Rozdział pierwszy

733 40 1
                                    


ALENA

W życiu spotykają nas przeróżne sytuacje. Mnie ono akurat nie rozpieszczało. Wychowałam się w bidulu, ponieważ tuż po narodzinach zostałam porzucona przez swoją biologiczną matkę w szpitalu. Zrzekła się do mnie wszystkich praw rodzicielskich i w taki sposób trafiłam do domu dziecka. Tułałam się od jednej rodziny zastępczej do drugiej, trzeciej, czwartej... Było ich tyle, że nie jestem w stanie zliczyć. Nie byłam trudnym dzieckiem, wręcz przeciwnie, byłam spokojna i ze wszystkich sił starałam się, żeby nowy dom mnie zaakceptował i pokochał. Niestety, nie udało się, jednak robiłam wszystko, żeby przetrwać. Gdy osiągnęłam pełnoletność, wzięłam życie w swoje ręce. Jakby to powiedziała moja przyjaciółka wzięłam byka za rogi. Robiłam wszystko, żeby wynagrodzić sobie te lata, kiedy cierpiałam i nie doświadczyłam rodzicielskiej miłości. Nigdy nie szukałam swoich rodziców, bo po co? Skoro mnie nie chcieli, to wątpię, żeby zechcieli teraz.
Mam dwadzieścia osiem lat, kilka lat temu skończyłam studia finansowe i udało mi się znaleźć pracę w banku. Dzięki pracowitości i pojęciu, o tym, co robię, bardzo szybko zostałam doceniona. W JPMorgan-Chase pracuję z Mimi, która jest moją najlepszą przyjaciółką i z którą wybieram się na wymarzone wakacje do Kolumbii. Poznałyśmy się w domu dziecka i od samego początku się zaprzyjaźniłyśmy, ciągnąc tę więź po dziś dzień. Całe dwa tygodnie spędzimy w Bogocie i będziemy używać życia na full. Będą to moje pierwsze wakacje poza Nowym Jorkiem i tak bardzo się cieszę, że udało mi się spełnić jedno z moich marzeń. Z Mimi latałyśmy jak szalone po sklepach, kupowałyśmy wszystko to, co nam będzie potrzebne. Zanim się obejrzałyśmy, drukowałyśmy bilety i pakowałyśmy walizki na naszą wielką przygodę.
Kiedy koła samolotu dotknęły płyty lotniska El Dorado, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mimi też była podekscytowana, bo planowałyśmy ten wyjazd od dwóch lat. Każde zaskórniaki wrzucałyśmy do specjalnej puszki podpisanej słowem: Kolumbia. W końcu udało się zebrać potrzebną kwotę, z którą udałyśmy się do biura podróży i wykupiłyśmy wycieczkę naszych marzeń. Całe dwa tygodnie błogiego lenistwa, zwiedzania i picia kolorowych drinków z wetkniętą w szklankę parasolką. Żyć nie umierać.
Przechodzimy przez odprawę celną w miarę szybko i odbieramy nasze bagaże, po czym od razu udajemy się do punktu postoju taksówek. Jedna z nich zabiera nas do hotelu Grand Hyatt Bogota. Przez okno podziwiamy widoki i jestem naprawdę w siódmym niebie i jeszcze ciągle nie dowierzam, że naprawdę znajduję się w Bogocie. Ekscytacja rozpiera mnie od środka, jednak towarzyszy mi także lekki strach. Kolumbia to kraj, gdzie handluje się narkotykami. Naczytałam się w książkach mafijnych, o różnych porwaniach, okupach, handlach ludźmi, czy właśnie dragami bądź nielegalną bronią. Pewnie w takich opowieściach to wszystko jest wyolbrzymione, ale pozostawiło po sobie odrobinę lęku.  Nie chciałabym na swojej drodze spotkać żadnego mafiosa. Rozmawiałam tuż przed samym przyjazdem z Mimi, o tym, że będziemy przebywać w zaludnionych miejscach, to nic nam nie powinno się stać. Może i jestem przewrażliwiona, jednak lepiej dmuchać na zimne. Boże, ja to zawsze mam w głowie dziwne myśli. Jednak wypieram je z mojego umysłu i postanawiam cieszyć się, naszym pobytem. Taksówka nareszcie się zatrzymuje i możemy od tej chwili zaczynać niezapomniane wakacje. Wysiadamy z auta i pierwsze, co robię, to rozkładam szeroko ręce i krzyczę:
– Dzień dobry, Bogoto! Mam nadzieję, że zapewnisz mi zajebisty pobyt. – Tę myśl dodaję już ciszej, bo pan kierowca patrzy na mnie, jak na idiotkę.
Eee tam, nie zna się facet. Widocznie nie wie, jakie to uczucie móc wyjechać i choć na chwilę wyrwać się z zatłoczonego Nowego Jorku.
Meldujemy się szybko w recepcji i udajemy się do naszego pokoju. Wynajęłyśmy tylko jeden, żeby zaoszczędzić pieniądze i mieć ciut więcej do wydania tutaj.
– Wow, nieźle – wypowiada Mimi i zachwyca się naszym zakwaterowaniem na całe dwa tygodnie.
– Czy ty widzisz ten widok na góry? Jesteśmy w raju – pytam, padając na łóżko. – Jestem normalnie wykończona po tym locie, ale nie mam zamiaru spać i marnować czasu. Jest dopiero popołudnie.
Nie lubię długich lotów i te prawie sześć godzin było dla mnie istną katorgą, jednak było warto. Coś czuję, że będą to wakacje, których nie zapomnę przez długi, długi czas.
– Alena, zlituj się, błagam – prosi przyjaciółka i pada obok mnie na poduszkę. – Odpoczniemy i wyjdziemy gdzieś wieczorem na drinka – proponuje, ale nie ma mowy.
– Mimi, przyjechałyśmy tu po to, żeby się wyszaleć, pozwiedzać i może nawet wyrwać jakiegoś przystojniaka w hotelowym barze. Mamy tylko czternaście dni i nie chcę marnować ani minuty dłużej. A teraz leć pod prysznic się odświeżyć. – Szturcham ją łokciem.
Mimi przewraca oczami i chce protestować, ale momentalnie ją powstrzymuje.
– Nawet nie próbuj mnie przekonywać. Marsz do łazienki – rozkazuję. – Szybko się ogarniemy, pójdziemy coś zjeść i wtedy troszkę pozwiedzamy.
– Tak, mamo. Jak rozkażesz – kpi ze mnie, jednak nic się już nie odzywa.
– Mim, gdzie masz tę broszurę z internetu, którą drukowałaś z atrakcjami? Jak będziesz brała prysznic, to sprawdzę, dokąd możemy się wybrać. – Siadam na łóżku, wyczekująco.
– W mojej torebce. Wyciągnij sobie – rzuca przez ramię i znika w łazience.
Przeglądam wszystko na spokojnie i postanawiam, że przejdziemy się na Plaza Bolívar. Nie jest to daleko od naszego hotelu, więc, jak na pierwszy dzień możemy zacząć od tego. Od razu coś tam zjemy, żeby nie marnować czasu. Gdy przyjaciółka kończy, ja też szybciutko wskakuję pod prysznic. Odświeżona, wyciągam z walizki krótkie jeansowe spodenki z wysokim stanem, białą bluzeczkę na ramiączkach w czerwone paski, którą wkasuję do środka oraz białe conversy. Idealny strój i przede wszystkim wygodny.
Schodzimy na dół i na piechotę udajemy się do wyznaczonego miejsca. Z tego, co pamiętam, to Plac Bolivara jest bardzo lubianym miejscem przez turystów, jak i przez samych mieszkańców. To chyba prawda, bo jest tu niesamowity tłok. Ma też duże znaczenie historyczne i polityczne, zwłaszcza z powodu otaczających go budynków urzędowych, chociażby takich jak: Capitolio Nacional, który jest siedzibą prezydenta, gdzie od razu proszę Mimi, by zrobiła mi zdjęcie na pamiątkę. Jest też Palacio de Justicia, czyli Pałac Sprawiedliwości i tu też pstrykamy sobie fotkę. W centrum placu znajduje się pomnik Bolivara, który jest najstarszym w tym mieście. Ponoć fotografowie bardzo uwielbiają to miejsce ze względu na architekturę, którą mogą uwiecznić na zdjęciach. Wiem, o czym mówią, bo jest tu genialnie. Dobrze się przygotowałam i naprawdę dużo czytałam o Bogocie, ponieważ chciałam mieć jako takie pojęcie o miejscu, do którego się wybrałam. Co innego czytać, a widzieć to na własne oczy.
– Ależ tu pięknie. Normalnie nie mogę się napatrzeć, ale... – udaję, że się zastanawiam i szybko dokańczam myśli – jestem cholernie głodna. – Jak na zawołanie zaczyna mi burczeć w brzuchu.
– Ja też. Może tam pójdziemy? – Mimi wskazuje palcem restaurację Gustamel Feria de Comida.
– Gdziekolwiek, gdzie serwują jedzenie – odpowiadam, chwytając przyjaciółkę za rękę i ciągnąc ją za sobą.
Kelner usadza nas przy samym oknie i od razu zamawiamy zimne piwo, steka, frytki i zestaw surówek. Tak patrząc przez okno, przypominam sobie o jednym miejscu, gdzie na pewno zabiorę kumpelę i zamierzam jej teraz o nim napomknąć. Ciekawe, jak zareaguje.
– Wiem, gdzie cię jutro zabiorę – zaczynam się śmiać sama do siebie.
To miejsce w sam raz dla niej. Idealnie odzwierciedla jej osobowość.
– No, dawaj. Mam się bać? – unosi jedną brew, pytająco.
– Do Muzeum Lenistwa – wybucham śmiechem, bo Mimi jest naprawdę leniem.
Jest wiecznie zmęczona, nic jej się nigdy nie chce i gdyby mogła, to non stop by leżała. Kocham ją jak rodzoną siostrę. To niski rudzielec o zielonych oczach, z dużymi cyckami i fajnym tyłkiem. Jest naprawdę śliczna. Czasami przypomina mi wróżkę z bajek Disneya, tylko brakuje jej skrzydełek i różdżki. Delikatne piegi, które okalają jej twarz i których szczerze nienawidzi, według mnie dodają jej uroku i naturalności. Ja przy niej wyglądam jak kopciuszek w łachmanach. Nie należę do chudych tyczek i mam tego kochanego ciałka, odrobinę za wiele. Moim kompleksem zawsze były uda. Jestem naturalną blondynką o szaro zielonych oczach, małych piersiach i z płaskim tyłkiem. Taka przeciętniara. Jak dotąd nie miałam szczęścia w miłości i szczerze? To go nawet nie szukam. Za to Mimi ma ogromne powodzenie. Faceci się za nią oglądają i próbują zwrócić na siebie jej uwagę, ale ona ma to gdzieś. Po nieudanym związku postanowiła odpocząć od płci przeciwnej, aczkolwiek nie zrezygnowała z niezobowiązującego seksu. Nagle moje rozmyślania przerywa wkurzony głos:
– Ha, ha, ha, zabawne – odburkuje nadąsana.
– Oh przestań się dąsać, będzie fajnie. Ponoć można tam poleżeć na eksponatach muzealnych. Czytałam, że to miejsce, gdzie można uciąć sobie drzemkę na sofie i pooglądać telewizję. Szkoda, że w Wielkim Jabłku nie ma czegoś takiego albo może to i dobrze – zastanawiam się na głos. – Za chiny ludowe, bym cię stamtąd, nie wyciągnęła – dopowiadam i znowu zaczynam się śmiać.
– Weź, zejdź ze mnie, Alena. Sama byś tam przesiadywała. Jesteś jeszcze gorszym leniem ode mnie. Co tam jeszcze dla nas zaplanowałaś? – Zmienia szybko temat.
– Na pewno odwiedzimy Muzeum Złota, pchli targ przy Mercado de las Pulgas. Pójdziemy na Plaza de Toros de Santamaria i Rock al Parque, żeby obejrzeć spektakle i walki. Ooo... i jeszcze do kopalni soli Nemocon. Jak to obskoczymy, to później coś jeszcze sobie wynajdziemy. W dzień będziemy łazić, a wieczorami balować i pić pyszne drineczki – komunikuję, głośno klaszcząc w dłonie.
– No to jakiś plan już mamy. Obiecasz mi coś? – prosi przyjaciółka.
– Co? – pytam.
– Ale powiedz, że obiecasz – próbuje wymusić na mnie obietnicę.
– To zależy od tego, czego będziesz chciała. Tak w ciemno nie mogę tego zrobić – informuję i uśmiecham się przebiegle.
– Jak ci powiem, to się nie zgodzisz, dlatego musisz mi obiecać. – Robi maślane oczka i jej ulegam, wznosząc swoje do góry.
– Obiecuję, a teraz gadaj – pufam i czekam.
– Jak zjemy, to wrócimy do hotelu i od jutra zaczniemy to zwiedzanie? Muszę się wyspać, bo ostatni tydzień dał mi w kość i byłam za bardzo podekscytowana wyjazdem, przez co nie mogłam spać – wypowiada i wiem, o czym mówi, bo dokładnie miałam to samo.
Udaję, że się zastanawiam i robię głupie miny, jakbym była wkurzona, że musimy wracać do hotelu. Mogłabym przecież sama sobie zwiedzać, ale przyjechałyśmy tu razem i nie ma opcji, żebyśmy się w jakikolwiek sposób rozdzieliły. Na pewno nie w tym miejscu.
– Wiesz, co? Zdziwię cię. Sama jestem zmęczona i mam ochotę przyłożyć głowę do poduszki i tak naprawdę odpocząć, a nie tylko udawać – stwierdzam.
Przyjaciółka nie dowierza, podnosi się z krzesła i nachyla przez stolik w moją stronę. Myślałam, że próbuje mnie przytulić, jednak robi zupełnie coś innego.
– Puk, puk, puk, jest tam kto? – stuka mnie palcem w czoło i sprawdza, czy nie mam przypadkiem podwyższonej temperatury.
– Co ty robisz, wariatko? – Masuję miejsce, gdzie mnie uderzyła, bo zabolało.
– Sprawdzam, czy z tobą wszystko, okej. Nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś. Cholera jasna, Alena Hartley chce odpocząć. Muszę to gdzieś zapisać. – Przeszukuje swoją torebkę i wyciąga pomiętą kartkę oraz długopis.
– Aż takie to dziwne? – dopytuję.
– Tak, nawijałaś o tym wyjeździe, jak pokręcona i bałam się, że będziesz mi kazała być na nogach od świtu do nocy. – Rozkłada ręce.
– Kochana, tak będzie, ale od jutra, więc spokojna głowa – żartuję, ale Mimi nie łapie, że ją wkręcam.
– Nawet nie próbuj, bo nie wyściubię nosa z pokoju i będziesz zwiedzać sama. – Przybiera postawę obronną i próbuje mnie zastraszyć, ale nie w złym tego słowa znaczeniu.
– Wyluzuj, żartuję tylko. Przecież to logiczne, że mamy też wypoczywać, używać, a nie tylko zwiedzać – puszczam  jej oko i widzę, że kelnerka przynosi nam nasze zamówienie.
Rzucamy się na nie, jakbyśmy nie jadły od kilku dni, po czym najedzone wracamy na piechotę do hotelu, gdzie bez prysznica rzucamy się w ciuchach na łóżko i od razu zasypiamy.

Colombian Mafia. Niezapomniane wakacje/ZOSTANIE WYDANAحيث تعيش القصص. اكتشف الآن