ATLANTYK

10 1 0
                                    


      No i gdzie to niby jest?

Filip stał jak ta ostatnia sierota wgapiając się w ekran komórki, który raz po raz musiał przecierać rękawem, żeby móc cokolwiek na nim zobaczyć.  Siąpiący z nieba deszcz zdawał się być z sekundy na sekundę intensywniejszy i bardziej upierdliwy.

Chłopak w myślach przeklinał sam siebie, że nie wziął parasola, choć widział, że na niebie robi się gęsto od ciemnych chmur. 

Tak, seria upałów jakiej ostatnimi czasy doświadczał musiała się skończyć w ten sposób. Nic zaskakującego. Liczył się z tym, że będzie padać, ale myślał, że więcej czasu spędzi w autobusie niż na zewnątrz. Przeliczył się jednak, nie biorąc pod uwagę tego, że się zgubi.

Zatrzymał się teraz jak ostatni debil w miejscu, do którego doprowadziła go googlowska mapa. 

W wiadomości od Zipa jak byk miał napisane: Powstańców Śląskich 1b, a mapa pokazuje, że jest u celu.

Fantastycznie. Szkoda tylko, że szary budynek, naprzeciw którego właśnie dotarł, to po prostu zwykłe 1. A gdzie b?

Nie chciał wyjść na ofiarę losu, ale trudno. Zdecydował się na telefon do Zipa, aby ten wyjaśnił mu, o co chodzi z tym upośledzonym adresem. 

„Abonent jest poza zasięgiem, spróbuj pono..."

- Kurwa, serio? - obrzucił telefon poirytowanym spojrzeniem.

Nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Był już spóźniony i nic nie zapowiadało, aby jego problem ze znalezieniem prawidłowego adresu miał się rozwiązać. Oparł się plecami o staromodne, wielkie drzwi kamienicy o fatalnym numerze jeden bez „b", w nadziei, że nieznacznie wystający gzyms nieco uchroni go przed grubymi kroplami bezlitośnie spadającymi z nieba.

Bezskutecznie spróbował ponownie dodzwonić się do dresiarza. Miał ochotę rąbnąć urządzeniem o błyszczący, mokry bruk, jakby miało to w czymś pomóc. Westchnął bezradnie, chowając telefon do kieszeni. Czekał sam nie wiedział na co. 

Na zbawienie.

Zbawienie nadeszło w samą porę, objawiając się pod postacią absurdalnie wysokiego, chudego rudzielca, człapiącego w rozwiązanych glanach.

- Suniesz się? - niebezpiecznie zmrużył oczy - chciałbym przejść.

Filip zamrugał powiekami. Był pewny, że ma przed sobą mistrza gitary z mostu, który bez wątpienia również wybierał się na salkę prób.

Sielski już miał się przywitać, już miał o to pytać, ale ponaglany karcącym spojrzeniem, utracił cały rezon i jedyne, co zrobił, to posłusznie przesunął się w bok. Rudy otworzył drzwi i wszedł w klatkę z numerem jeden. 

Może Zip niechcący wcisnął „b" pisząc mu adres i nieumyślnie zrobił z niego idiotę?

Bez większego zastanowienia Filip ruszył w ciemny korytarz za typem, który przed momentem miał minę, jakby chciał strzelić mu w pysk za sam fakt, że stoi. Ku jego konsternacji, Rudy otworzył kolejne stare drzwi prowadzące na zewnątrz.

I  voila, zagadka rozwiązana. Jak się okazało, brama 1b znajdowała się w głębi podwórka, tuż za budynkiem, do którego doprowadził Filipa stary wujek google. W życiu by na to nie wpadł, a miał się za takiego inteligentnego, takiego przewidującego, takiego...

- Czemu za mną leziesz? - z rozmyślań nad własną nieudolnością wyrwał go rozeźlony głos dryblasa, który właśnie miał nacisnąć klamkę.

- Bo ja... - pewność siebie Filipa kurczyła się nieubłaganie w obliczu presji jaką nakładał na niego niemalże dwumetrowy rudzielec - bo ja też...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 23 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KoincydencjeWhere stories live. Discover now