ROZDZIAŁ PIERWSZY

1.5K 101 201
                                    


Harry Styles energicznym ruchem pchnął drzwi do hotelowego pokoju. Nie pukając w nie, rzecz jasna. Mężczyzna przebywający w środku odwrócił się gwałtownie. Był wyraźnie przestraszony, a na jego widok niemal wpadł w panikę.

– Ja tylko sprawdzam, czy wszystko jest w porządku, proszę pana. – powiedział nerwowo.

– Mogłeś darować sobie tego pana, Niall – odparł. Rzucił torebkę na łóżko i badawczo rozejrzał się po pokoju. Energiczny, zdecydowany sposób bycia Harry'ego wyraźnie onieśmielał jego rozmówcę. – Nie zapominaj, że nie masz już do czynienia z policjantem. Teraz jestem prywatnym detektywem.

– Tak, już mi to mówiłeś. Omal nie padłem trupem, gdy powiedziałeś, że mam zrobić dla ciebie kilka zdjęć. – Niall był coraz bardziej zmieszany. – Wiesz przecież, że moja specjalność to...

– Nudesy i inne zboczeństwa.

– Fotografia artystyczna – zaprotestował.

– Daj spokój, Ni. Nie zapominaj o tym, że widziałem te twoje... dzieła. Właśnie dlatego tobie kazałem wybrać miejsce. Potrzebne mi są zdjęcia, które wprawią pewnego gościa w wyjątkowe zakłopotanie.

Niall bał się coraz bardziej.

– Czy ty masz na myśli szantaż?

– W pewnym sensie. Będziemy szantażować szantażystę. Wstrętną kreaturę, niejakiego Jeffreya Azoffa. Upodobał sobie kobiety i mężczyzn, którzy kiedyś, gdy byli bardzo młodzi, pozowali nago do fotografii, a potem szybko dali sobie z tym spokój. Azoff skupuje stare zdjęcia i grozi, że je opublikuje. Jedna z takich kobiet jest właśnie moją klientką. Zamierzam ukrócić ten jego proceder na zawsze. Jesteś pewien, że jest tu wszystko, czego potrzebujemy?

– Oczywiście. Po drugiej stronie lustra, które jest za tobą, mam cały swój sprzęt.

Harry spojrzał na wielkie lustro wprawione w drzwi szafy. Wyglądało najzupełniej normalnie. Gdy jednak zajrzał do środka mebla, znalazł się w ciasnym, zapełnionym sprzętem fotograficznym wnętrzu, skąd, jak przez okno, można było oglądać cały pokój. Był urządzony całkiem przyzwoicie, ale w typowo hotelowym stylu. Oprócz podwójnego, szerokiego łóżka stały tam tylko szafa, stół, mała lodówka i fotel. Dywan, zasłony i narzuta, wszystko utrzymane było w jednolitej beżowo-brązowej tonacji. Styles wyszedł z szafy i podszedł do okna. Był trochę zdenerwowany i podekscytowany, jak zawsze, gdy miał przed sobą trudne zadanie do wykonania. Lubił to niecierpliwe oczekiwanie na ów wspaniały dreszczyk emocji. Właśnie to uczucie dziesięć lat temu sprawiło, że wstąpił do policji. Miał wtedy dwadzieścia lat.

Szybko jednak znużyła go monotonia służby. Dosłużył się stopnia sierżanta. Jednak jego skłonność do lekceważenia formalności, obowiązujących procedur i, jak to nazywał, nikomu nie potrzebnej biurokracji, doprowadzała komisarza Cordena – jego szefa, nauczyciela i przewodnika zarazem – do coraz częściej powtarzających się wybuchów. Ich ostatnia rozmowa również nie należała do najprzyjemniejszych.

– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – grzmiał. – Żeby od miesiąca nie napisać ani jednej notatki służbowej! Ani jednego raportu!

– Gdybym tylko siedział nad tymi głupimi raportami, Gibbs nie byłby teraz w celi. – burknął Harry w odpowiedzi.

– To nie ma nic do rzeczy! Nie zamierzam tłumaczyć się przed komendantem z powodu twojego oryginalnego podejścia do obowiązków służbowych. To twoja ostatnia szansa, Styles. Przechodzisz z wydziału śledczego do biura, aż do odwołania. Dopóki się nie uspokoisz i nie weźmiesz do roboty.

Totally spies! [LARRY STYLINSON] Where stories live. Discover now