nieznajomy na granicy vesos

1.2K 94 20
                                    

• • •





Przybycie na granicę zajęło Cadisowi kilka minut, a to wszystko za sprawą portali, które umieścił w różnych częściach królestwa.

Czarodziej dostał rozkaz od swego władcy, aby zbadać te tereny i bezzwłocznie pozbyć się krwiopijców, którzy mogli nadal znajdować się w pobliżu. Cadis zaczął patrolować ziemie należące do Vesos i nie spuszczał gardy nawet na krótki moment. Nie oddzielił swej duszy od ciała dzięki czemu mógł korzystać ze swych zdolności do woli, nie bacząc na uciążliwe ograniczenia. Wyszedł poza olbrzymi mur obronny, lecz łańcuch łączący go z Alessandrem, nie pozwolił mu nawet zamarzyć o tym, aby prawdziwie stać się wolnym. Przyzwyczaił się do tego stanu rzeczy i jako mały chłopiec nie zamierzał uciekać przed rzeczywistością. Pogodził się z losem, a na swej drodze odnalazł powołanie.

Było nim zakazane zaklęcie, na którego temat krążyły jedynie plotki wśród czarodziejów. Cadis nie mógł być pewny, że owy zwój w ogóle istniał. Mimo tego, przez lata nie zaprzestał prób i dalej podążał za poszlakami, które zaprowadziły go donikąd.

Wiara w autentyczność zwoju pozostawała niezmienna.

Cadis ruszył na północ i krocząc wzdłuż muru usłyszał głośny hałas pochodzący z korony drzewa, a gdy zwrócił się w jego kierunku dostrzegł wyciągnięte ku niemu szpony oraz rozwartą szczękę, z której wyraźnie wystawały dwa, ostre kły. Czarodziej stał w miejscu i przyglądał się wampirowi, który był ciężko ranny, a mimo tego postanowił zaatakować swą ofiarę, aby się posilić i odzyskać siły. Krwiopijca jednak nie miał czasu, aby pomyśleć, zareagował instynktownie wyczuwając w okolicy człowieka. Zaczaił się na niego, a gdy przystąpił do ataku wpadł na niewidzialną barierę chroniącą Cadisa.

Wampir zderzył się z nią i odskoczył w pobliże lasu jednocześnie łapiąc się za ranę, którą miał w brzuchu. Krew płynęła z jego ciała, napastnik chwiał się na nogach i uśmiechnął pewnie, gdy zorientował się, że jego czas właśnie nadszedł.

— Przeklęte ludzkie pomioty w pięknych szatach — powiedział, z trudem powstrzymując mięśnie twarzy od grymasu spowodowanego piekielnym bólem. — Wyglądacie jak bogowie, a w rzeczywistości jesteście najpodlejszymi potworami — syknął, a na jego szyi zaczęły zanikać czarne żyły, złoty kolor oczu blednął, jednak jego wola walki o honor była na tyle silna, aby wytrzymać dłużej niż transformacja wampiryczna.

— Czy powinienem przejąć się słowami kogoś, kto nie potrafi opanować swej mocy? — Cadis patrzył na mężczyznę, który ponownie wysunął kły i zamierzał wykonać samobójczy atak.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał szans z przeciwnikiem. Spojrzał tylko na czarną szatę wysadzoną kilkoma czerwonymi szmaragdami i już wiedział, że natknął się na podwładnego samego króla Alessandra. Z dumą i determinacją wysunął szpony, a czarne linie zaczęły pojawiać się na jego skórze. Od klatki piersiowej aż po samą twarz ukazując czarodziejowi pełen obraz przemienionego wampira.

— Za moich braci. Za mego króla. Za nasze ziemie, z których nas wygnano. Za naszą rasę.

Cadis spoglądał na krwiopijcę z pożałowaniem. Ostatnie zdanie, które wypowiedział napawało go obrzydzeniem, lecz nie zamierzał go jeszcze zabijać, choć miał na to ochotę. Czarodziej nie pozwolił zrobić mu ani jednego kroku. Wystawił swą rękę naprzód i posłał rywala kilka metrów dalej, gdzie zderzył się z pniem potężnego drzewa. Krew trysnęła z ust wampira, który wydał z siebie ohydny, bulgoczący dźwięk. Zachłysnął się cieczą i zakaszlał kilkukrotnie, a Cadis w tym czasie zaczął kroczyć w jego stronę ze spokojem wymalowanym na twarzy.

Wampir&Czarodziej (bxb)Where stories live. Discover now