Część druga

10 0 0
                                    

Wstałem dziś chwilę po czwartej, w efekcie czego spałem raptem cztery godziny. Nie był to wystarczający czas, dlatego długo byłem zaspany. Sprawdziłem czy wszystko mam, zjadłem jakieś śniadanie i wyszedłem z domu.

Na lotnisku byłem dwie godziny wcześniej, odprawa trwała cholernie długo, przez co pozostało mi jedynie piętnaście minut. Kupiłem w tym czasie kawę, musiałem ją dopić duszkiem, ponieważ zaczęli wpuszczać na pokład samolotu. Mam tylko nadzieję, że serce mi przez to nie stanie. Dobrze, że miałem ważny paszport, w innym wypadku raczej nie byłoby mnie na ślubie mamy. W samolocie zająłem swoje miejsce przy oknie i od razu po starcie włożyłem w uszy słuchawki i sam nie wiem kiedy, zasnąłem.

Obudziło mnie szturchanie w ramię, zaspany rozglądnąłem się dookoła i dostrzegłem starszą kobietę - to ona była sprawką mojej pobudki.

- Pan zasnął, a my już na miejscu - uśmiechnęła się.

Wyjrzałem za okno, rzeczywiście samolot poruszał się już po pasie lotniczym i lada chwila będziemy wysiadać.

- Dziękuję Pani bardzo - odwzajemniłem jej gest.

Odłączyłem słuchawki, schowałem telefon do kieszeni i westchnąłem. Jakoś ani razu nie zdarzyło mi się tęsknić za tym miejscem, oczywiście było przepiękne, ale jakoś mi tego wszystkiego nie brakowało... było mi dobrze tam, gdzie teraz mieszkałem. Możliwe, że jest to spowodowane brakiem zasranego Bena i Roberta, ale to już szczegół.

Wysiadłem z samolotu, odebrałem swoją walizkę i wszedłem do głównej hali. Było tam sporo ludzi z najróżniejszych krajów, niektórzy się znacznie różnili, inni jedynie językiem, w którym się porozumiewali. Nagle usłyszałem pisk i chwilę później zostałem złapany w mocny, matczyny uścisk.

- W końcu się doczekałam! - ucałowała mnie w policzek. - Wstydziłbyś się, starej matki nie odwiedzać - uśmiechnęła się głaszcząc mnie po włosach.

- Też się cieszę, że cię widzę, mamo - uśmiechnąłem się lekko.

- Widzę, że się nie wyspałeś - nie przestawała mi się przyglądać. - Tak bardzo się cieszę - jeszcze raz mnie przytuliła.

- Spałem cztery godziny w domu i dwie w samolocie, nie miałem kiedy się wyspać - wyznałem.

- Pośpisz sobie u nas, w twoim pokoju nic się nie zmieniło - zapewniła głaszcząc mnie po policzku.

- Już mnie tak nie głaszcz - zaśmiałem się łapiąc ją za rękę i odsuwając ją od swojej twarzy.

- Nie mogę się tobą nacieszyć, pomóc ci z walizką? - zaoferowała.

- A skąd, nie trzeba - machnąłem ręką.

- Dobrze, więc chodźmy do samochodu - ruszyła przed siebie, ja zaraz za nią. - Robert został w domu, ma dzisiaj migrenę, Benowi nie chciało się jechać ze mną.

- Ten gówniarz nadal z wami mieszka? - parsknąłem śmiechem. 

- Will... jest przecież starszy od ciebie.

- Tym bardziej dziwne, niby to tylko dwa lata... ale no tak, dobrze mu się żyje pod gotówką ojca - mama spojrzała na mnie błagalnie, przez co nie kontynuowałem już tematu.

Na parkingu przed lotniskiem stał sportowy, szary mercedes, niezły. Kobieta wcisnęła przycisk w kluczyku, dzięki czemu bagażnik sam się otworzył, a gdy wpakowałem tam walizkę, również się zamknął.

- Poprowadzisz? Ja nie lubię tym jeździć - podała mi kluczyk.

- Niech będzie - wziąłem go od niej i zasiadłem na miejscu kierowcy.

Trzeba było przyznać, w środku wszystko wyglądało obrzydliwe bogato, aż mnie mdliło. Odpaliłem silnik, sprawnie wyjechaliśmy z lotniska i dalej jechałem do domu za instrukcjami mamy, cóż, już nie najlepiej pamiętałem drogę.

- William, miło cię widzieć - od razu gdy weszliśmy do posiadłości, rozległ się głos Roberta. Szorstki jak zawsze.

Mężczyzna podszedł do mnie podając dłoń, odwzajemniłem gest i oboje zaprowadzili mnie do dawnego pokoju, tam zostałem sam. Rozglądnąłem się dookoła, fakt, nic się nie zmieniło. Wszystko na swoim miejscu, jak w jakimś muzeum... rozpakowałem ubrania, ułożyłem je w szafie i nie miałem już ochoty na nic innego, niż porządna drzemka. Cóż, tak też zrobiłem. Położyłem się na łóżku i po kilku chwilach bez większych problemów zasnąłem.

OnaWhere stories live. Discover now