XXXII

546 40 107
                                    


Juliusz z premedytacją obrał  ścieżkę ich spaceru, specjalnie wybierając drogę przez park i bardziej spokojne miejsca, by skierować ich w to jedno wybrane. Adam oczywiście nieświadomy zamiarów młodszego, podążał za nim bez żadnego zająknięcia, ciesząc się pięknem przyrody. Poza tym, Juliusz lubił przebywać w estetycznie przyjemnych dla niego miejscach, tak więc pomyślał sobie, że również umili to im czas. Jak już zostało powiedziane wszystko dokładnie zaplanował.

Dlatego szli teraz spokojnie ramię w ramię przez śliczny, soczyście zielony park. Z dala od smrodu miasta i gwaru jego mieszkańców. Choć ostatecznie w planach mieli zawrócić jeszcze do pewnego miejsca. Przyjemna cisza umilała im czas, tak więc Adam postanowił nie poruszać tematu wcześniejszego wieczoru, widząc, że Juliusz ewidentnie milczy w tej sprawie.

Cieszył się z tego powodu, ale jednocześnie chciał niezmiernie wiedzieć, czy on rzeczywiście wszystko pamięta, czy jednak nie.. To zachowanie było nadzwyczaj niepodobne do osoby Słowackiego, tak więc Adam był nieco zaalarmowany tym niby naturalnym spokojem. I z tego właśnie powodu, mimo, że zazwyczaj emanował pewnością siebie, tak teraz gdy przypominał sobie sytuację z wczoraj i kompletne milczenie ze strony młodszego, peszył się i był zdezorientowany.

Nie chciał tego pokazywać oczywiście by w oczach młodszego poety pozostać tym nieuchwytnie tajemniczym i nieskończenie pewnym siebie wieszczem polskiego narodu, wielkim poetą i geniuszem. Było to zrozumiałe, że chciał postawić się w jego oczach w jak najlepszym świetle, choć nie wiedział nawet ile to razy Juliusz zauważył tę drobną nieśmiałość i zmieszanie w jego oczach.

I uważał je nawet za całkiem urokliwe. Choć nie przyznał tego nigdy na głos. Ani przed sobą, ani tym bardziej przed starszym. Osobowość Mickiewicza imponowała mu na nowo i zdał sobie sprawę, że naprawdę, naprawdę lubi tę jego stronę. Sympatyzował w duszy nieświadomie, gdy ten robił jakieś nieprzemyślane i aż nienaturalnie niemądre rzeczy, które to niekiedy szczerze go bawiły i chwytały za serce.

Zdecydowanie lubił to, że ta cecha charakteru nie pasowała wcale do opisów Mickiewicza ze strony osób trzecich, które to miały go za ideał geniuszu i poezji. W pewnym sensie naprawdę cenił to i zdawało mu się nieraz, że to tylko jemu ukazuje on swój wizerunek w takim świetle. Tak śmiało, a zarazem po ludzku, osobiście, a niekiedy nawet zbyt intymnie.

Powoli już kierowali się do wyjścia z parku, gdy Adam kończył opowiadać jakąś mniej lub bardziej zabawną anegdotę o swoim pobycie za granicą i komicznym starcu którego tam spotkał, gdy to ich ręce zetknęły się ze sobą i otarły ze dwa razy. Obu przeszedł drobny dreszcz na ten niby tak nieznaczny dotyk.

Obaj również zamilkli w tym samym momencie odwracając wzrok i w chwili, gdy Adam chciał zdobyć się na odwagę i zrobić niebezpieczny krok w ich relacji, by chociażby zahaczyć swoim małym palcem o ten Juliusza, ten nagle spanikował i natychmiast odsunął dłoń.

Widząc to, brunet westchnął może nieco zbyt głośno na co natychmiast młodszy szybko pożałował swojej gwałtowności, dlatego postanowił zainterweniować. Nie wiedział, dlaczego tak zareagował i co to miało znaczyć, ale czuł, że tak trzeba.

Uśmiechnął się więc i natychmiast chwycił go za nadgarstek, powodując tym samym wyraz szoku na Adamowej twarzy. Przystanęli obaj na sekundę i starszy miał już zapytać o co chodzi, gdy to Juliusz przerwał mu niespodzianie.

- Chodź ze mną. - i pociągnął go w tylko sobie znaną stronę. A mianowicie z powrotem w kierunku miasta. To tym razem Juliusz prowadził jego, a nie odwrotnie co tworzyło drobny paradoks, ale szczerze podobało mu się to tak, że dał się posłusznie zaprowadzić w wybrane przez młodszego miejsce.

Pan "M" [ Słowackiewicz ]Onde histórias criam vida. Descubra agora