ROZDZIAŁ 2

586 84 172
                                    

Obudził mnie głośny łomot. Uniosłam powieki, instynktownie sięgając do nocnej szafki po demoniczne ostrze, choć wcale nie wyczułam w powietrzu piekielnej energii. Szybko wybiegłam z sypialni. Nieprzytomnym wzrokiem rozglądałam się dookoła, gotowa stanąć do walki z czyhającym zagrożeniem. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, na żadne nie natrafiłam. Zapaliłam światło i rozejrzałam się po wnętrzu. Mogłabym przysiąc, że raptem chwilę temu słyszałam huk przewracanych mebli, tymczasem wszystko stało na swoim miejscu.

Dziwne.

Westchnęłam ciężko. Wróciłam do pokoju, położyłam sztylet na blacie, następnie przetarłam dłońmi zaspaną twarz. Cyfrowy zegar wskazywał pierwszą w nocy. Istniały dwa wyjaśnienia: albo podczas mojej nieobecności zamieszkali obok jacyś hałaśliwi sąsiedzi, albo powoli traciłam zmysły. Co by to nie było – bez znaczenia – nie miałam zamiaru tego teraz roztrząsać. Wiedziałam natomiast, że nie istniała na świecie taka siła, która pozwoliłaby mi ponownie zasnąć.

Ziewnęłam. Ignorując podkrążone oczy oraz wyraźny ślad poduszki na policzku, związałam włosy w niedbały kok i zamieniłam dół od piżamy na stare, luźne spodnie. Paczka po papierosach świeciła pustką, chociaż byłam praktycznie pewna, że zostawiłam w niej coś na rano. Czekała mnie przymusowa wycieczka do najbliższego otwartego sklepu.

Zarzuciłam na plecy skórzaną kurtkę, żeby nie paradować po ulicach w rozciągniętym podkoszulku, potem z ociąganiem opuściłam kawalerkę. Kiedy próbowałam po cichu zamknąć drzwi, niespodziewanie usłyszałam za sobą teatralny męski szept.

– Obudziłem?

Dosłownie podskoczyłam, wypuszczając klucze z ręki. Serce o mało nie roztrzaskało kręgosłupa. Odwróciłam się błyskawicznie, aby nawrzeszczeć na swojego towarzysza za przyprawienie mnie o atak arytmii, ale nieoczekiwanie głos ugrzązł mi w gardle.

To jakiś żart?!

– Cześć.

– Cześć?! – pisnęłam. – Co ty tutaj robisz?

– Stoję. – Morrow uśmiechnął się wesoło. – Grzecznie prosiłaś, żebym opuścił Toronto, więc posłuchałem.

– I przyjechałeś akurat do Pasadeny? – zauważyłam ze zdziwieniem. – Wprowadzając się do mieszkania naprzeciw mojego?

– Cóż za niebywały zbieg okoliczności, prawda? – skomentował rozbawiony. – Jestem równie zszokowany jak ty. Wychodzisz?

– Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam? – zapytałam wrogo, unosząc brew.

– Nie wiedziałem. Nazwij to przeznaczeniem – odparł zadziornie. Zgasił żarówkę w przedpokoju, po czym przekroczył próg i przystanął jakieś pół jarda ode mnie. – Zatem wchodzisz czy wychodzisz?

– Kto ci powiedział? – Kucnęłam, aby podnieść klucze, cały czas nie tracąc Sebastiana z pola widzenia. – Isaac cię przysłał?

– Nie znam żadnego Isaaca. – Albo był perfekcyjnym kłamcą, albo naprawdę nie miał pojęcia, o kogo pytałam. – To co, wychodzisz? Bo jeśli tak, możemy iść razem.

Poczułam się niepewnie, wręcz upiornie. Mimo iż na ustach mężczyzny gościł przyjazny uśmiech, a jego zachowanie nie sugerowało zagrożenia, miał w sobie coś alarmującego. Sama do końca nie potrafiłam tego określić, ale wydawał się trochę... nieuczciwy?

Definitywnie nie polubiłam sposobu, w jaki moje ciało reagowało na jego obecność. Napięte mięśnie oraz ścierpnięta na karku skóra z pewnością nie pochodziły znikąd. Zupełnie jakby organizm próbował mnie przed nim ostrzec. Możliwe, że to wina tej dziwnej sytuacji, a ja usilnie doszukiwałam się w tym drugiego dna, wszakże postanowiłam zaufać instynktom.

Tylko Martwi Mogą Przetrwać - Tessa Brown - Tom 2Where stories live. Discover now