01. Ogrom niespodzianek przyczyną gromów

57 2 67
                                    

━ • ━

Ops! Esta imagem não segue as nossas directrizes de conteúdo. Para continuares a publicar, por favor, remova-a ou carrega uma imagem diferente.

- CO TO, DOM POGRZEBOWY? Firma Blanchard et La Mort?

Thomas niemal spadł z krzesła, słysząc niski, męski głos tuż nad swoim uchem. Dobry Boże, zmrużył oczy tylko na chwilę! Czyżby obudził się na innym świecie? A podobno w Niebie miał czekać go spokój, a nie wieczne zawracanie głowy...

To przypuszczenie byłoby całkiem słusznie, gdyby jegomość naprzeciwko był odrobinę bardziej przezroczysty. Wyglądał dosyć materialnie: w jego podniszczonych ubraniach i zaniedbanej brodzie widać było ślad trudów ziemskiego życia. Jakkolwiek, srebrny sygnet na jego palcu nie wyglądał tanio - i z pewnością symbolizował pewne znaczenie właściciela, które odźwierny musiał uszanować. Thomas zerwał się więc na równe nogi.

- Dobry wieczór, proszę wybaczyć - sapnął szybko i zrobił niezgrabny ukłon.

- Raczej dobranoc - skwitował z przekąsem obcy. Miał niski, gardłowy głos, który nie zdradzał skłonności do pobłażania. - Gracie nocą w karty, czy jak? Śpi się przy księżycu, a nie w jasny dzień. Nic dziwnego, że potem chłopi narzekają na zbiory. Wygląda na to, że służba idzie w ich ślady... Zawołajcie po moje bagaże. Gdzie jest Madelaine?

Skołowany służący nie odpowiedział, rozdziawiwszy tylko usta. Potok poleceń i słów zalał go aż po czubek nosa. Nie miał pojęcia, na co ma najpierw odpowiedzieć. Ba, nie wiedział nawet kto stoi przed nim! Pierwszy raz w ciągu swojej dwuletniej służby u pani de Blanchard widział tego człowieka. Co prawda był tylko stajennym, ale i tak musiałby wcześniej spotkać ów przybysza. Lambeau Gris leżała w znacznym oddaleniu od najbliższej wsi, dlatego każdy składał wizyty pani domu za pomocą powozu. No, może za wyjątkiem jednego dżentelmena, który zjawiał się przed posiadłością wierzchem. Jego gniady wałach i tego popołudnia zagościł w stajni, nadal tam zresztą będąc. Jednak ten przybysz miał za swoimi plecami miejską karetę. Musiał przybywać z daleka, co tylko potwierdzało przypuszczenie, że ma z Panią zdecydowanie mniej wspólnego, niż próbował pokazać.

- Madame de Blanchard - poprawił stanowczo. Bezpośredniość mężczyzny zaczynała go denerwować, zwłaszcza, że wyrwał go z drzemki w tak upokarzający sposób.

Ta korekta wywołała uniesienie ciemnych brwi rozmówcy.

- Istotnie. Nie znacie imienia swojej pani? Służycie tu od wczoraj? - prychnął. Pośpiesznie zdjął kapelusz i wepchnął go do rąk Thomasa. - Na Boga, kto was w ogóle tu przyjął? Chyba będę musiał porozmawiać z nią o podstawowych wymaganiach, jakie powinna spełniać służba w tym domu. Oby nie okazało się, że obróciła wszystko w ruinę, bo inaczej cały ten czas... Pośpieszcie się, nie będę czekał do rana!

Thomas rozumiał coraz mniej. Choć wychowywał się w Anglii, był przyzwyczajony do dobrego wychowania, wpisującego się w normy francuskiej etykiety. Stąd raził go brak kultury tego impertynenta, który wyraźnie się zapominał. Nie raczył się nawet przedstawić!

Chegaste ao fim dos capítulos publicados.

⏰ Última atualização: Feb 22, 2023 ⏰

Adiciona esta história à tua Biblioteca para receberes notificações de novos capítulos!

La fleur rebelleOnde as histórias ganham vida. Descobre agora