Prolog

1.7K 131 40
                                    

Wiele z Was czytało kiedyś legendy o elfach, goblinach czy syrenach.

Ale prawda jest taka, że to nie są tylko legendy. I dane mi było przekonać się o tym na własnej skórze.

******

- Lilian! - usłyszałam jak przez mgłę głos mamy. - Wstawaj!
Zakopałam się głębiej pod kołdrę i modliłam się, żeby dała mi spokój.
- Mamo, idź sobie - jęknełam.
- Chcesz się spóźnić do szkoły już w pierwszy dzień nowego roku szkolnego?
- He? - wystawiłam głowę. Mimowolnie spojrzałam na kalendarz i gdy zobaczyłam jaki dzień wskazuje, miałam ochotę zawyć z rozpaczy.
- Która godzina?
- Siódma.
Strasząc mame, wyskoczyłam z łóżka, jakby ktoś mnie katapultował i popędziłam do łazienki.
Dokładnie za pół godziny powinnam być w domu Lucy.
Lucy Turner była moją najlepszą przyjaciółką i moim zupełnym przeciwieństwem zarazem.
Chodź trzeba przyznać że z wyglądu byłyśmy podobne - obie miałyśmy długie ciemne włosy i jasną cere- to nasze charaktery były jak ogień i woda.

Jej dom znajdował się trzy przecznice dalej, więc dwadzieścia minut później siedziałam w kuchni z jej młodszą siostrą i czekałam aż zejdzie na dół.
- Czemu nie ubierasz się do przedszkola, Julie? -zapytałam.
- Boje się. - odparła cicho. W odpowiedzi uniosłam brwi do góry.
- Czego?
- Pana w szafie.
Aha.
- A mówiłaś o tym Lucy?
Dziewczynka pokiwała przecząco głową a jej blond loczki zafalowały wokół jej twarzy.
- Ona go nie widzi - odparła mała. Wskazała na swojego pluszaka - Ale ty tak. Miś powiedział że możesz patrzeć przez urok i mgłę.
- A to ciekawe - złapałam się za brodę, udając stan zamyślenia. Miała dopiero 5 lat ale mimo to była bardzo poważna.
- A ty znowu o potworach? - rzuciła Lucy wpadając do kuchni. Julie w odpowiedzi posłała jej oburzone spojrzenie i ewakuowała się z kuchni.
- Ile mamy czasu?- zapytała, biegając po całym domu.
- 10 minut.
- Kurwa.

Do szkoły dotarłyśmy o równej 8.04.
- Spóźnione. - rzucił Robbie, wieszając się na naszych plecach.
- Spadaj - syknęłam.
Robbie był chudym i wysokim rudzielcem o ostrych rysach.
Taki typowy żartowniś.
W sumie, gdyby ktoś mnie zapytał, ile już przyjaźnie się z Robbiem, nie umiałabym odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że był z nami od dawna.
- Co powiecie na pizze po apelu? - zapytał. - Tak na dobre rozpoczęcie szkoły.
- Stoi - odpowiedziałyśmy z Lucy jak jeden mąż.

Gdybym mogła jeść jedno danie przez całe życie - byłaby to właśnie pizza.
Gdy tylko kelner przyniósł nam nasze zamówienia, rzuciłam się na moją jak lwica.
Później zaczęliśmy z Robbiem lamentować i płakać nad naszym obowiązkiem uczniowskim. Byliśmy w połowie tytady o matematyce, kiedy odezwał się telefon Lucy.
- Kto to? Julie?
W telefonie rozległ się jakiś niezrozumiały krzyk i cała nasza trójka zastygła w bezruchu.
Lucy słuchała uważnie i co jakiś czas kiwała głową.
- Dobrze, zaraz będę. Tylko nie płacz!
Poderwała się do góry i chwyciła swoją torebkę.
- Co jest?- zapytaliśmy z Robbiem równocześnie.
- Mama się poślizgnęła i straciła przytomność. - odparła ze zgrozą. - Musze lecieć.
- Wpadnę do ciebie później! - rzuciłam, ale nie byłam pewna czy usłyszała.
- To co robimy?- zapytał nagle Robbie. Jego zielone oczy patrzyły na mnie przenikliwie.
- "My" nic. Ja idę do biblioteki.
Posłał mi zawiedzione spojrzenie.
- Jak chcesz, księżniczko. - ukłonił się teatralnie. Chciał chyba coś powiedzieć ale jego wzrok zatrzymał się nagle na jakimś punkcie za mną. I wyraźnie zbladł.
Zaskoczona tym faktem, również odwróciłam głowę. Po drugiej stronie ulicy stał wysoki czarnowłosy chłopak ubrany w srebrno- niebieski strój. Wokół niego powiewała na wietrze duża, czarna peleryna . Miał jasną cerę i arystokratyczne rysy. Był nieziemsko przystojny. I patrzył prosto na mnie.
- Kto to? - szepnęłam do Robbiego i szybko na niego zerknęłam. Miał zmrużone oczy i ściągnięte brwi. Pierwszy raz od kiedy go znam był widocznie czymś zaniepokojony.
- Diabeł wcielony . - odparł ze złowrogim uśmieszkiem. Chciałam przyjrzeć się czarnowłosemu, ale kiedy ponownie spojrzałam w tamtym kierunku, już go nie było.
- Co do cholery? - syknęłam zdezorientowana. Nagle Robbie gwałtownie podniósł się z krzesła.
- Musze lecieć, księżniczko. - rzucił, posyłając mi uśmiech. Ale po chwili nagle spoważniał. - Uważaj na siebie.
- Spoko, spoko. - machnęłam ręką, wciąż myśląc o tamtym chłopaku. - Pa pa.

***
Gdy dotarłam do biblioteki większość uczniów już zbierało się do domu.
- Fajnie - rzuciłam sama do siebie. - Przynajmniej nikt mi nie będzie przeszkadzał.
Znalazłam kilka książek historycznych o wojnie secesyjnej i usiadłam przy moim ulubionym komputerze obok okna. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęło robić się ciemno.
Gdy w końcu skończyłam pisać projekt, wyłączyłam komputer i rozciągnęłam się na krześle.
Wtedy usłyszałam jakiś trzask. Odwróciłam się szybko w stronę, z którego dobiegł, ale nic nie zobaczyłam. No może poza parą czerwonych oczu, wpatrzonych we mnie zza regału.
Super, nasłuchałam się opowiadań Julie, i teraz sama mam halucynacje, pomyślałam ale mimo to dla świętego spokoju spojrzałam jeszcze raz. Oczy zniknęły.
- Za dużo horrorów, Lilian. - mruknęłam sama do siebie podnosząc się z krzesła.
I wtedy zobaczyłam napis na komputerze.
Widzimy cię Lilian Chase. Idziemy po ciebie.

Żelazny DwórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz