po prostu przepracowana albo ma dość głupich ludzi, którzy przychodzą i kupują malutkie zbiorniki dla żółwia domowego swojego dziecka.

A teraz... gdzie była ta jedna smycz, którą przed chwilą widziałem?

- Chyba będę musiała poprosić cię o wyjście. - Holly zauważyła, zmuszając mnie do pauzy. - Twój pies będzie straszył innych klientów, wygląda jakby miał kogoś ugryźć.

- Jeśli życzy sobie pani, żebym odszedł, proszę, żeby kierownik podjął taką decyzję. - Badałem różne smycze, porównując kolor z futrem Syriusza, który pozostał najgrzeczniejszym psiakiem na świecie i pozostał przyciśnięty do mojej nogi. - Jeśli boi się pani mojego psa, to dlaczego stoi pani tak blisko niego? Ledwo trzymam jego smycz.

Holly zadrwiła i odeszła, przypuszczalnie po kierownika lub ochronę. No cóż, nie wyjdę, dopóki kierownik nie każe mi iść.

- Jeśli będę miał takie nastawienie, gdy będę w jej wieku. - Szepnąłem do Syriusza, - Proszę, żeby ktoś mnie uderzył.

Syriusz sapnął.

Holly powróciła z panią w średnim wieku i wskazała na mnie, nastolatka próbującego zdecydować, czy chcę zieloną smycz z liśćmi, czy czarną z czaszkami i dyniami, z grzecznym psem leżącym u moich stóp.

W momencie, gdy wkładałem czaszkową do mojego wózka, pani w średnim wieku zaczęła swoje besztanie.

- Holly, to ostatni raz, kiedy ci to mówię: Przestań odstraszać klientów tylko dlatego, że nie zgadzasz się z ich decyzjami jako właściciel zwierząt! - Musiałem wdychać powietrze nosem, żeby zachować prostą twarz, kiedy patrzyłem, jak nastolatka dostaje opieprz. - Ten chłopak nie zrobił nic złego przez cały czas, kiedy tu był i nie usłyszałam ani jednego słowa o jego psie. A teraz wracaj na swoje stanowisko albo odejdź i nie wracaj!

Holly odeszła, z czerwoną twarzą od bycia wyzywaną przez swojego szefa. Starsza pani, która - teraz zobaczyłem na jej tagu że nazywa się Stephanie - odwróciła się do mnie z przepraszającym uśmiechem.

- Tak mi przykro, że musiałeś przez to przechodzić.

- Och, to żaden problem. Rozumiem, skąd to wzięła. Nie chciałbym widzieć, jak zwierzę jest źle traktowane, ponieważ właściciel nie przeprowadził żadnych poszukiwań przed nabyciem nowego członka rodziny. - Odpowiedziałem gładko, czując, jak Syriusz na mnie patrzy.

Stephanie westchnęła, jej ramiona się rozluźniły.

- Cóż, ciesz się resztą swoich zakupów, kochanie. Tylko poszukaj mnie, jeśli będziesz potrzebował pomocy. - Z tymi słowami odwróciła się i odeszła.

Po około dziesięciu minutach dodatkowych zakupów, poszedłem zapłacić przy kasie i znalazłem Stephanie machającą mi, podczas gdy Holly pracowała z parą, która kupowała jakieś ryby.

- Czy ten sklep ma... wytwórcę psich identyfikatorów?

- Oczywiście tuż przy drzwiach! Jeśli chcesz kupić jedną, kod będzie na paragonie.

- Jasne, poproszę jedną z okrągłych zawieszek. - Zapłaciłem za towar, Syriusz wypuścił z siebie skomlenie, gdy zobaczył sumę. - Nieźle, nie wydałem nawet 200 funtów.

Skłamałem, że muszę włożyć te przedmioty do samochodu wujka i wyniosłem wózek na zewnątrz sklepu. Przed sklepem nie było żadnych kamer, przynajmniej żadnych, które mógłbym zobaczyć. Szczerze mówiąc, mugolskie systemy zabezpieczeń nie należały do najbardziej subtelnych. Bardziej martwiło mnie to, czy ktoś mnie śledzi.

- Siadaj. - Zarządziłem Syriuszowi, jednocześnie otwierając torbę. Upewniając się, że nikt nie patrzy, bezceremonialnie wepchnąłem rzeczy do maleńkiej przestrzeni. Była jak próżnia, wszystko, co było większe niż otwór torby pozornie zmniejszyło się, gdy wpychałem do środka, a następnie zniknęło w pustce. Przy wielu okazjach, Syriusz wydawał się całkowicie zszokowany nad faktem, że mam niewykrywalnie powiększoną torbę.

Weszliśmy ponownie do sklepu i podeszliśmy do maszyny do grawerowania i... zagapiłem się na nią, potem na Syriusza, a potem z powrotem na maszynę.

- Kurcze... Nie przemyślałem tego. - Potarłem twarz, po czym spojrzałem w dół na psa u moich stóp. - Jak mam cię nazwać?

Odpowiedziała mi rozbawiona mina.

- Nie nazwę cię Shadow ani Blackie, zbyt pospolite... Mógłbym cię nazwać jako nawiązanie do czegoś... ale wtedy musiałbym się tłumaczyć każdemu z moich znajomych, dlaczego wybrałem mugolski żart... - zastanawiałem się nad kilkoma możliwymi imionami. - Fenrir? Zaraz - nie, nie przypominaj mi. Zły wybór. Przepraszam, proszę, przestań wyglądać na obrażonego!

Odetchnąłem i włożyłem tag do maszyny. Po prostu... wrzucę pierwsze imię, które przyszło mi do głowy.

Kilka minut później wychodziliśmy ze sklepu z okrągłą, metalową zawieszką zaciśniętą mocno w mojej dłoni. Gdy dotarliśmy do parku, zatrzymałem się i zająłem miejsce na jednej z ławek. Sięgnąłem do torby i wyciągnąłem czarno-białą obrożę w kratę, zastępując nią tanią, którą wcześniej tego dnia założyłem Syriuszowi. Kiedy już była dopasowana, z uśmiechem przypiąłem mu psi identyfikator.

- Cóż chłopcze, utknąłeś ze mną. Jak już mówiłem, nazywam się Harry Potter i... heh, chodzę do magicznej szkoły. Jestem paranoiczny, nadopiekuńczy, lekkomyślny i jak do tej pory nie przeszedłem roku bez wstrząsu mózgu lub wymiotów. Uczenie się uroków zajmuje mi wieczność i jestem całkiem pewny, że pachnę jak ocet dzięki mojemu przyjacielowi. Ale... tak, jestem kiepski w przedstawianiu się. - Zakaszlałem w rękę i potargałem jego czarne futro.

- Witaj w rodzinie, Phantom.

______

Witam w trzeciej części i od razu dziękuję za cierpliwość :)

Nie mam jakoś dużo jeszcze zrobione ale to zawsze coś, prawda?

Aktualizacje będą się pojawiać nieregularnie, jak zapewne wiecie z wcześniejszych części.

*Postanowiłam zachować oryginalne Phantom i nie zmieniać tego na Fantom albo (o zgrozo!) Duch. Samo Phantom to takie nieco lamerskie imię, jeśli wolno mi tak powiedzieć, ale jest to jeszcze jakoś znieść po angielsku.

Jak zawsze betuje Loffiki!

Zapraszam też to udania się na stronę autora i zostawienie dla niego serducha.

;)

Continue Reading

You'll Also Like

341K 28.8K 33
Dominic to zwyczajny 17- latek. Jego mroczny styl i muzyka, której słucha tłumaczyli młodzieńczym buntem. Uważali go za szczęśliwego nastolatka. Tylk...
5.3K 201 6
Co by się stało gdyby Thorin Dębowa Tarcza i jego siostrzeńcy nie zginęli w Bitwie Pięciu Armii? Zobacz jak potoczy się los krasnoludzkiego króla i...
90.4K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
178K 9.2K 17
Autor: Paimpont Tytuł oryginału: Twist in Time Link do oryginału: s/6021134/1/A-Twist-in-Time Parring: Tomarry (Tom Riddle/Harry Potter Długość: 14 r...