Rozdział VII

494 34 3
                                    

~Ginger ~

Po śniadaniu najciszej, jak potrafię wychodzę z domu. Zaraz zapewne zacznie mnie szukać Leah, by przeczytać plan dnia, czy też zasugerować bym zrobiła coś, co życzy sobie Robert. Nie ze mną te numery. Od wczoraj jestem bardzo zdenerwowana na alfę i nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać. Podczas dzisiejszego posiłku mruknęłam jedynie pod nosem na przywitanie, po czym szybko zjadłam i wyszłam z kuchni.
Alfa doskonale wie, że jestem na niego wściekła, ale nie wie, że zamierzam bardzo uprzykrzyć mu życie, wprowadzając moje zasady! Skoro jestem luną, to również mam nieograniczoną władzę i mogę robić wszystko, co chce. Nie wyobrażam sobie życia w tym miejscu, jeśli nie nastąpią tutaj gruntowne zmiany. Chcę dobra tych wilków i chce o nich dbać najlepiej, jak potrafię, a Robert, starszyzna i ich durne prawo utworzone kilkaset lat temu bardzo mi, w tym przeszkadza.
Zresztą, Leah również, mi, w tym przeszkadza. Ta długonoga blondynka o zielonych oczach i szerokim uśmiechu na pewno nie raz znalazła się w łóżku z Robertem. Może nawet nadal potajemnie się spotykają.
Nie jest w końcu niczym dziwnym, że niewpojony wilk ma bardzo bogate życie erotyczne. Wystarczy się na nich spojrzeć by wiedzieć, że coś musiało między nimi być. Te ukradkowe spojrzenia, mówienie do siebie po imieniu czy też zagryzanie wargi przez blondynkę, gdy patrzy się na alfę.

Boli mnie to.

Nawet bardzo. Zdaje sobie sprawę, że nie jestem przeznaczoną Roberta, ale nie potrafię znieść myśli o tym, że ma kochankę, którą w dodatku mianował na moją prawą rękę. To perfidne z jego strony i pokazuje tylko, że nie ma do mnie szacunku, a już na pewno mi nie ufa.

Ocieram łzy z oczu i staram się już więcej o tym nie myśleć. Nie powinnam płakać przez coś takiego. Jako luna muszę panować nad łzami, czy też złością, bo stado może uznać to za zły znak. Moi przodkowie mogli nie zaznać miłości, a dokonywali rzeczy, które nie śniły się nawet najstarszym wilkom. Powinnam wziąć z nich przykład i zmienić to stado, a najlepiej zacząć to robić od najmłodszych.
Nie wyobrażam sobie by sieroty w moim rodzinnym stadzie były gorsze. Przecież to niewinne istoty! Muszę uświadomić alfie, jak i innym wilkom, że wykluczanie sierot nie powinno mieć miejsca w obecnych czasach.
Zaciskam ręce w pięści na myśl o tym, że Robert jest tak okrutnym alfą i wchodzę do sierocińca.

Już do progu słychać radosne krzyki małych wilczków. Uśmiecham się na ten zdecydowanie potrzebny mi w obecnej chwili hałas i spoglądam na otaczające mnie miejsce. Niestety uśmiech, jak szybko się pojawił tak szybko znika z mych ust. Ten budynek potrzebuje gruntownego remontu. Tutaj wszystko jest już stare i nie nadające się do użytku. Nawet drzwi się nie chcą domykać! Prycham i gdy widzę szparę między framugą a drzwiami otwieram je i jeszcze raz zamykam, jednak szpara nadal pozostaje.
To jakiś żart?
Z powoli malującym się na mojej twarzy przerażeniem przechodzę do kolejnego pomieszczenia, w którym to właśnie przebywają wszystkie wilczki. Spoglądam na sufit, ale natychmiast spuszczam wzrok na podłogę, która niestety lepsza nie jest. Wzdycham i prawie niezauważona podchodzę do opiekunki, która nadal nie zauważyła mojej obecności i stoi przy ścianie, przyglądając się bawiącym wilczkom. Kładę rękę na jej ramieniu, na co wilczyca z zaskoczenia prawie upuszcza kubek z kawą. Natychmiast też, widząc mnie zaczyna uciszać wilczki, które zbytnią nie reagują na jej prośby i nadal w najlepsze się bawią.

— Nie, proszę tego nie robić, niech się bawią. Chciałabym tylko z tobą porozmawiać — Wilczyca spogląda na mnie zdziwiona. Mam wrażenie, że prędzej spodziewałaby się tutaj alfy z całą starszyzną, niż mnie.

— Nie spodziewałam się dzisiaj tutaj luny, Leah nic nie wspominała, nawet alfa nie zarządził bym się przygotowała na ewentualne przybycie...

— Przyszłam tutaj bez wiedzy alfy. Jestem najważniejszą wilczycą w tym stadzie i nie mam zamiaru tłumaczyć się komuś z tego, co robię — powiedziałam może nawet trochę zbyt stanowczo, bo wilczyca spuściła delikatnie głowę, tak jakby właśnie popełniła ogromny błąd i czekała na karę. Wzdycham i staram się uśmiechnąć, mimo że średnio jest mi w obecnej chwili do śmiechu. Co za absurd bym nawet opiekunce w sierocińcu musiała się tłumaczyć!

LunaWhere stories live. Discover now