Better Together

Da urfavmeryx

3.6K 102 36

20-letnia Madeline Clark od pierwszego ujrzenia zakochuje się w pewnym mafiozie. Raczej nie pewnym tylko jedn... Altro

>>Od autorki<<
>>Prolog<<
>>Rozdział 1<<
>>Rozdział 2<<
>>Rozdział 3<<
>>Rozdział 4<<
>>Rozdział 5<<
>>Rozdział 7<<
>>Rozdział 8<<
>>Rozdział 9<<

>>Rozdział 6<<

78 4 1
Da urfavmeryx

Pachnąca szarlotka na stole przyciągała nie jednego. Szczęśliwe dziecko i uśmiechnięte piszczało z radości na wiadomość od tej staruszki. Tej cudownej pani o siwych  włosach, zawsze z uśmiechem. Której rwało się do pomocy nawet najgorszemu wrogowi. Serce pękało jakby ta pani była smutna. Takie piękne serce któremu raczyła oddać wszystkim potrzebującym. Takie serce to marzenie. Aż na samo spojrzenie w jej twarz, pojawiał się uśmiech. Przechodząc przez ulice, jak można przejść bez uśmiechu? którym darzyła wszystkich. Biały fartuszek w kolorowe kwiatki, jak jej charakter. Ego którego nie miała. Jej przeszłość byłą okropna. Więc nie życzyła jej nikomu, nawet najgorszemu wrogu. Nigdy nie chciała, aby jej wnukowi lub dziecku przytrafiło się to co jej. Postanowiła że zacznie od nowa i życie stało się piękne, do czasu. Mała dziewczynka siedziała przy stole spoglądając co jakiś czas na starszą kobietę która krzątała się po kuchni. Szarlotka jak niebo. I przyszła ciemność. Ta staruszka nie chciała pokazać dziewczynce tego co się właśnie działo. Pan nie wyglądał na miłego, ale miał czarny garnitur. Pistolet? to zły pan. Zabrał panią, dziecko zostawił. Dziewczynka bardzo to przeżywała, zajęła się nią rodzina zastępcza, ale bez jej babci to nic jej nie uszczęśliwi. Płakała, wydzierała się. Rodzina szybko ją porzuciła. Trafiła na dom dziecka ponownie. Nie chciała nic jeść, a żebra widać było z daleka. Biedna nie miała co zrobić, ani siły, ani chęci do wstania z łóżka. Poznała tam dziewczynkę. Nie miała włosów a to dziwne, zastanawiała się dziewczynka, ale to dzięki jej wrócił uśmiech na twarzy, może nie ten sam jaki był kiedyś, ale ważne że był, powoli odzyskiwała siły. Minął miesiąc bawiła się z drugą dziewczynką, szybko też zapomniała o staruszce. Nazywała się mia, gdyby nie ona nie wiadomo co by się stało z dziewczynką. Polubiły razem to miejsce, obiecywały że nigdy się nie rozstaną. Skakały, biegały śmiały się, że aż opiekunki od domu dziecka miały dość i nie poznawały dziewczynki. Była tak idealna, gdzieś musiał być haczyk, właśnie. Pewnego dnia, gdy to radosne dziecko obudziło się, nie spotkało Mii. Gdzie ona się podziała? Zabrała ją rodzina? Mówiła że nigdy jej nie opuści. Milion myśli przychodziło dziewczynce. Pobiegła więc do pani. Gdzie jest Mia? Łzy spłynęły pani po policzkach. Białaczka? Co to? Była za mała by zrozumieć. Mia odeszła. W nocy poczuła się źle a serduszko jej się zatrzymało. Jednak zostawiła coś po sobie. Bransoletka z napisem „M+M forever" To nie miało tak wyglądać. Ona nie mogła zniknąć, obiecywała, ale i tak nie rozumiała co to ta białaczka. To dlatego nie miała włosów? To nie przeszkadzało w ogóle. Biedna dziewczynka, najpierw babcia teraz Mia. Nosiła bransoletkę codziennie, nie zdejmowała jej nawet na minutę. Najgorsze to że miała tylko tyle lat a spotykało ją coś okropnego. Dotknęła ją depresja. Znów płakała, nie chciała nic jeść. Nawet trafiła do szpitala, ale szybko wróciła bo bała się takich miejsc. Leżała cały czas w łóżku. Panie zaczęły się martwić bo nie miała siły nic powiedzieć. Było z nią bardzo słabo. Miesiąc później dziewczynka znów odzyskała siły, ale uśmiechu dalej nie miała. Dalej zastanawiała się dlaczego Mia ją opuściła. Przecież obiecywała. Dobra, ale kto był tą dziewczynką? To ja, Madeline Clark. Takie życie mnie spotkało i każde ważne osoby w życiu traciłam. Bransoletka stała się mała więc trzymam ją w specjalnej szkatułce. Nigdy jej nie zapomnę. Teraz już wiedziałam co to ta „białaczka"

W skrócie, to był urywek mojego dzieciństwa. Nigdy mi się nie poszczęściło i za każdym razem dostawałam nóż w plecy, nawet od najmłodszych lat. Często się zastanawiałam, za jakie grzechy? A może jednak tak miało być. Wiem jedno, nigdy nie dopuszczę, aby moje dziecko przeszło to co ja

                                 ***

Delikatnie przetarłam swoje oczy rękami. Nie dało to jakiegoś świetnego wzroku i by móc zobaczyć lepiej niż teraz. Jedyne co widziałam to trzym postacie. Trochę wzrok mi się rozmazywał, ale jedna była ubrana na kolorowo, a reszta garnitury. Nic nie pamietam, ale zaraz skądś kojarzę ten kolor..

Ciepłe dłonie dotknęły mojego czoła. Teraz już widziałam. Nie wiem czy miałam śmiać się czy płakać. Rożne emocje wywoływały mój wyraz twarzy.

Kobieta która dotknęła mojego czoła była moją babcią. Tak, tą babcią którą w moim dzieciństwie zabrano, na zawsze. Z jednej strony było mi przykro, ale bardziej dopadał mnie gniew czy złość. Jak mogła mi tak zrobić najbliższa osoba. Przecież była tak ważna. Natychmiast odrzuciłam jej rękę i wykrztusiłam z siebie łzy. Zakryłam swoją twarz w dłoniach

- Przepraszam - usłyszałam ten delikatny głos o którym marzyłam by usłyszeć od lat. Wstałam i spojrzałam w twarz Florencii. Moje serce zostało ukłute szpilką, a moje plecy zebrały nowy nóż do kolekcji, gratulacje

- Ale, dlaczego? - kobieta przez chwile nic nie odpowiedziała

- Choć, napijesz się czegoś, musisz ochłonąć. Wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę nie protestuj - powiedziała spokojnie

Nie protestowałam bo chciałam jak najszybciej wyjaśnień. Poszłam za staruszką w głąb „jej" domu. Nie wiedziałam czy to dokonać był „jej" dom. Był cudny. Nie miał takiego klimatu nowoczesności. Usiadłam na miękkim i ciepłym fotelu, przykryta kocem przez Florencie. Na przeciwko palił się kominek. Panował taki piękny klimat. Szybko dostałam swoją herbatę. Kobieta usiadła obok mnie, w swoim fotelu biorąc do ręki włóczkę

- Zamieniam się w słuch - Florencia westchnęła, tak jakby nie chciała tego mówić

- Pamiętasz gdy jedząc szarlotkę zabrało mnie dwóch mężczyzn? - kiwnęłam głową przypominając sobie tą sytuację. Mówiła dalej - To był Thomas i Joe, pracowali oni dla.. znanego ci Macolma, ale jego ojca - moje oczy wyszły na wierzch, ale słuchałam dalej - Nazywał się Secan. Dał mi możliwość wyboru, w przeciwieństwie smierć. Macolm który miał z tego co pamiętam pięć lat, musiał wyjść za ciebie. Taka była decyzja już od małego - w mojej głowie się kotłowało

- Dlaczego na to pozwoliłaś?

- Wolałabyś żebym umarła? - skinęłam głową w dół, bawiąc się palcami. Nie chciałam tego - Wiem że tego nie chciałaś. W zamian za to poprosiłam Secan'a aby w każde twoje urodziny wysyłał mi zdjęcia, widziałam jak dorastasz, wiem że poznałaś Mie, poczekaj tutaj - chwilę później wróciła z tajemniczą skrzynką, otworzyła ją a następnie wyjęła zdjęcia które przedstawiały mnie - zobacz - wskazała na jedno ze zdjęć. Widać było mnie i Mie biegające po żłobku, zdjęcie było zrobione z ukrycia - byłaś taka szczęśliwa, nie chciałam by ci tego odebrano

- Wcale nie było tak szczęśliwie, to tylko urywki

- Wiem że źle zrobiłam i bardzo cię przepraszam, ale obiecuje że już nigdy cię nie opuszczę i będę chronić cię razem z dzieckiem - przytuliła mnie natomiast ja odwzajemniłam mocny uścisk

- Babciu co zamierzasz teraz?

- Właśnie to jest kluczowe słowo. Musisz tutaj się ukrywać. Przepowiadam ci że Macolm powróci i będzie chciał cię uwieść i odebrać wszystko, najpierw dziecko, ciebie, na końcu mnie. Będziemy się bronić. Narazie jesteś tu bezpieczna. Choć pokaże ci pokój

Poszłyśmy po drewnianych schodach które wydawały dźwięk skrzypienia. Brązowe drzwi uchyliły się a ja ujrzałam mały, przytulny pokoik. Duże łóżko a na przeciwko komoda z telewizorem. Szafa i dwie rzeczy które przykuły moją uwagę. Duże okna, coś co kocham. Dużo roślin czyli jestem w niebie

- Czuj się jak u siebie - zamknęła drzwi ale ją zatrzymałam

- Babciu - spojrzała na mnie - Dziękuje - byłam winna jej podziękować za wszystko nie potrzebnie miałam nerwy

                                ***

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł pan który w rękach trzymał tace a na niej rożne pyszności. Położył mi na komodę a następnie wyszedł. Śniadanie do łóżka, za to też kochałam moją babcię

Otworzyłam drzwi do balkonu i odrazu poczułam promienie słoneczne, przez co nie mogłam zobaczyć idealnie obrazu. Było tu cicho, drzewa delikatnie szumiały a niedaleko znajdował się strumyk. Położyłam swoje jedzenie na stoliku, wyszłam na chwilę do toalety. Kiedy wróciłam z powrotem nie zastałam jedzenia

- Co do chuja

Wzięłam pierwszą lepszą rzecz, którą był wazon. Rozbije o łeb i po problemie. Powoli szłam w stronę balkonu. Serce mi biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć

Gdy stałam już na progu balkonu wychyliłam trochę głowy, ale niczego ani nikogo nie widziałam. Weszłam dalej, chodząc jak najciszej. W końcu coś ujrzałam. To nie był człowiek

- Skąd ty się tu znalazłeś? Potrzebujesz jedzenia? - powiedziałam sama do sobie

W kącie siedział przestraszony, mały piesek. To szczeniak, podejrzewam że to chihuahua. Był delikatnie brązowy, natomiast pod brodą i na brzuszku miał białe włosy. Jego oczka były duże i szklane

- Zapomniałam ci przedstawić - usłyszałam głos zza pleców i obejrzałam się aby spojrzeć na lekko przy kości staruszkę z fartuszkiem - To Ivy

- Piękne imię. Skąd ją masz?

- Trafiła do mnie ze złego domu, bardzo dużo przeszła - nienawidziłam ludzi i jednocześnie nie rozumiałam jak można brutalnie traktować zwierzęta. Zawsze mi się skoda robiło zwierząt i odrazu płakałam, tak jak teraz gdy Florencia mi opowiadała jej historię. Nienawidzę takich ludzi

- Była strasznie karmiona, praktycznie w ogóle. Gdy ją dostałam odrazu wiedziałam że pochodziła ze złego domu. Widoczne żebra, rany. Niektóre się jeszcze nie zagoiły do końca, a po niektórych zostają widły. Spała w piwnicy i zamykaną ją i bito gdy zrobiła coś złego. Zgodziłam się i przyjęłam ją. Pojechałam do weterynarza by zrobić badania, które nie wyszły wspaniale, ale po jakimś czasie wszystko się unormowało i co jakiś czas chodzę z nią na kontrolę

- Od kiedy ją masz?

- Za niedługo będzie 3 miesiąc odkąd ją mam. Strasznie się boi i gdy mnie widzi ucieka. Ma traumę po poprzednich właścicielach. Zostawię cie z nią, może chociaż tobie się uda ją oswoić, a i ma na imię Ivy - uśmiechnęła się i zamknęła za sobą drzwi

Wzięłam ją na ręce, choć ledwo mi się to udało bo mi uciekła. W jej oczach widać było strach. Położyłam ją na łóżko dając na miękki kocyk. Ułożyła się w „kulkę" i zawinęła łapkę pod sobą, wyglądała uroczo. Śledziła mnie wzrokiem i obserwowała jak sprzątam ubrania w szafie

***

- Babciu - spojrzałam na kobietę która gotowała obiad. Zerknęła na mnie pytającym wzrokiem - Czemu stąd nie wyjedziesz? Tu jest niebezpiecznie. Poza tym zrobiłoby ci to lepiej, odpoczęłabyś - zatrzymała się na chwilę by usiąść na przeciwko mnie

- Kochanie, to nie jest takie proste jak myślisz

- Rozumiem, ale przecież ja mogę się wszystkim zająć

- Jesteś w ciąży musisz oszczędzać swoje zdrowie i bycie ostrożnym, ja jestem za stara na takie rzeczy tu się czuje dobrze - skinęłam głową rozumiejąc ją. Jednak wyjazd byłby świetnym pomysłem - chciałabym ci kogoś przedstawić.. - spojrzałam na nią z ciekawością

- Ivy?

- Pudło! - krzyknęła oddalając się ode mnie

Po chwili wróciła z mężczyzną, który był również przy kości i miał siwe włosy. Ubraną miał koszulę w kratkę i zwykle jeansy. Wydawał się dość zawstydzony. Usiadł na przeciwko mnie i rzucił mi witające spojrzenie. Następnie usiadła koło niego Florencia i ułożyła swoją dłoń na jego. Byłam bardzo zaskoczona i miałam strasznego laga

- Że wy ten teges?

- Poznaj Johnson'a - uśmiechnęła się

- Mów mi John, w skrócie, miło cię poznać

- Idealna pora byście się poznali, a ja nałożę obiadu

- Ty zapewne jesteś Madeline, tak? - kiwnęłam głową odwzajemniając uśmiech

Florencia podała nam obiad. I wszyscy wspólnie zjedliśmy obiad przy okrągłym stoliku. Jak ja kocham patrzeć na zakochanych i szczęśliwych staruszków, to jest słodkie. Niestety przerwał nam mój telefon

- Przepraszam, zobaczę kto to

- Spokojnie - załagodził John

Podeszłam do telefonu na którym wyświetlał się napis „Cassie" dawno nie dzwoniłyśmy ani nie pisałyśmy przez tą sytuacje. Zdziwiłam się, bo kiedy odrzuciłam zadzwoniła jeszcze raz, czyli coś było nie tak. Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha

- Cassie przepraszam ale napraw.. - przerwała mi chłodnym tonem

- Wiem Madeline nie dzwoniłyśmy nie pisałyśmy ale proszę wysłuchaj mnie. Tylko upewnij się że nikt cię nie słyszy - spojrzałam na parę która jadła obiad rozmawiając i żartując, cudownie obym czegoś takiego dożyła

- Madeline, obiad ci wystygnie! - zawołała Florencia

- Już idę! Naprawdę to ważne Cassie?

- Tak i to bardzo

- O kogo chodzi

- Macolm - kurwa - Proszę pakuj walizki i uciekaj jak najdalej nie zamartwiaj się mną tylko pakuj się i uciekaj, daleko błagam

- Powiesz mi do cholery o co chodzi?

- Nie ma czasu na gadanie, minuty upływają. Pogadamy jak będziesz w drodze

Rozłączyła się a ja zestresowana nie wiedząc co mam robić pobiegłam do pary siedzącej przy stoliku. Nie chciałam im przerywać tak cudownej chwili, jednak musimy uciekać i wiem że jeżeli chodzi o Macolma to jest to praktycznie nie możliwe do wykonania, patrząc na jego mafię

- Czemu jesteś taka blada? Coś się stało? - zapytał John

- Musimy uciekać - zatrzymali się i spojrzeli na mnie a póżniej na sobie. Obaj zaczęli się śmiać w tym samym momencie, lecz to nie był żart

Continua a leggere

Ti piacerà anche

41.9K 1.3K 51
( uwaga w książce mogą pojawić się błędy ortograficzne bo jestem dyslektykiem i czasem i się to zdarza ) A co gdyby Hailie pochodziła z patologiczne...
327K 13K 30
Arthur wyszedł pół roku temu z więzienia za oszustwa w kasynie, których dokonał. Dał się złapać, a był taki perfekcyjny. Natura i wychowanie jego nie...
606K 13.9K 104
Ona zna się na kłamstwie perfekcyjnie. Ona jest kobietą z piekła. On nienawidzi kłamstw. On jest mężczyzną z piekła.
539K 13.3K 30
Życie Mii White nie należy do lekkich. Ciągła nieobecność zapracowanego ojca ,nie małe konflikty z matką i ból po stracie rodzeństwa ciążą nad jej gł...