4. Komplikacje (NOWY)

7.2K 198 105
                                    

     W tedy jeszcze nie wiedziałam, że stałam twarzą w twarz z tym, a raczej kimś kto wywróci mój świat do góry nogami. Kimś kto pociągnie mnie za sobą na samo dno, aby potem spłonąć i odrodzić się na nowo. Nieświadoma przyszłości czekałam na to co miało jeszcze nadejść.

Stałam i nerwowo przeciągnęłam dłonią po czole. Znajdowałam się w nieznanej uliczce z totalnie obcym mężczyzną. Byliśmy sami, a nasze oddechy niosły się w pustą przestrzeń. Oboje ciężko dyszeliśmy. Mój przyśpieszony oddech był spowodowany strachem i obolałym kolanem. Jego płuca natomiast były znacznie spokojniejsze, ale klatka piersiowa unosiła się w równym tempie. Nie wiedziałam, jak mam się zachować w tej sytuacji, ale stanie w miejscu nic by nie zmieniło. Gdy spojrzałam na te piwne tęczówki przypomniałam sobie w jakich okolicznościach poznałam bruneta, a raczej jego postawę. Nie zostałam mu dłużej dłużna.

-Nikt normalny, dlatego tu jesteś? Wszystko jasne.– skrzyżowałam dłonie na piersi i uniosłam teatralnie brwi.

- Nie chcę być niegrzeczny, ale gdyby nie ja to przypuszczam, że zostałabyś bez portfela. – odpowiedział wkładając dłonie do kieszeni. Miał na sobie ciemnozieloną bluzę z kapturem, a na niej czarną dużą dżinsową kurtkę. Porwane na kolanach dżinsy były tego samego koloru co jego czarne trampki. Na ramieniu miał czarno-białą sportową torbę. – I prawdopodobnie bez ubrań.

Wypowiadając te słowa jego kącik ust drgnął, ale nie uniósł się na tyle, aby zrobić choćby minimalny uśmiech. Westchnęłam głośno i zgięłam się, aby podnieść deskorolkę.

- Jak już wcześniej wspominałam dzięki, ale dałabym sobie radę. – warknęłam łapiąc deskę pod pachę.

- Z tym obitym kolanem? Nie wątpię. – zadrwił. Automatycznie spojrzałam na prawą nogę. Całe kolano było zadrapane i nabierało fioletowego odcienia. Wzdłuż łydki spływał wąski strumień bordowej cieczy. Zadrapanie z którego wypływała krew nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Nerwowo westchnęłam i ponownie skrzyżowałam z nim spojrzenie.

- Coś jeszcze? – uniosłam lewą brew i zmrużyłam powieki. Irytowała mnie jego postawa, ale nie mogłam ukryć, że gdzieś w głębi serca byłam mu wdzięczna. Nie chciałam myśleć co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie przegonił napastnika.

- Właściwie to nie. – poprawił swoją torbę i wyminął mnie.

Bez dalszej wymiany zdań ruszył przed siebie. Spodziewałam się kolejnych irytujących słów, a otrzymałam głuchą ciszę. W głowie układałam argumenty, aby odbić piłeczkę. Wpatrywałam się w szybkie krok chłopaka, który z każdą sekundą znikał w ciemnościach. Ponownie poczułam nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Zostałam sama. Spojrzałam na białego conversa, który już taki nie był. Miał na sobie czerwone przebarwienia.

- Kurwa. – zaklęłam odchylając głowę do tyłu.

Nie czekając dłużej wyciągnęłam telefon. Trzy nieodebrane połączenia od taty. Westchnęłam i wybrałam numer Scotta. Czekałam krótką chwilę, aż usłyszałam najcieplejszy głos jaki tylko znałam. Głos który całą pierwszą klasę liceum budził mnie rano, gdy przesypiałam piąty budzik z rzędu.

- Co tam Li ? - odezwał się, a ja mogłam przysiąc, że na jego ustach pojawił się uśmiech. Jego barwa była uspakajająca i przyjazna dla ucha.

- Jesteś aktualnie bardzo zajęty? – zapytałam rozglądając się wokół siebie.

- Miałem zamiar obejrzeć z tatą mecz, ale jeśli masz coś lepszego do zaoferowania rozważę twoją propozycję.

- Och jaki ty litościwy. – usłyszałam ciszy śmiech dochodzący z głośnika. - Mógłbyś po mnie podjechać?

Skradziony UmysłWhere stories live. Discover now