- Ej to nie fair! - krzyknął oburzony. - Dlaczego ty możesz mieć broń jaką sobie tylko wymarzysz, a ja tylko pięć różnych?!

- Kochany braciszku nie od dzisiaj wiadomo że to ja jestem tą lepszą - powiedziałam wyszczerzona od ucha do ucha.

- Chyba śnisz siostrzyczko.

Przekomarzaliśmy się tak jeszcze prze jakiś czas. A ja muszę przyznać: nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam się taka szczęśliwa. Odkąd nawiedzają nasz koszmary to praktycznie cały czas jestem nie w sosie. Scott zresztą też. A teraz kiedy jedziemy tak spokojnie ulicami Miami czułam się jak nowo narodzona.

- Co ty na to żeby odwiedzić nasze ulubione miejsce nad plażą? - usłyszałam głos Scotta

Uśmiechnęłam się. Jak byliśmy mali mama często zabierała nas na plaże. Siedzieliśmy od samego rana aż do nocy czekając aż na niebie pojawią się gwiazdy. Kiedy tylko te się pojawiały mama rozpalała ognisko koło którego siadaliśmy i wymieniała nam gwiazdozbiory. Do domu wracaliśmy zwykle dopiero około północy kiedy ja i Scott byliśmy zbyt zmęczeni na dalsze wymienianie gwiazd albo ich liczenia. Tak wiem to takie mądre z naszej strony, liczyć gwiazdy. Ale byliśmy wtedy mali! Ogólnie kiedy byliśmy mali mama z nami robiła dużo rzeczy. Ale potem wszystko się popsuło. Nawet nie wiem jak. Po prostu jednego dnia była kochając matką dla która zrobiłaby dla nas wszystko zresztą ze wzajemnością, a już następnego stała się zimna i okrutna. Tak jakby przestała nas kochać z dnia na dzień. Scott chyba musiał wyczuć że mój humor trochę się popsuł bo odezwał się:

- Nie myśl o tym. Nie dzisiaj, okej?

Przytaknęłam głową. Wiedziałam, że on to wszystko odczuwa tak samo mocno jak ja, ale to ja zawsze byłam ta, która bardziej okazuje uczucia. Scott nauczył się je chować głęboko w sobie. Potrząsnęłam głowa żeby odsunąć od siebie myśli. Scott ma rację: nie dzisiaj.

Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy. Rozejrzałam się dookoła. Nic tu się nie zmieniło od czasu kiedy byliśmy tu ostatnio. A było to ładne parę lat temu. Staliśmy na klifie skąd rozpościerał się przepiękny widok na to co się dzieje na dole. Woda mieniała się najróżniejszymi odcieniami niebieskiego i żółtego w ciepłych promieniach popołudniowego słońca. Ludzie w dole przechadzali się plażą nieświadomi tego, że z góry obserwujemy ich, no i nie oszukujmy się: obgadujemy.

- Szkoda, że nie mamy lodów na ochłodzenie. Jest strasznie gorąco.

- Gorąco powiadasz. - ton głosu Scott sprawił, że od razu się odwróciłam.

Na jego twarzy widniał uśmiech psotnika. Zanim zdążyłam się zorientować co zamierza on już trzymał mnie w ramionach i nie czekając na moją zgodę skoczył ze mną z klifu.

Serce podeszło mi do gardła, a wnętrzności podjechały mi do góry. Chciałam krzyknąć, ale nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zamiast tego mocniej wbiłam swoje paznokcie w ciało Scotta pewna, że zaraz zginiemy. To było strasznie wysoko! Wiatr wiał mi prost w twarz przez co zaczęły lecieć mi łzy. Usłyszałam śmiech Scotta. I w tej chwili przyrzekłam sobie jedno: jeśli to przeżyjemy zabiję go! Poczułam jak moje ciało uderza w taflę wody. Ręce Scotta puściły mnie, a ja poczułam jak spadam coraz niżej w ciemną otchłań. Nieświadoma tego co robię otworzyłam usta. Zaczęłam panikować, że zaraz zginę kiedy uświadomiłam sobie, że wcale się nie topię. Nabrałam głęboko powietrza do ust. Ja oddychałam pod wodą! Przecież to nie możliwe! Nie czekając na nic więcej wypłynęłam na powierzchnie wody i czym szybciej podpłynęłam do brzegu. Tam odkryłam kolejną rzecz: byłam sucha! Patrzyłam się tępo przed siebie nic nie rozumiejąc kiedy koło ucha usłyszałam stłumiony od śmiechu głos Scotta:

- Czyżby Pani Nie Boję Się Niczego właśnie prawie umarła ze strachu?

- Zginiesz marnie!!

I nie czekając na nic więcej rzuciłam się na niego powalając go na ziemię. Niestety był ode mnie silniejszy co spowodowało, że zrzucił mnie z siebie na ciepły piasek. A jakby tego było mało zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać jak opętana starając się coś powiedzieć:

- Scott..... do..... olleryy.... asznejjj.... przestań!

- Co ty tam szepczesz?

Nie mogłam przestać się śmiać. Starałam mu się jakoś wyrwać, ale oczywiście nic z tego.

- Jak słodko. Ale możecie przestać. Mamy do pogadania - powiedział jakiś chłopak, który stał jakieś 10 m od nas.

Scott przestał mnie łaskotać i oboje spojrzeliśmy w kierunku nieznajomego. Był to wysoki blondyn o oczach niebieskich i nieco zarozumiałym uśmiechu. Ubrany był w pomarańczową koszulkę i jeansy, na nogi miał założone czarne coversy. I mimo że był ubrany inaczej niż w moim, a raczej naszym śnie oboje wiedzieliśmy kto przed nami stoi.

Apollo.

*********************************************************************************************

W końcu jakiś spokojniejszy rozdział! :D Co o nim sądzicie? :)

Zostawiajcie po sobie gwiazdki i komentujcie: uwierzcie mi to bardzo motywujące :3

Ja lecę odpocząć w krainie Morfeusza DobraNyks :*

Dzieci PodziemiaМесто, где живут истории. Откройте их для себя