16. Filozofka z Ciebie (NOWY)

7.7K 227 322
                                    

   Przez koleje dziesięć minut jechaliśmy w równie szybkim tempie. Włosy układał wiatr. Czułam się tak, inaczej. Byłam na kilka chwil wyzwolona od tego wszystkiego co działo się wokół. Zaczynałam rozumieć miłośników motoryzacji i prędkości. Adrenalina, która towarzyszyła mi podczas pokonywania kolejnych kilometrów rosła. Chciałam krzyczeć, ale ograniczyłam się do uniesienia dłoni ku górze. Serce waliło, jak szalone, gdy wchodziliśmy w ostrzejsze zakręty. Miałam wrażenie, jakbym grała główną role w teledysku lub jakimś filmie akcji. Było mi lekko zimo przez powiew chłodnego powietrza wytworzonego przez dynamikę z jaką się poruszaliśmy, ale dało się to znieść. Byłam pewna, że ludzie w pojedynczych samochodach, które mijaliśmy patrzyli na mnie, jak na świruskę.

Po kolejnych kilometrach zatrzymaliśmy się na uboczu praktycznie nieruchliwej drogi. Wokół panował półmrok, a nieopodal znajdujące się latarnie świeciły słabym pomarańczowym światłem. Gdy wyłączył maszynę powoli z niej zeszłam. Stawiając zdrętwiałe stopy na ziemi poczułam mrowienie. Usiłowałam ściągnąć kask pod którym włosy żył własnym życiem. Uwolniłam się od ochraniacza i spojrzałam na chłopaka. Zrobił to samo i odłożył go na siedzenie. Zrobiłam krok w jego stronę i usadowiłam obok hełm. Cofnęłam się i dłońmi zebrałam kosmyki do tyłu. Był poplątane, dodatkowo zasłaniały cały obraz. Odgarnęłam kłaki z czoła. Luke sięgnął do środka swojej kurtki i wyciągnął z niej kartonowe pudełeczko. Wyciągnął ze środka jedną używkę, oparł się o motocykl i wystawił otwartą paczkę w moją stronę.

- Palenie zabija. – powtórzyłam frazę, której był właścicielem. Poczęstowałam się.

- Każdy kiedyś umrze. – wzruszył ramionami i podał granatową zapalniczkę.

- Paleniem skracasz życie.

- To źle?

- Raczej. – wymamrotałam i zaciągnęłam się nikotyną. – W ogóle co tu robimy?

Rozejrzałam się wokół. Znajdowaliśmy się na zjeździe dla tirów. Niedaleko stał mały murowany budynek z toaletą. Byliśmy na pustkowi. Mnóstwo drzew wokół powodowało lekki niepokój. W oddali było słychać szum aut poruszających się na oddalonej autostradzie.

- A jak myślisz? – zapytał unosząc jedną brew do góry.

- Chcesz mnie wywieźć, zgwałcić i poćwiartować na małe kawałeczki, a potem zakopać w lesie.

- Bingo. – pstryknął palcami i wyrzucił końcówkę papierosa na asfalt po czym zdeptał butem. – Bystra jesteś blondyna. To od czego chcesz zacząć? – skrzyżował ręce na piersi.

- Od tego, że jesteś nienormalny.

- Okej to mamy już za sobą. Ćwiartowanie?

- Idiota. – fuknęłam. – Co tu robimy?

- Planujemy twoją egzekucję.

- Luke. – zaznaczyłam chłodno mrużąc powieki. Harris przewrócił oczami.

- Pomożesz mi.

Brunet ruszył w stronę budynku. Westchnęłam i pokierowałam się za nim. Z każdym słowem denerwował mnie coraz bardziej. Nigdy nie mógł powiedzieć o co chodzi. Zawsze mówił jakimś dziwnym szyfrem. Zero konkretów. Zaczynałam żałować, że wyszłam z domu. Równie dobrze mógł pod nim sterczeć, a mi dać święty spokój. Z każdym naszym spotkaniem miałam coraz większy mętlik w głowie. Raz krzyczał, całował, troszczył się, potem ignorował i znowu przybierał maskę chłodnego dupka. Za kogo on się uważał? Wyrównałam z nim krok, ale zatrzymałam się na chwilę. Mężczyzna schylił się i wyciągnął pomarańczowe pachołki. Wziął pięć stożków i zaczął wracać w kierunku motoru.

Skradziony UmysłWhere stories live. Discover now