Rozdział 1

6.7K 321 376
                                    

Małe słowo wstępu. To jest Snarry. Wiem, że nie każdy lubi ten ship, więc uprzedzam już na samym początku. Jest to powojenna historia i niewiele rzeczy z siódmego tomu zostało zmienionych. Tematyka może być dla niektórych troszkę ciężka, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się spodoba. Jeszcze nie wiem, jak często rozdziały będą się pojawiać. Jak zawsze wyjdzie w trakcie. Bawcie się dobrze.

Rozdział 1

Harry czuł się dziwnie. Głowa bolała go koszmarnie i nie mógł sobie przypomnieć, co się stało. Im bardziej próbował się skupić, tym większy odczuwał ból. Wyczuwał, że wokół niego krzątają się jakieś osoby, słyszał głosy, ale nie mógł zrozumieć, o czym mówią. Miał wrażenie, jakby jego umysł otulała jakaś mgła, która momentami robiła się tak gęsta, że nic do niego nie docierało. Nie wiedział, gdzie jest, a przez jakiś czas nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywa.

Po jakimś czasie wspomnienia zaczęły wracać. Przypomniał sobie bitwę o Hogwart, śmierć Voldemorta, leżących rannych i zabitych w Wielkiej Sali. Pamiętał, że wyszedł, żeby pomóc odszukać kolejnych rannych, kiedy ktoś go zaatakował na dziedzińcu. Jakiś niedobitek Śmierciożerców posłał w jego stronę zaklęcie, a potem już nic nie pamiętał.

Czuł dziwne mrowienie w niektórych częściach ciała. Nie mógł się ruszyć i nie mógł otworzyć oczu. Przeraziło go to. Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim jego słuch wyostrzył się odpowiednio, a mózg zaczął rejestrować bodźce z zewnątrz. Z rozmów, które wyłapywał, zrozumiał, że był w Świętym Mungu i musiał tu leżeć już jakiś czas. Wyczuwał zaklęcia diagnostyczne, które na niego rzucano co jakiś czas.

Od momentu, kiedy zaczął być świadomy otoczenia, minęło kilka dni. Do tej pory nie zauważył, żeby ktoś pytał o jego stan. Wszyscy musieli być zajęci Hogwartem i naprawą zniszczeń. Wiedział, że w czasie wojny ucierpiało wiele miejsc. Dlatego ucieszył się, kiedy usłyszał w końcu znajome głosy.

– Co z nim? – To był głos Rona. Zrobiło mu się miło, że jego najlepszy przyjaciela interesował się jego stanem.

– Nastąpiła jakaś poprawa? – Rozpoznał głos Hermiony. Ona też tu była.

– Niestety nie. – Tego głosu nie znał, ale zgadywał, że należy do któregoś z magomedyków. – Nadal się nie obudził. Nie umiemy powiedzieć, kiedy to nastąpi. Mimo to staramy się być dobre myśli, ale kiedy odzyska przytomność, będzie potrzebował stałej opieki.

Opieki? Dlaczego miałby potrzebować kogoś, żeby się nim zajmował? Całe życie robił to sam i jakoś sobie radził. Ciotka i wuj nigdy nie interesowali się nim ponad to, co było absolutnie konieczne. Dumbledore zostawił go samemu sobie na piątym roku, na czwartym ludzie mieli go za atencjusza i kłamcę. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

– Na pewno przez jakiś czas będzie dochodził do siebie – odezwała się nagle Ginny. Harry'emu zrobiło się cieplej na sercu, że ona też tu była. Wiedział, że zależało jej na nim i ucieszył się z jej obecności.

– Pani nie rozumie – powiedział nagle magomedyk. Harry podskórnie czuł, że coś musiało być bardzo nie tak. Było to słychać w jego głosie. – Pan Potter nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Obawiam się, że nigdy nie stanie na nogi. Jest częściowo sparaliżowany.

Paraliż?! Harry poczuł nagle, jak oblewa go zimny pot. To nie mogła być prawda! Miał osiemnaście lat i nie mógł nagle stać się kaleką. Jak to się w ogóle stało?

Jego mózg zaczął pracować na pełnych obrotach i przypomniał sobie. Tamto zaklęcie zepchnęło go z dziedzińca z taką siłą, że spadł poza mury. Ból, a potem ciemność. Na brodę Merlina! To był prawdziwy cud, że się wtedy nie zabił.

ZapomnianyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant