XI rozdział - Dom na skraju niczego 2/2

86 7 58
                                    


Gnierat kończył strawę, siedząc na samym końcu długiej ławy. Odziany w podarowaną koszulę z narzuconym na plecy dziurawym płaszczem cieszył się, że został usadowiony tuż przy palenisku. Nadal był zziębnięty, ale w końcu zaczynał czuć poszczególne części ciała. Niestety wraz z tym począł też w rozgrzanych mięśniach odczuwać ból. Towarzyszył mu on przy każdej łyżce zupy, którą spożywał; nie odpuszczał, gdy o centymetr zmienił ułożenie swojej sylwetki; dawał się we znaki, gdy tylko spojrzał gdzieś w bok.

Po pewnym czasie nareszcie zaczął działać też jego mózg, do tej pory zdający się jedynie czuwać trybie uśpienia i podtrzymywać podstawowe funkcje niezbędne do życia. W końcu zaczął być świadomy swego stanu zagubienia i w związku z tym nieśmiało począł rozglądać się po domostwie, które znacznie wyróżniało się od innych poznanych przez niego budynków mieszkalnych.

Mieszkanie Ergrunda, jak przedstawił się gospodarz, postawione zostało z drewnianych bali, a wszelkie ubytki i szczeliny zapchane zostały słomą, mchem oraz trocinami. Podłoga nie była zwykłym klepiskiem, jak w miejskich nawet domostwach, a wyłożona została starannie ociosanymi deskami. Przez dbałość o tę posadzkę, sam gospodarz ściągał buty tuż przy wejściu. Nawet zabite na okres zimy okna posiadały od wewnątrz drogocenne płótna, tworzące coś w rodzaju zasłon. Młodzieniec nie mógł tego ujrzeć, ale zdawało mu się, że za nimi kołysze się nawet przeźroczysta firanka.

Samo wnętrze zgodnie ze sztuką użytkową wykorzystane zostało w stu procentach. Właściciel niewątpliwie był bogatym członkiem swojej społeczności, gdyż posiadał aż dwa pomieszczenia przedzielone cienką ścianką. W ten sposób wydzielał część sypialną od części roboczej, co wciąż nie było normą wśród wiejskich domostw. Gnierat nigdy jednak nie widział na wsiach tak wielu mebli w jednym domu.

Ergrund posiadał skrzynię, w której wedle jego słów skrywała się wiedza całego jego rodu; kilka regałów z półkami zapełnionymi wszelkiego rodzaju pudełeczkami, buteleczkami, narzędziami i przedmiotami codziennego użytku; ciągnącą się wzdłuż paleniska długą ławę, przy której bawiły się małe dzieci, a samo miejsce palenia ognia, mimo otwartej struktury, było czymś w rodzaju prowizorycznego pieca. Oprócz tego na środku stał stół, który niektórzy uznawali za zbędny luksus, natomiast gdzieś w kącie wypatrzyć można było krzesło stojące przy służących do przędzenia mechanizmach.

Bardziej od czarnej izby, w której się znajdowali, Kratorianina ciekawiło to, co znajduje się drugim pomieszczeniu. Tym bardziej że przez nie do końca przesłonięte przejście ujrzał coś, co wbiło kolec zazdrości w jego serce. Starannie wykonane drewniane łóżka wyłożone puchowymi siennikami, stały w kącie drugiego pokoju, dumnie ukazując swą niebywałość. Już jeden mebel tego typu stanowił niejaki przejaw burżuazji, a dwa, oddzielne dla rodziców i dzieci, świadczyły o niebagatelnym majątku wśród wiejskich ludzi.

Widział też, że na nich znajdują się grube, wypełnione pierzem kołdry, na których znajdowały się skóry dzikich zwierząt. Z miejsca, w którym siedział, młody Kratorianin nie mógł dostrzec, czy były one osobnym dziełem, czy też w geście jeszcze większej ekstrawagancji zostały przyszyte do pierzyny. Pierzyny, która w jego domu była marzeniem.

Gnierat spuścił głowę ze smutkiem. Przypomniał sobie miejsce, w którym się urodził, a także wychował. Zdał sobie sprawę, że ono w żaden sposób nie dorównywało temu domostwu, w którym obecnie się znajdował. Jego rodzinny dom był wkopaną w ziemię lepianką z gliny zmieszanej ze słomą poprzetykaną wszelkiego rodzaju chrustem i patykami.

Jedynym meblem, jaki posiadali, była zbita z niezbyt równych desek skrzynia, w której trzymano odświętne ubrania, lepszego rodzaju płótna oraz wszelkie dobra, którymi mogli się wymieniać w razie potrzeby. Poza tym wszystkie czynności domowe wykonywano na podłodze. Spano na niej, posiłkując się jedynie słomianym siennikiem. Jednym na całą wieloosobową rodzinę. Wszelkiego rodzaju dania jedzono, układając się dokoła paleniska, a jakiekolwiek rzeczy warte uwagi wieszano na wbitych w ścianę kołkach.

Przeddzień końca // ZakończoneWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu