Początek

297 25 16
                                    

~*~

Przed znalezieniem się Luffy'ego i Law'a na Sunfield...

-Trafek! TRAFEK! Patrz na to!- Słomkowy wskazał sklep, z którego szyb można było ujrzeć wystawione tam zbroje i miecze. -Po co komu zbroja?

-Historykiem nie jestem, ale pewnie są jeszcze ludzie na świecie, którzy lubią chodzić w takich blaszakach. Albo kolekcjonerzy, którzy zbierają takie antyki.

-Antyki? Czyli to są same starocie? Po co komu zbroja do domu?

-Kolego Słomkowy... Są takie osoby, które lubią kolekcjonować przeróżne rzeczy.

-To dziwni są ci ludzie...- zasunął ręce za szyję i zaczął iść dalej. I pomyśleć, że wysłali mnie razem z nim... Po krótkiej przechadzce jakiś mężczyzna zaczepił nas po drodze:

-Ej młodzi!- odwróciliśmy się w jego stronę. -Widzę, że interesują was zbroje rycerskie.

-Wcale nie? Ślepy jesteś panie, czy co?- zjechał go Luffy.

-Luffy, trochę grzeczniej. Nie mamy zwracać na siebie uwagi- nie wierzę, że muszę go upominać.

-Wiem, wiem Trafek!

-Ile razy mam ci powtarzać, że NIE JESTEM TRAFEK...

-Dla mnie będziesz Trafek forever.

-A słyszeliście o piracie, który walczy w takiej rycerskiej zbroi i mieczu, mimo dzisiejszych czasów?

-Cooo?!- zaciekawił się Luffy. -Zacofany w czasie, czy co?

-...- słysząc to zdanie od tego mężczyzny, ktoś zaświtał mi w głowie.

-Jaki zacofany? To sama rycerska duma tego pirata przyprawia o dreszcze! Nie znajdziesz nikogo tak wiernego tym zasadą, jak kapitana Lewis'a- wtedy dokładnie przypomniałem sobie tego faceta.

-Kim jesteś?- zapytałem podejrzanie.

-Ja? Jestem tylko zwykłym rzeźnikiem na tej wyspie...- powiedział nadzwyczaj dziwnie.

-Rzeźnikiem?!- Luffy ma tylko jedno w głowie... -A ma pan...

-Skąd wiesz o kapitanie Lewis'ie- przerwałem mu.

-Ja?- wskazał zdziwiony. -Ach, przecież! Jakieś dwa lata temu został doszczętnie zniszczony przez znanego pirata "Chirurga Śmierci" Trafalgar'a Law'a, kiedy ten miał w zamiarze oddać sto serc marynarce, w zamian za tytuł Shichibukai!- zmarszczyłem brwi słysząc ton jego mowy. To nie było normalne. Czy robi ze mnie sobie jaja? Na pewno wie, kim jestem...

-Trafek...- moją powagę rozwiał Luffy alarmujący mnie o tym, że coś się święci. Gdy znów spojrzałem się na rzeźnika, temu diabelski uśmieszek nie schodził z twarzy, a oczy zakryła ciemność. Nawet nie zdążyłem nic zrobić, a magicznym cudem upadłem na ziemie, czując jak siły mnie opuszczają. Nie mogłem się ruszyć.

-Nowa i ekstremalna tarcza kapitana Lewis'a działa zaskakująco dobrze- można było usłyszeć głos jednego z napastników. Pewnie należeli do bandy piratów Knight.

-Gnoje, co zrobiliście Trafkowi?!- jakimś cudem Luffy wciąż stał i patrzył wkurzony we wrogów.

-AAAAAA! Patrzcie, Słomkowy Kapelusz nadal stoi!- odezwał się rzeźnik.

-DEBILU, MIELIŚMY DZIAŁAĆ RÓWNO, by powalić obydwu!

-CO MNIE DEBILEM NAZYWASZ, DEBIL SIĘ ZNALAZŁ- dwóch zaczęło kłócić się i ignorować Luffy'ego. Słomkowy migiem pojawił się przed jednym i strzelił mu porządny cios w twarz, przez co ten upadł nieprzytomny na ziemię.

[One Piece] Piracki SojuszМесто, где живут истории. Откройте их для себя