JEDEN

12 1 1
                                    

  Wszystkie komórki rozsądku w moim ciele wiedziały, że nie powinnam tego robić, ale widocznie nie było ich zbyt wiele.

Gdybym takowe miała, nie stałabym właśnie pod drzwiami tajemniczego, ale przy okazji seksownego demona z klubu.
Wyciągnęłam przed siebie drżącą rękę, jednak po raz kolejny  zatrzymałam ją w połowie.
Nie potrafiłam się przełamać.
Mimo, że jak idiotka dzień w dzień od tamtej pamiętnej w nocy w Halloween, po każdym moim występie w samej bieliźnie, drżąc przy tym z zimna wybiegałam z klubu, ale on rozpływał się we mgle, jak istota nie z tej ziemi.
Dopiero po trzynastu dniach znalazłam go i dobiegłam, aż tutaj na Bird Ave.
Tutaj, gdzie stałam przed jego willą za wiele milionów ubrana w dżinsową mini i dosyć skąpy czerwony top.
Ludzie z ulicy patrzyli na mnie, jak na kosmitkę, ale ja nie pozostałam im dłużna. Kiedy jakaś staruszka w ubraniach Chanel prychnęła, komutując tym mój wygląd, ja w podzięce puściłam jej staruszkowi buziaka i mrugnęłam zawadiacko okiem.
Było to warte zachodu, gdyż widok babci dającej z liścia wpatrującemu się we mnie dziadkowi był cudowny.
Mogłam to nagrać i pokazać to później Silver, mojej przyjaciółce i Jasmine, mojej matce.
Nie wątpię, że miałybyśmy z tego niezły ubaw. One jako jedne z niewielu rozumieją moje specyficzne poczucie humoru.
Nagle usłyszałam ciężkie kroki w głębi korytarza po drugie stronie drzwi, dlatego spłoszona zbiegłam w dół schodów, lecz ku mojemu nieszczęściu nim dobiegłam do furtki, usłyszałam jego ciężki głos, który momentalnie mnie sparaliżował.
- Que lindo encuentro, princesa- Co za miłe spotkanie, księżniczko.
Miałam ochotę cofnąć czas o te cholerne dwie minuty i wycofać się puki był czas, ale niestety teraz nie ma już odwrotu i muszę stawić czoła mojemu demonowi.
- ¿Crees que no entiendo español?- Myślisz, że nie potrafię Hiszpańskiego? Zapytałam, odwracając się w jego stronę.
Jego widok zamurował mnie bardziej niż głos. Ubrany był w idealnie skrojony, elegancki garnitur. Ciemne, jak smoła włosy, zaczesane na żel do tyłu.
Oczy irytująco spokojne, cała postura opanowana.
- Nic takiego nie zasugerowałem- powiedział tym razem po angielsku, prostując się przy tym jeszcze bardzie o ile było to możliwe-, a tak właściwie co cię tu sprowadza?- zapytał już troszeczkę zdezorientowany.
Nie odpowiedziałam, bo tak właściwie nie wiedziałam.
Jedyne czego w tym momencie byłam pewna, to tego że najchętniej zapadłbym się teraz po ziemię, ale odwrotu już nie było.
- To może zacznijmy od początku- zaproponował na co zaśmiałam się jedynie nerwowo- Jak się nazywasz?
- Valentina Castillo- odpowiedziałam już trochę pewniejszym tonem głosu.
- Damon Rodriguez- powiedział niskim, seksownym głosem, wprawiając mnie tym samym w wielkie zaskoczenie, które powiększyło się jeszcze bardziej- masz śliczne imię kochanie- ostatnim słowem sprawił, że nogi się pode mną ugięły i runęłam prawie, jak długa na ziemię-, twoja mama miała świetny gust...
- Niewątpliwe- mruknęłam, ale mężczyzna nie złapała chyba mojego sarkazmu, bo spojrzała na mnie spode łba.
- Pozwól, że będę mówić na ciebie, mi princesa- kontynuował bez wzruszenia, ale ja na te słowa wytrzeszczyłam szeroko oczy, chociaż mimo to nie pozostałam mu dłużna. 
- Nie jestem twoja, nie należę do nikogo- mruknęłam-, ale skoro już o tym mowa, to twoja matka również gust miała niezły, ale pozwól, że mówić na ciebie będę, mi demonio.
- Wiesz, że Damon, wcale nie oznacza demon?- powiedział z przekąsem.
- Tak?- zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Damon oznacza dar od boga, prawie jak anioł- oznajmił dumnie.
- Można o tym dyskutować- prychnęłam z cwanym uśmieszkiem.
- Ah, pewnie chodzi o moją obietnicę? Tak?- zapytał unosząc brew lekko w górę- Zgadłem?
Nic nie odpowiedziałem, ale demon mógł wyczytać po tym, jak zareagowało moje ciało.
- Nie wiesz, że piekło jest rajem, oglądanym z drugiej strony- powiedział, zaskakując mnie kolejną rzeczą.
- Nie miałam pojęcia, że cytujesz Umberto Eco- odparłam wymawiając powolnie każde słowo, jak ci wszyscy bogacze, czyli między innymi on.
- Ubóstwiam włoskich filozofów- odparł, a następnie zaproponował- Może wejdziemy do środka?
Przystałam z wielką chęcią na tą propozycję, oczywiście jej nie okazując i ruszyłam przodem prowadzona jakiejś dziwnej intuicji, która doprowadziła mnie do salonu.
Poruszyłam kuszącą biodrami, śmiejąc się z tego w duchu.
- Istna Amy Winehouse- mruknął pod nosem, ale i tak to usłyszałam.
- Ubóstwiam ją- zaśmiałam się głośno, zarzucając włosy do tyłu.
Wnętrze domu idealnie odzwierciedlało samego Damona.
Ściany ciemne, pokryte mieniącymi się drobinkami. Wielkie obrazy w złotych ramach i obszerna, bordowa kanapa, która tylko prosiła by wyciągnąć się na niej z kawą i jakąś naprawdę, dobrą książką.
Usiadłam na niej, ale nie wyciągnąłem się jak leniwiec, oczywiście. Jedynie oparłam się o miękkie oparcie, rozważając czy nie pochłonie mnie ona czasami i ukryje przed dalszym przebiegiem tego spotkania.
- Napijesz się?- zapytała kładąc na stole dwa kieliszki, pokiwałam potwierdzająco głową, nabrana nagle wielką ochotą na testowanie drogich win, to może być moje nowe zajęcie- przegryź ser- powiedział, wskazując głową na złota tackę.
Zrobiłam tak jak polecił i prawię rozpłynęłam się z rozkoszy. Boże, nie mogę zepsuć tej relacji, bo nie przeżyje bez tego połączenia.
- Smakuje?- zapytał, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Jestem brudna?
Pośpiesznie zjadłam wszystkie sery z tacki i podniosłam ją do gór aby się w niej przejrzeć.
- Nie, nie jesteś- pokiwał przecząco głową z lekkim rozbawieniem malującym się na twarzy.
Boże, jaka ze mnie idiotka. Zachowałam się jak prostaczka.
( Zbyt często mieszam w swoje myśli Boga, a to może się źle dla mnie skończyć).
Zapadła między nami cisza, ale po raz pierwszy nie chciałam jej przerywać.
Trwaliśmy w skupieniu. Ja lustrowałam uważnie obrazy na ścianach, które jak już rozpoznałam, namalowane były prawdopodobnie przez niego.
Najbardziej spodobał mi się ten przedstawiający czarnowłosą kobietę.
W pięknej, wiosennej sukience w drobniutkie kwiatuszki, bardzo przypominające ten na firankach w naszej kuchni.
Dziewczyna śmiała się szczerze w niebogłosy i zrywała kwiatki na łące. Nie miałam pojęcia gdzie to mogło być. Może w ogródku artysty?
Podczas gdy ja poznawałam jego dom, on poznawał moją twarz. Wyczułam, że wzrokiem pochłania każdy jej centymetr. 
Sprawdzamy tak swoją wytrzymałość, a także swoje intencje. Przynajmniej ja tak to odebrałam, bo nie wiem, czemu innemu miałoby to służyć.
Jednak tak właściwie to wiem. \Może zapamiętuje moją twarz, bo ją także będzie chciał namalować i powiesić w swoim salonie?
Czułabym się zaszczycona. 
- Dlaczego to robisz?- zapytał, przerywając ten cudowny stan w jakim się znajdowaliśmy.
- Co?- zapytałam zdezorientowana.
- Dlaczego tam pracujesz?- a więc o to mu chodziło.
- Nie wyobrażam sobie, co mogłabym innego robić- odparłam bezradnie.
- Widzę, że znowu nam się kłania Amy Winehouse.
- Wolę artystów, nie gustuje w filozofach- wzruszyłam ramionami.
- A jednak ich znasz- powiedział z podziwem.
- Moja matka, jest majętną osobą- odparłam uśmiechając się delikatnie na wspomnienie o mojej kochane Jasmine.
Nie mam pojęcia, dlaczego go okłamałam, ale chyba bałam się, że nie uwierzy iż tak prosta osoba, z pozorów bez duszy marzy o studiach prawniczych i prawdziwej miłości.

Way To HellDonde viven las historias. Descúbrelo ahora