Rozdział I

487 39 1
                                    

- Chłopcze! Halo! Pobudka! - usłyszałem kobiece nawoływania. Otworzyłem oczy. Znów ta jasność... Czy to kolejne piekło? - Spójrz na mnie - rozkazał nieznajomy głos. Moje oczy skierowały się ku górze. Ujrzałem dorosłą kobietę. Była wysoka i chuda (a raczej wychudzona, jak na pierwszy rzut oka). Włosy w kolorze brązowych, jesiennych liści miała uczesane w elegancki kok i nosiła czarną, koronkową sukienkę z długim rękawem, sięgającą do samych kostek.

- Gdzie... jestem? - zapytałem ostatkiem sił.

- Już się bałam, że nie potrafisz mówić - odetchnęła z ulgą i poprawiła okulary na nosie. Następnie zaczęła czytać jakieś papiery, które miała w ręce. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. W pokoju o ścianach w kolorze piany morskiej znajdowały się stara komoda, lustro, zegar, biurko, szafa i pojedyncze łóżko, na którym leżałem. Dlaczego tu jestem? Kim była ta kobieta?

- Jak się nazywasz, chłopcze? - zapytała mnie niespodziewanie.

- Ja... nie wiem - odpowiedziałem cicho, wpatrując się w sufit.

- Jak to nie wiesz?! Mów prawdę! - zawołała wyraźnie zirytowana.

- Nie pamiętam - wyszeptałem. W mojej głowie panowała czarna dziura. Niczego tam nie było. Żadnych imion, nazwisk ani wspomnień...

- Jestem taki... zmęczony - czułem, jakby moje ciało ważyło z tonę. Nie mogłem się poruszyć.

- Boże, co to ma znaczyć? - warknęła i poczęła coś notować w swoim kajecie.

- Kim pani jest? - spytałem, spoglądając w jej stronę.

- Musisz coś na siebie założyć. Na komodzie masz przygotowane ubranie. Pan wraca wieczorem. Do tego czasu będziesz tu odpoczywał - wyjaśniła krótko, ignorując moje pytanie, po czym wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Zamknęła mnie. Jak zwierzę, czyjąś własność... Czemu nic nie pamiętam? Kim jestem? Ile mam lat? Kim był... „Pan"? - dręczyły mnie kolejne pytania. Postanowiłem coś na siebie ubrać, ale moje ciało ani drgnęło. Nie mogłem również zasnąć. Leżałem jak kłoda, wpatrując się w bezczynnie sufit i wsłuchując się w tykanie zegara, który stał w kącie pokoju obok okna.

Minęła godzina. Udało mi się zapanować nad swoimi palcami od rąk i nóg. Niestety reszta ani drgnęła. Usłyszałem zbliżające się kroki. Nagle do pokoju ktoś wszedł.

- Etto... Witaj. Nie śpisz? - usłyszałem melodyjny głos, przypominający lejący się, słodki miód. Nie skrzeczący, tak jak u poprzedniej, surowej kobiety, która mnie przepytywała.

- Nie śpię - odpowiedziałem zwięźle. Po chwili usłyszałem jak nowo przybyła osoba podeszła do mojego łóżka. Spojrzałem na nią. Była przepiękna. Miodowe włosy i oczy, drobna figura, porcelanowa cera... jak u anioła. Miała na sobie biały żakiet, spódnicę do kolan i obcasy.

- Mam na imię Petra. Słyszałam o tobie... Jestem psychologiem. Chcę ci pomóc - powiedziała i usiadła na krześle przy posłaniu. - A więc... jak masz na imię?- Znowu to samo...?

- Nie wiem - odparłem, coraz bardziej zmęczony.

- Możesz usiąść?

- Nie mogę się poruszyć - westchnąłem sfrustrowany.

- To ci pomogę - zaoferowała, po czym wstała, wzięła mnie za ramiona i podniosła niczym szmacianą lalkę. Następnie oparła wygodnie plecami o ramę łóżka, abym się utrzymał w nowej pozycji. - Lepiej?

- Nie wiem - mruknąłem, zerkając w bok.

- Nie dali ci ubrania? - zdziwiła się, rozglądając po pomieszczeniu.

- Mam je na komodzie...

- Rozumiem - odparła i odeszła o kilka kroków. Wzięła niewielki stosik do dłoni i wróciła do mnie. Potem ostrożnie zaczęła mnie ubierać. - No i już. Wyglądasz o niebo lepiej! - pochwaliła z uśmiechem.

- Gdzie jestem? - przerwałem jej chwilę zachwytu.

- Eh? - zdziwiła się. - Nic nie wiesz? - zapytała, marszcząc lekko brwi. Właśnie. Nic nie wiedziałem. Wszyscy dookoła wszystko wiedzą, a ja? Dlaczego mam pustkę w głowie? Dlaczego nic nie pamiętam?

- Proszę... Błagam! Powiedz mi co o mnie wiesz! Cokolwiek! - złapałem ją niespodziewanie za ramiona. Moje serce prawie pękło na drobne kawałeczki. Tak bardzo pragnąłem przypomnieć sobie cokolwiek. Od kiedy otworzyłem oczy, w mojej głowie panowała niezmierna pustka. Zdążyłem już znienawidzić tego dręczącego uczucie z całego serca.

- Dobrze, tylko spokojnie. Wszystko ci powiem - odparła i położyła swoje dłonie na moich. Zadrżałem i opuściłem swoje ręce wzdłuż ciała. - Na razie nie mam zbyt informacji. Wiem tylko, że jesteś niepełnoletnim chłopcem, który został sprzedany na handlu żywym towarem. Moja przyjaciółka ustala twoją tożsamość, abyśmy mogli zwrócić się do twojej rodziny.

- Sprzedany... na handlu...- wyszeptałem, analizując jej słowa. To ma sens. Te światła, krzyki... "Sprzedany"... - w pewnym momencie zakręciło mi się w głowie.

- Razem z moją grupą pracujemy nad rozpowszechniającymi się porwaniami nieletnich oraz innymi przestępstwami w tym mieście - powiedziała ze smutkiem wypisanym na twarzy. - Chcemy temu zaprzestać. Wczoraj dowiedzieliśmy się o wydarzeniu, mającym związek z handlem żywym towarem. Postanowiliśmy się wybrać na miejsce sprzedaży i w końcu zamknąć tych drani. Musieliśmy zgrywać pozory zainteresowanych, więc mój przyjaciel ze stowarzyszenia postanowił wziąć udział w licytacji... Twojej licytacji. Niestety nie udało nam się ich złapać, ale zdążyliśmy zabrać cię ze sobą. Co do twojego pobytu tutaj, to jesteś teraz w pokoju, na strychu pana tej posiadłości.

- Rozumiem... Dziękuję, że mi pani o tym powiedziała - odpowiedziałem, przymykając na chwilę ciężkie powieki.

- Mów mi Petra. Kiedy ludzie mówią mi na "pani" czuję się strasznie stara - uśmiechnęła się przyjaźnie i wsunęła złoty kosmyk za ucho.

- Petra... to piękne imię - powiedziałem cicho i nagle poczułem się okropnie senny.

- Dzię-Ach! Chłopcze...! - jej widok rozmył mi się przed oczami, a po krótkiej chwili straciłem przytomność.

Lost in the Darkness (Ereri/Riren)Where stories live. Discover now