Dzień piąty.

337 38 13
                                    

Park był miejscem spokojnym i pięknym zarazem, ale kiedy ścieżka się skończyła, a stopy Amelii znalazły się na ośnieżonym, posypanym piaskiem chodniku, zapragnęła wrócić na ławkę i przesiedzieć na niej całą wieczność.

Stanęli na pasach, a szatynka z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się samochodom mijającym się na jezdni. Zachowywała się, jakby oglądała mecz tenisa, ponieważ wodziła wzrokiem za każdym samochodem, który przejeżdżał, a jej głowa co chwilę okręcała się to w prawo to w lewo.

Dziewiętnastolatek spojrzał na swoją towarzyszkę i tylko ściągnął brwi w zamyśleniu. Dlaczego zachowywała się tak, jakby widziała świat po raz pierwszy?

Zaświeciło się zielone światło dla przechodniów, więc Michael, by nie przedłużać, złapał Amelię za nadgarstek i szybko przeprowadził przez ulicę. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, bo nadal rozglądała się dookoła pełna zdziwienia.

Wszedł na klatkę schodową jednej z kamienic i szybkim krokiem pokonał dwa piętra dzielące ich od jego mieszkania. Wyjął klucz z kieszeni i czym prędzej włożył go w zamek, przekręcił i wpuścił Amelię pierwszą do ciepłego pomieszczenia.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyła „mały kwadrat”, jak go później określiła, poczuła ścisk w żołądku. Miała wrażenie, że ktoś chciał ją zamknąć w klatce i nigdy z niej nie wypuścić.

- Wybacz, nie przedstawiłem się. Michael Clifford. – Wystawił w jej stronę dłoń, Amelia tylko dziwnie na nią spojrzała i nie uścisnąwszy jej, odpowiedziała.

- Amelia. – Rozglądała się po pokoju pełna zaciekawienia.

- Ok, Amelio, gdzie mieszkasz? – Zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku znajdującym się w przedpokoju, do którego nie doszło jeszcze światło poranka i wydawał się odrobinę mroczny.

Milczała, a cisza w mieszkaniu powoli zaczynała ciągnąć ich na dno niezręczności tej sytuacji.

- Dobrze, podaj chociaż numer telefonu do twoich rodziców, pewnie się o ciebie martwią. – Usiadł na rogu kanapy i obserwował dziewczynę, która nawet nie zdjęła kurtki. Kręciła się po salonie i przyglądała się różnym przedmiotom, brała je w dłonie, a później odkładała.

- Co mam podać? – Zatrzymała się na środku pokoju i przyglądała się Michaelowi, jakby pierwszy raz go zobaczyła.

- Numer telefonu? – Zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się twarzy Amelii. Nie udawała, naprawdę nie wiedziała, o co mu chodziło.

- Telefonu? – Słowo zostało wypowiedziane bardzo cicho i niepewnie, a jej głos stracił moc, którą Michael poczuł pierwszego dnia, kiedy ją spotkał.

- No i co ja mam teraz z tobą zrobić? – Westchnął, przejechał dłonią po włosach i chwilę się zastanawiał nad zaistniałą sytuacją. W końcu postanowił, że nie zostawi tej dziewczyny na lodzie. – Słuchaj, możesz tutaj zostać przez kilka dni, spróbuję ci jakoś pomóc.

- Dobrze. – Niepewnie usiadła na kanapie i chwilę się od niej „odbijała”, ponieważ miękkość przedmiotu lekko ją zaintrygowała.

Clifford poszedł do kuchni zastanawiając się, co najlepszego narobił. Wpuścił do domu dziewczynę, która zachowywała się jak wariatka. Jednak było w niej coś, co nie pozwalało mu zostawać wobec Amelii obojętnym i pozwolić wałęsać się po ulicach Nowego Jorku, kiedy pojawiało się coraz więcej śniegu, a temperatura spadała.

Zaprzysiągł samemu sobie, że pomoże szatynce jak najlepiej będzie umiał. Znajdzie jej pracę i jakieś mieszkanie, najlepiej blisko jego czterech ścian, by mieć na nią oko. Czuł, że musi jej pilnować, póki  nie nadejdzie odpowiedni czas i dziewczyna będzie mogła funkcjonować samodzielnie.

Pierwszą myślą, która przyszła mu do głowy była utrata pamięci. Może Amelia miała jakiś wypadek i wszystko co wiedziała nagle przepadło w najgłębsze otchłanie jej umysłu?

___

Cześć! Wiem, że rozdziały nie są jakieś długie, ale spokjnie, myślę, że po 10 części będę pisać je troszeczkę dłuższe. Na początku miały być takie krótkie, ale chyba mnie już się ten pomysł nie do końca podoba. Później postaram się pisać trochę więcej ;) 

Lots of love xx

31 || Michael CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz