The moon looks beautiful toni...

De nvtvmi

358K 2.3K 1.2K

Gwyneth Seale była niesamowicie żywym i ciekawym świata dzieckiem. Wszędzie było jej pełno. Uwielbiała odkryw... Mai multe

Zanim zaczniesz czytać
Playlista
Rozdział 2
Rozdział 3
ZOSTANIE WYDANE!
PRZEDSPRZEDAŻ

Rozdział 1

29.8K 563 316
De nvtvmi

Przestałam doszukiwać się potworów pod swoim łóżkiem, w szafie, czy w górze nieposkładanych ubrań leżących niedbale na krześle. Zrozumiałam, że największe z nich, z którymi kiedykolwiek przyjdzie mi się zmierzyć to te, które kryły się w mojej własnej głowie. W niczym nie przypominały potworów z ,,Potwory i spółka". Były to demony, których nie widać gołym okiem, ale cały czas boleśnie przypominały o swojej obecności. Są głuche na wszelkie prośby i błagania. Demony, które wiedzą jak pływać, więc jakiekolwiek próby utopienia ich to zwykła strata czasu. Za ironię uważałam fakt, że to właśnie one były przy mnie niezależnie od pory dnia. Nie uciekały, gdy sprawy robiły się zbyt trudne i skomplikowane. Wręcz przeciwnie. Z ludźmi było inaczej.

Na słuchawkach leciała jedna z piosenek zespołu Nirvana, zbliżając się do najlepszej części utworu. Czarnym długopisem w podniszczonym zeszycie bazgrałam na marginesie coś na kształt kota, ale po dłuższym przyjrzeniu się bazgrołom stwierdziłam, że bliżej im do świni. Zaczęłam skreślać zaczęty szkic, gdy ktoś siedzący za mną szturchnął mnie swoim podręcznikiem w ramię, tym samym wyrywając z zamyślenia i zmuszenia do bolesnego powrotu na ziemię.

Za każdym razem odwlekałam ten moment, mając nadzieję, że on nigdy nie nastąpi. Wyobraźnia była niczym narkotyk. Pozwalała mi chociaż przez krótką chwilę poczuć coś więcej. O wiele łatwiej było mi się odnaleźć w fikcyjnym świecie, niż w szarej rzeczywistości, która czyhała na mnie każdego dnia. Dlatego też z przyjemnością zatracałam się w książkach i serialach. Jednak każda wzniosłość niesie ze sobą upadek. A ten porównywałabym do upadku z wysokiej wysokości na asfalt lub zderzenie z niesamowicie twardym i wytrzymałym murem.

Chociaż normalnie zignorowałabym ten przejaw arogancji, tak jak robiłam to zazwyczaj, to tym razem odwróciłam się gotowa rzucić kilka uwag i spostrzeżeń na temat bezczelnego zachowania osoby siedzącej w ławce za mną.

Nie lubiłam, gdy ktoś drażnił mnie, gdy zamykałam się w swoim własnym świecie. Chociaż moja własna głowa i myśli często stanowiły dla mnie przekleństwo i mogłabym im wiele zarzucić, równocześnie były bezpieczną przystanią. Były dostępne tylko dla mnie.

Jednak cała odwaga wyparowała ze mnie i rozniosła się po powietrzu, gdy zamiast zobaczyć na twarzy chłopaka cwanego uśmiechu, ujrzałam raczej napięte mięśnie i usta zaciśnięte w wąską linię. Przypomniałam sobie, że nie byłam sama, a ta świadomość zaczęła mnie przygniatać. Dosłownie czułam się jakby kilogramy kamieni spadały z kamieniołomu prosto na mnie. Nic nie mogłam poradzić na nierówny oddech i szybsze bicie serca.

Blondyn wymamrotał coś cicho i niezrozumiale udając, że drapie się po nosie. Wyciągnęłam z ucha słuchawki, na dobre wracając do sali pełnej uczniów. Ze znaczną większością nie łączyło mnie zupełnie nic, poza kilkoma wspólnymi zajęciami. Znałam imiona tylko poszczególnych osób, które gdzieś zapadły mi w pamięć.

Policzki mi zapłonęły, gdy zorientowałam się, że wszystkie pary oczu skierowane były właśnie na mnie. Bycie w centrum uwagi nigdy nie należało do rzeczy, których pragnęłam i sama myśl o tym przyprawiała mi dreszczy. Nawet osoby siedzące w ławkach przede mną, wykręciły tułowia tak, aby lepiej widzieć. Ta nagła świadomość sprawiała, że miałam ochotę zapaść się głęboko pod ziemię i jeszcze głębiej, zamknąć oczy i już nigdy więcej nie wystawiać się na światło dzienne. Towarzystwo trupów było całkiem niezłą alternatywą. Nie musiałabym się martwić tym, co mówię, ani co o mnie pomyślą.

Ceniłam sobie spokój, ale wolałam aby każda osoba znajdująca się w pobliżu zaczęła krzyczeć, od trwania w tej niezręcznej ciszy i ciężkiej atmosferze, którą można było pokroić nożem. Nawet drzewa za oknem, wcześniej poruszane przez wiatr zdawały się całkowicie zastygnąć, przystosowując się do sytuacji. Nie mogłam liczyć nawet na najcichszy szept dobiegający gdzieś zza moich pleców. Nikt nie przesuwał długopisem po kartce, nie poprawiał się na krześle, ani nerwowo nie machał nogą.

Powoli podążyłam za wzrokiem chłopaka, przygotowując się w duchu na to, co mnie czekało. Nie musiałam długo czekać, czy się rozglądać, aby natknąć się na nauczyciela. Stał przy mojej ławce z ze skrzyżowanymi rękami. Byłam tak zapatrzona w zeszyt i pogrążona w myślach, że nie zarejestrowałam, kiedy nauczyciel zmienił tok lekcji i poświęcił mi całą swoją uwagę. Być może w innych okolicznościach czułabym się zaszczycona.

Ciemne oczy świdrowały mnie surowym spojrzeniem z nad oprawki czarnych okularów, które dodawały mężczyźnie powagi. Zmarszczka pomiędzy jego brwiami była tak wyraźna, że można było odnieść wrażenie, jakby marszczył brwi całe swoje życie bez przerwy, a miał już swoje lata. Niecierpliwy wyraz twarzy, mógł wskazywać na to, że wywoływał mnie już parę razy. Bezskutecznie.

— Panno Seale — spięłam się jeszcze bardziej przez szorstki ton jego głosu — Jest pani już z nami?

Starszy mężczyzna po sześćdziesiątce posłał mi jeden ze swoich sztucznych, krzywych uśmiechów, ukazując tym samym braki w swoim uzębieniu. Tym razem uniósł brwi do góry, w oczekiwaniu na odpowiedź. Mógł się wydawać cierpliwy, ale w głębi duszy już dawno wystawiłby mnie za drzwi.

Ostrożnie pokiwałam głową, starając się bezgłośnie odłożyć słuchawki na ławkę. Mimowolnie zaczęłam skubać skórki przy paznokciach, jak to miałam w zwyczaju, gdy się stresowałam lub denerwowałam. Nienawidziłam tego, bo przez to moje szczupłe dłonie nigdy nie wyglądały tak schludnie, jak u innych dziewczyn i żaden lakier na paznokciach nie trzymał się dłużej niż trzy dni. Ale była to najłatwiej dostępna metoda na zajęcie czymś głowy i rąk.

— Świetnie! — Nauczyciel klasnął w dłonie tak niespodziewanie, że większość osób łącznie ze mną się wzdrygnęło. Ci, którzy myślami błądzili całkiem gdzieś indziej, korzystając z tego, że mężczyzna jest chwilowo zajęty, podskoczyli na swoich krzesłach, jakby ktoś poraził ich prądem, ale szybko przywołali się do porządku.

Pan Sawyer był wymagającą i konsekwentną osobą, a atmosferę panującą na jego zajęciach można było porównać do atmosfery panującej na pogrzebie, czy stypie. Nie jednego ucznia podczas odpytywania omal nie doprowadził do płaczu, więc wszystko by się zgadzało. Jego ciężki charakter działał na wszystkich, którzy zdawali sobie sprawę z wpływów, jakie posiadał nauczyciel. Nawet osoby, które na pozostałych przedmiotach nie potrafiły usiedzieć w ciszy dłużej niż trzydzieści sekund, na jego lekcjach uważały, aby nie mrugnąć za głośno. To tylko przypominało mi w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Jeszcze gorsza była świadomość, że miałam na nią wpływ i mogłam jej uniknąć, gdybym tylko się opamiętała i zaczęła brać czynny udział w zajęciach. Przez czynny mam na myśli nie danie się złapać na nieuważaniu, a nie zgłaszanie się do odpowiedzi i bycie aktywnym.

Problem w tym, że ostatnio skupienie przychodziło mi z ogromną trudnością. Słowa nauczycieli wpadały mi do głowy jednym uchem tylko po to, aby od razu wypaść drugim, nie ważne jak bardzo nie starałabym się słuchać. Dlatego też nauka w domu szła mi strasznie wolno. Musiałam powtarzać cały materiał od nowa, bo z lekcji nie zapamiętywałam zupełnie nic. Zaczęłam rozważać zakup jakiegoś brudnopisu, bo nie posiadałam żadnego zeszytu, którego marginesy wyglądały nienagannie.

— W takim razie przypomnij proszę klasie, co poprosiłem przygotować na następne zajęcia. Zdaję się, że mówiłem o tym już kilka razy, ale nie zaszkodzi przypomnieć o tym raz jeszcze. Nie chciałbym, aby któreś z was o tym zapomniało.

Zaczęłam się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu szukając jakiegoś oparcia, ale szybko tego pożałowałam, ponieważ gdziekolwiek bym nie spojrzała, widziałam przyglądającą mi się osobę,
która z zaciekawieniem uważnie śledziła przebieg sytuacji.

Będąc dzieckiem uwielbiałam oglądać filmy, programy o nastolatkach i wszystko co się ich tyczyło. Nie mogłam się doczekać kiedy sama stanę się jedną z nich. Wreszcie byłam w wieku, o którym marzyłam od kilkunastu lat. Tyle że nic nie wyglądało jak w telewizji. Moje serce nie biło szybciej, gdy przechodził obok mnie chłopak, w którym sekretnie podkochiwałam się od paru miesięcy. Nie biło również z ekscytacji, gdy wraz z przyjaciółką szykowałam się na domówkę, która miała być najlepszą imprezą w naszym życiu. Serce biło mi szybciej, a oddech stawał się niespokojny, gdy nauczyciel zaczynał pytać, a ja zmuszona byłam do publicznej wypowiedzi.

— Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. To wyraz szacunku, który powinnaś okazać starszej osobie.

Niechętnie uniosłam wzrok, ale nie śmiałam nawet wywrócić oczami. Cały czas zwlekałam z odpowiedzią, nie mając zielonego pojęcia o co prosił nauczyciel. Ale byłam przekonana, że formy prośby to nie miało.

— Przypomnij klasie, o co poprosiłem — powtórzył z jeszcze większym zniecierpliwieniem w oczach i głosie.

Gdy cisza zaczęła się przedłużać jedna z dziewczyn siedząca w tylnym rzędzie poderwała się ze swojego miejsca i uniosła rękę w górę. Było to niemądre posunięcie biorąc pod uwagę bojowy nastrój nauczyciela, ale ta dziewczyna nie wzbraniała się przed niczym. Rozdrażniony mężczyzna uniósł na nią wzrok, ale dziewczyna nie czekając na przyzwolenie, zabrała głos.

— Raczej nie doczeka się pan od niej odpowiedzi. — Oznajmiła bez ogródek, z udawaną zbolałą miną.

Nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć, do kogo należał ten głos. I chociaż starałam się pilnować i posuwać do rozważnych gestów, w tamtej chwili wywróciłam oczami, nie dbając o to, czy nauczyciel to zauważy. To było silniejsze ode mnie.

— Dziękuję za tę uwagę, ale nie przypominam sobie, abym prosił panią o udzielenie się na forum klasy.

Blondynka usiadła z powrotem na swoje miejsce, a cały jej entuzjazm opadł. Nie była przyzwyczajona do ponoszenia klęski.

— To jak będzie? Przypomnisz klasie co mają zrobić? — zwrócił się z powrotem do mnie.

— Wolałabym nie — odpowiedziałam cicho i od razu miałam ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło przez tak bezmyślną wypowiedź. Zwlekałam z odpowiedzią i wypaliłam takie coś?

Odchrząknęłam, gdy mój własny słaby i zachrypnięty głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.

Chociaż raczej nikt nie chciał podpaść nauczycielowi historii i zazwyczaj wszystkim udawało się trzymać emocję na wodzy, to w tamtym momencie po mojej nieprzemyślanej odpowiedzi, przez klasę przeszła fala szeptów i nieudolnie tłumionych śmiechów. To przypomniało mi o publiczności jaką miałam. Publiczności, która mimo wszystko gdzieś w głębi duszy cieszyła się, że to ja obrywam, a oni będą mieli o czym poplotkować. Ta szkoła, a dokładnie jej społeczeństwo żyło plotkami i wyssanymi z palca historiami. Nie było tygodnia aby nie wymieniano się fałszywymi lub nie do końca zgodnymi z prawdą faktami.

Pomimo tego, że mężczyzna szybko i skutecznie je uciszył, omiatając klasę chłodnym i nieprzyjaznym spojrzeniem, które w zupełności wystarczyło, to w mojej głowie ich śmiechy dźwięczały jeszcze przez jakiś czas.

Naciągnęłam rękawy szarej, nieco zmechaconej bluzy mocniej na nadgarstki i przegryzłam policzek, próbując wszelkich sposobów, aby zająć myśli czymś innym, niż śmiechami, czy surowym spojrzeniem nauczyciela. Jednak nawet to nie przynosiło mi ukojenia. Chyba jedyną rzeczą, która by mnie w tamtym momencie uratowała było wyskoczenie z okna. Nie zrobiłabym sobie większej krzywdy, ponieważ znajdowałam się na parterze, ale przynajmniej napędziłabym historykowi chwilowego stracha, a innym dała na tacy temat do plotek. Każdy by skorzystał.

Do tej pory nauczyciele przymykali oko na moje zachowanie, o ile przynajmniej udawałam, że słuchałam, siedziałam cicho i nie przeszkadzałam. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Pan Sawyer nie będzie na tyle miły, aby do nich dołączyć i zrobi wszystko, aby uprzykrzyć mi dzień, tak jak ona zrobiła z jego.

Wbiłam wzrok w ławkę, nie mogąc dłużej znieść natarczywego i złośliwego spojrzenia, którym patrzył na mnie mężczyzna. Nauczyciel historii należał do osób, które traktowały swoje lekcje bardzo poważnie i jakikolwiek wyraz znieważania ich był niedopuszczalny, a takiego właśnie czynu według niego się dopuściłam.

— To nie była prośba.

Mocniej przegryzłam policzek, ale nic nie odpowiedziałam, czym jeszcze bardziej zasłużyłam sobie na dezaprobatę nauczyciela. Mężczyzna wziął głęboki wdech i obrócił się w stronę ściany.

— W porządku. W takim razie może odpowiesz na pytanie, które jest zapisane na tablicy?

Zerknęła na wspomniane miejsce ponad ramieniem nauczyciela. Pytanie dotyczyło wojny secesyjnej, o której wspominał na poprzedniej lekcji. Wiedziałam o tym, bo większość ubiegłego wieczoru poświęciłam na naukę i powtarzanie materiału. Doskonale znałam również odpowiedź na zapisane kredą pytanie, ale mimo to, nie ważne jak bardzo bym chciała, nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić, ponieważ słowa ugrzęzły mi w gardle. Gdybym się odezwała wyszedłby z tego jakiś niespójny bulgot, zamiast ładnie skleconych zdań, dlatego postanowiłam oszczędzić sobie dodatkowego stresu. Czułam wzbierające się przez poczucie bezradności łzy pod powiekami, ale nie zamierzałam się złamać. Nie przy klasie, a już na pewno nie przy dziewczynie, która tylko czekała na to, aby mnie jeszcze bardziej pogrążyć.

Z trudnością przełknęłam ślinę, a wraz z nią rozczarowanie i ponownie uniosłam wzrok na mężczyznę, siląc się na słaby uśmiech.

— Nie wiem.

— O to niepodważalny dowód na to, że mnie pani lekceważy i nie słucha tego, co mówię. — Zaczął, odwracając się do mnie. — Jeśli nie jest pani zainteresowana wiedzą, jaką dysponuję, to radzę w ogóle nie przychodzić na moje zajęcia i nie marnować mojego cennego czasu.

Nie miałam ochoty tłumaczyć mu, że to wcale nie tak, bo tylko zmarnowałabym jego niesamowicie cenny czas i przysporzyła sobie dodatkowego upokorzenia. Ograniczyłam swoją wypowiedź do cichego i niepewnego:

— To się więcej nie powtórzy.

— Ależ oczywiście, że się nie powtórzy — wykrzywił wargi w grymasie, ale zaraz powrócił do swojej poważnej postawy. — Od następnych zajęć widzę cię w pierwszej ławce i oczywiście dostaniesz należytą ocenę, a wy... — zwrócił się do całej klasy — na początku każdej lekcji odkładacie telefony i wszelkie urządzenia elektryczne do pudełka i zostawiacie je tam aż do dzwonka. Będę pilnie nadzorował, aby każde z was zastosowało się do mojego polecenia. — Rzekł surowo i ostatni raz omiótł mnie oceniającym spojrzeniem. Odwrócił się na pięcie, aby skierować się z powrotem do swojego biurka. — Już dawno powinienem był ukrócić wasze możliwości. Muszę w końcu pomówić z dyrektorem na temat waszego dostępu do internetu. — Mruknął pod nosem.

Żałowałam, że nie było przycisku, który pozwoliłby mi się na rozpłynięcie się w powietrzu. Gdyby taki wynaleźli, z chęcią wydałabym na niego całe swoje oszczędności.

Mężczyzna dorwał się do klawiatury i zaczął wpisywać coś na komputerze. Odgłos wciskanych klawiszy niósł się echem po sali, w której uczniowie wymieniali się ukradkowymi spojrzeniami.

— Na przyszłych zajęciach test sprawdzający waszą wiedzę z przerobionego dotychczas materiału. — Oznajmił, nie odrywając wzroku znad monitora.

W pomieszczeniu rozległy się szepty i pomruki wyrażające niezadowolenie.

— Przepraszam...

Przewróciłam oczami. Sam głos nastolatki potrafił doprowadzić mnie do białej gorączki, a reagowanie na nią w ten sposób chyba weszło mi już do krwiobiegu.

Odwróciłam głowę, nie chcąc w tym uczestniczyć. Zerknęłam na zegar wiszący na jednej ze ścian. Zaczęłam bawić się słuchawką, którą miałam w dłoni, nie odrywając wzroku od wskazówek zegara, które przesuwały się boleśnie wolno. Blondynka była w stanie zrobić wszystko, aby tylko podwyższyć swoją reputacje wśród nauczycieli, uczniów, a nawet świętych krów.

Mężczyzna skinął głową dając jej przyzwolenie na zabranie głosu, chociaż nie był szczególnie zadowolony. Prawdopodobnie było mu już wszystko jedno i kolejna bezsensowna wypowiedź nastolatki nic nie zmieni. Blondynka poprawiła się na krześle, odchrząknęła i odezwała się dopiero, gdy upewniła się, że jest w centrum uwagi i każdy jej słucha:

— Przecież to niecały tydzień — próbowała zachować spokój, chcąc brzmieć grzecznie, ale przez jej głos przedostała się nuta oburzenia.

Pan Sawyer się skrzywił i leniwym ruchem dłoni zsunął okulary z nosa i odłożył je starannie na biurku, po czym złożył ręce i przyłożył je do ust, jakby chciał nieco nabrać dystansu.

— Jeśli ktoś uczy się regularnie to bez problemu poradzi sobie z nieco większą ilością materiału, niż zwykle wymagam od was na testach.

Blondynka zacisnęła zęby, starając się nie wybuchnąć. Nie chciała stracić w oczach nauczyciela.

— Absolutnie nie chciałabym niczego sugerować — zaczęła słodkim tonem po przełknięciu śliny, dając innym do zrozumienia, że właśnie to miała zamiar zrobić — ale dlaczego my mamy obrywać za nią, skoro niczego nie zrobiliśmy? — kontynuowała, w między czasie wymachując dłonią w moją stronę, jakby to miało jej pomóc przekonać nauczyciela. Dumnie uniosła podbródek, a pare osób jej przytaknęło.

— Nie będzie mnie pani pouczać, panno Beckham.

— Seale — przerwała mu nieuprzejmie, ale po spojrzeniu jakie od niego otrzymała, ściszyła nieco ton — Teraz już Seale — przypomniała. Robiła to notorycznie, uporczywie chcąc to każdemu uświadomić. Ale większość nauczycieli nie miało głowy do tak błahych rzeczy, a w systemie wciąż widniała się jako Emily Beckham.

— Test miałem w planach już od dłuższego czasu — kontynuował, zbywając jej wypowiedź na temat nazwiska. — Dzisiejsze zachowanie waszej rówieśnicy tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to doskonały pomysł i powinienem był zrobić go już dawno temu.

— Ale...

Słowa nauczyciela przestały do mnie docierać, podobnie jak odpowiedzi Emily, która próbowała jakoś wybrnąć z nieudanej próby sprzeciwienia się Panu Sawyer'owi. Czułam się jakbym była zamknięta w jakiejś szklanej bańce, w której dostęp do powietrza była ograniczona, a przestrzeń z każdą sekundą się zmniejszała, uniemożliwiając mi swobodne oddychanie. Zacisnęłam dłonie w pięści, walcząc z przygniatającym uczuciem otępienia i nagłych fali gorąca. Blondynka wciąż coś świergotała, ale słyszałam ją jak przez mgłe. I muszę przyznać, że ta wersja jej głosu podobała mi się o niebo bardziej.

Z utęsknieniem powitałam rozlegający się po całym budynku dźwięk dzwonka, który zadzwonił w ostatniej chwili. Jeszcze moment, a wybiegła bym z sali na oczach całej klasy, albo w ostateczności wyskoczyła z tego okna. Co prawda dzwonek nie był sygnałem zakończenia dzisiejszych zajęć, ale przynajmniej mogłam odetchnąć na kilka minut.

W klasie zapanował szmer, gdy nastolatkowie po kolei podnosili się z krzeseł i zbierali swoje rzeczy. Już nikt nie poświęcał uwagi nauczycielowi, który sprzeciwiał się mówiąc, że jeszcze nie skończył i mają siedzieć na swoich miejscach.

Pospiesznie wpakowałam podręcznik wraz z zeszytem do torby, ignorując zagięte brzegi, nad którymi ubolewałabym, gdyby nie to, że czytanie tej książki było dla mnie udręką i podniosłam się z krzesła. Udało mi się zrobić zaledwie krok, zanim natknęłam się na smukłą sylwetkę, która stanęła mi na drodze. Uniosłam ze znudzeniem wzrok. Emily wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką uniemożliwiały mi dojście do drzwi, przez które zdążyła wyjść już większość klasy. Zerknęłam na miejsce, w którym wcześniej siedziała blondynka. Jej rzeczy nadal leżały na ławce, co wskazywało na to, że nawet nie trudziła się z pakowaniem i od razu ruszyła uprzykrzyć mi życie.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że konfrontacja z moją przyrodnią siostrą i jej niezbyt udaną kopią nie przyniesie nic dobrego. Gromiły mnie oceniającymi spojrzeniami pełnymi wyższości. Sunęły wzrokiem od moich czarnych, schodzonych tenisówek, aż po ciemne włosy, które założyłam za uszy, gdy kosmyki wpadały mi do oczu podczas pakowania się z zamiarem szybkiej ewakuacji. Szybko je poprawiłam, ponownie pozwalając im okalać moją bladą twarz. Błądziłam wzrokiem wokół siebie, przegryzając wargę. Chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego z obiema dziewczynami. Chociaż wiedziałam, że nie było na to najmniejszych szans, miałam nadzieję, że odsuną się z własnej woli. Nie miałam siły się z nimi wykłócać, ani słyszeć co (nie)ciekawego miały do powiedzenia.

Brązowooka blondynka wydęła pełną wargę i zarzuciła proste, lśniące włosy do tyłu. Wymieniła z przyjaciółką porozumiewawcze spojrzenia, które zrozumiałaby nawet trzylatka.

Pałałam do tej dwójki taką samą niechęcią, z tą różnicą, że wolałam zachować to dla siebie i nie obchodziłam się z tym na każdym kroku, jak one.

— Nie wiem, o jakim chłopaku myślałaś, że tak odpłynęłaś, ale nie kłopocz się — przechyliła głowę, posyłając mi udawane, zatroskane spojrzenie — Mogę ci zagwarantować, że nie masz u niego żadnych szans. — Powiedziała, trzepocząc długimi, ciemnymi rzęsami. Wredny, pyszałkowaty uśmieszek pojawił się na jej twarzy.

Czuła do mnie pogardę, chociaż nigdy nie dałam jej ku temu wyraźnych powodów. Widziałam ją za każdym razem w jej oczach, gdy napotykałam jej spojrzenie. Była dość lubiana. Wyrobiła sobie niezłą reputację, której w żaden sposób nie byłam w stanie zrozumieć. Mieszkała w mieście krócej niż ja, ale potrafiła manipulować ludźmi i owijać ich sobie wokół palca. Uważała się za lepszą od innych i potrzebowała ciągłej atencji innych uczniów, którzy swoją drogą, lgnęli do niej jak pszczoły do kwiatków. Jeśli ona coś powiedziała, to były to święte słowa. Była również lubiana wśród grona nauczycieli, ponieważ na każdą lekcję przychodziła przygotowana i robiła wszystko, aby im się przypodobać. Mimo tego nigdy nikt nie nazwał jej mianem kujonki, czy pupilki nauczyciela. Podobnie jak jej przyjaciółka, która nie odstępowała jej na krok. Ta sytuacja była idealnym tego przykładem. Stała obok niej jak cień, z założonymi rękami, gotowa dołączyć i zacząć bronić przyjaciółki, gdyby zaszła taka potrzeba. Ciekawe tylko, czy Emily postąpiłaby tak samo. Raczej spodziewałabym się, że broniłaby własnej dupy, a nie przyjaciółki.

— Daruj sobie — rzuciłam chłodno, zaciskając mocniej dłonie na pasku torby. Posłałam im obu znudzone spojrzenia. Blondynka zagwizdała z udawanym podziwem.

— Rozzłościłam cię? — spytała zmartwionym tonem, marszcząc brwi. — Po prostu powiedziałam jak jest...To chyba się nazywa szczerość...

— Szkoda, bo powinno się nazywać ,,odpierdol się i zajmij sobą" — burknęłam i korzystając z chwili zdezorientowania dziewczyn, wyminęłam je, dbając o to, aby moje ramię szturchnęło Isabel.

Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, jak wyglądało oburzenie na twarzy blondynki. Oberwie mi się za to, ale nie zamierzałam rozmawiać i przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu dłużej, niż było to konieczne. Szczególnie z Emily, z której towarzystwem musiałam mierzyć się każdego dnia w domu.

Od zawsze nie podobało mi się jak obie panoszyły się po szkole wraz z dwójką innych uczniów. Zawsze zajmowali najlepsze miejscówki. Najlepszy stolik na stołówce, najlepszą ławkę na dziedzińcu, a nawet ścianę, z której widać było cały plac. W tej szkole nie było miejsca dla osób takich jak ja, a Emily każdego dnia dbała o to, abym o tym nie zapomniała. Zaczynałam wątpić w to, czy w ogóle gdzieś było dla mnie miejsce.

Ruszyłam korytarzem nie oglądając się za siebie, chcąc jak najszybciej wyjść na świeże powietrze. Starałam się ignorować uczniów, których mijałam. Niektórzy stali przy szafkach rozmawiając ze znajomymi, inni siedzieli na podłodze opierając się o ścianę, z której gdzie nie gdzie odpadał tynk, z nosami wlepionymi w ekrany telefonów. Wszyscy zdawali się zajmować swoimi sprawami, ale mnie nieustannie dręczyło poczucie, że wszyscy oglądali się właśnie za mną. Nie były to spojrzenia, którymi obdarza się takie dziewczyny jak Emily, czy Isabel.

Pchnęłam drzwi, które prowadziły na szkolny dziedziniec, który znajdował się z tyłu budynku. Gwar szkolnych rozmów i kłótni zamilkł, gdy zamknęły się za mną z cichym skrzypnięciem. Wciągnęłam głęboko zapach świeżego, lecz mroźnego styczniowego powietrza. Starałam się ignorować chłodny wiatr, który atakował moje - już i tak zaróżowiałe policzki. Kroczyłam w stronę opustoszałych stołów, które w cieplejsze dni roku w pełni zapełnione były rozmawiającymi i śmiejących się nastolatkami. Przysiadłam na jednym z nich spuszczając głowę w dół. Przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywałam się w wilgotną przez nocne przymrozki ziemię pod moimi tenisówkami, dopóki emocje ze mnie nie opadły. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy słuchawki, włożyłam je do uszu i puściłam nieprzesłuchany wcześniej do końca utwór. Przymknęłam powieki pozwalając na to, aby cały świat rozpłynął się w błogich nutach muzyki, a sama wsłuchałam się w tekst.

Niczego nie pragnęłam bardziej od znalezienia się jak najdalej od tej szkoły, a najlepiej miasta i wszystkich ludzi, ale miałam przed sobą jeszcze kilka lekcji, przez które mimo wszystko musiałam jakoś przebrnąć.

— Gwen?

Kątem oka dostrzegłam znajomą twarz. Znów zmuszona byłam za pauzować lecącą piosenkę. Dziewczyna, z którą utrzymywałam stały kontakt stała niedaleko wejścia do budynku i uśmiechała się w moją stronę lekko zaskoczona ze ściągniętymi brwiami. Mogłam po prostu udawać, że jej nie słyszałam, ale nie miałam nic przeciwko rozmowie z nią, tym bardziej, że ostatnie dni spędziła w łóżku z gorączką.

Nie miałyśmy razem zajęć, więc nie widywałyśmy się tak często, jak to jest w przypadku osób, które spędzają razem niemal całe dnie. Daleko nam było do nierozłącznych przyjaciółek na całe życie, ale żadna z nas nie gardziła swoim towarzystwem i to w zupełności wystarczało.

Tracy poznałam na sali gimnastycznej w pierwszej klasie, gdy dostałam piłką podczas lekcji i musiałam na chwilę zejść z boiska na trybuny. Ona akurat tam siedziała i odrabiała jakieś zadanie z trygonometrii. Oderwała się od pracy domowej i zagadała do mnie widząc, że zwijam się z bólu. Jako jedyna zaoferowała mi pomoc i spytała, czy nie potrzebuję przypadkiem iść do pielęgniarki. Zaczęłyśmy luźną, niezobowiązującą rozmowę, gdy przyciskałam worek z lodem do twarzy i od tamtej pory wymieniamy się wiadomościami i czasem spędzamy ze sobą przerwy na lunch.

Dziewczyna wyróżniała się urodą i stylem bycia, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przez czarne, proste włosy, które sięgały jej do ramion przeplatały się pasemka niebieskiego. Miała na sobie spraną, zimową kurtkę, ale mogłabym przysiąc, że pod nią miała ciekawą stylizację i masę bransoletek z muliny, które uwielbiała pleść. Sama nie rozstawałam się z jedną z nich, którą dostałam właśnie od niej na początku naszej znajomości.

Była moim zupełnym przeciwieństwem nie tylko w kwestii ubioru, gdyż ja wolałam nie wychylać się ze swoimi kreacjami i stawiałam na bezpieczne opcje. Takie, w których nie musiałam się martwić o to, że ktoś dostrzeże moją figurę lub zobaczy coś, czego nie powinien. Tracy lubiła towarzystwo innych ludzi. Lubiła przebywanie i rozmawianie z nimi, ale różniła się od Emily i grupki jej znajomych. Ceniła sobie takie wartości jak lojalność i zaufanie. Chociaż większość osób, które dopiero co ją poznawało zakładało, że jest wredna, to ona udowadniała im, że na jej oschłość trzeba sobie zasłużyć.

— Nie zimno ci tu? Wszyscy są na stołówce. — Powiedziała podchodząc bliżej. Odgarnęła kosmyki włosów za ucho dłonią, która przyozdobiona była pierścionkami, pasującymi do kolczyków w kształcie gwiazdek. Przestawiłam swoją torbę na stół, aby zrobić jej więcej miejsca obok siebie. Dziewczyna usiadła na ławce, stawiając obok siebie plecak i kubek termiczny z herbatą. Albo czymś mocniejszym niż earl grey.

Pokręciłam głową siląc się na uśmiech i odpowiedziałam, trochę mijając się z prawdą.

— Jadłam wcześniej. Po prostu chciałam odetchnąć świeżym powietrzem a nie tym wypełnionym cholernie drogimi perfumami Emily. — Czarnowłosa parsknęła śmiechem i przyciągnęła do siebie kolana, opierając na nich policzek. Odwróciłam twarz w jej stronę. — Jest w porządku — zapewniłam.

Coraz intensywniej odczuwałam skutki przebywania na zewnątrz przy tak niskiej temperaturze w bluzie, w której przechodziłam niemal całą jesień, dlatego podążyłam za Tracy i również przyciągnęłam do siebie kolana, oplatając je ciaśniej rękami. Spojrzałam na przyjaciółkę nieco podejrzliwie, bo zdawała się być bardziej przygaszona niż zwykle. Nawet nie rzuciła jakimś komentarzem dotyczącym Emily, podzielając moją niechęć do niej. Była jedną z nielicznych osób, które nie dawały się nabrać na nawet najpiękniejszy uśmiech blondynki.

— A ty?

Tracy pociągnęła nosem i westchnęła przeciągle, jakby chciała ominąć temat, ale raczej nie należała do osób, które trzymają wszystko w sobie, aż do momentu, w którym w końcu wybuchną. Kolejna rzecz, która odróżniała nas od siebie.

— W sumie to też chciałam odetchnąć. Do Stacy przykleił się jakiś koleś. — Wyznała, wywracając przy tym ostentacyjnie zielonymi oczami. Skrzywiła się na samą myśl o tym.

Stacy była dziewczyną, z którą kręciła od paru dobrych tygodni. Nie były oficjalnie razem, ale wszystko szło w dobrym kierunku. Przynajmniej takie informacje i sygnały otrzymałam, ale nie miałam pewności, czy od naszej ostatniej rozmowy nic nie uległo zmianie. Byłam świadkiem rozkwitającego pomiędzy nimi uczucia. Lubiłam patrzeć na przyjaciółkę, która rozpływała się po każdej niewinnej wiadomości od Stacy.

Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo czarnowłosa znów zabrała głos, nie czekając na moją odpowiedź.

— Nie ma mnie zaledwie trzy dni w szkole, a gdy wracam to widzę jak dziewczyna, która mi się podoba ślini się do jakiegoś typa, którego nigdy wcześniej na oczy nawet nie widziałam! — wypaliła na jednym wdechu, wyrzucając ręce w górę, gdy emocje zaczęły brać nad nią górę. — W dodatku jego włosy wyglądają jak jakaś pieprzona zupka chińska!

Z trudem powstrzymałam się od zaśmiania. Tracy zakryła twarz dłońmi i jęknęła sfrustrowana, kopiąc mnie w kostkę glanem z udawanym obrażeniem.

— No ale widziałaś ich razem? Całowali się? — spytałam wciąż nieco rozbawiona, kręcąc przy tym głową z uśmiechem, ale musiałam jakoś wesprzeć przyjaciółkę. Tracy była dość emocjonalną osobą, ale nie uważałam, aby w jej przypadku było to coś złego. Jeśli się w coś angażowała, to robiła to całą sobą.

— Całowali może i nie — odrzekła, odsuwając dłonie od twarzy. Gdy zobaczyła, że jej odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała i czekam na dalsze wyjaśnienia, kontynuowała: — Ale oboje wyglądali jakby chcieli sobie skoczyć do gardeł, albo i jeszcze głębiej. Ewidentnie coś jest na rzeczy. — Prychnęła pewna swoich racji.

Domyślałam się, że po prostu widziała ich ze sobą, gdy rozmawiali i dodała sobie coś, co nie miało miejsca. Nie chodziło o samą zazdrość, bo Tracy nigdy nie zabroniłaby swojej drugiej połówce pisać z innymi, ale przemawiał przez nią lęk, że znów się na kimś przejedzie. Niestety nie miała wiele szczęścia w miłości, ale podziwiałam ją, że pomimo paru nieudanych związków, ona dalej nie straciła wiary w lepsze jutro. Stacy była pierwszą osobą od dłuższego czasu, do której zaczęła czuć coś więcej i nie wzbraniała się przed tym.

— Myślę, że się nakręcasz — przyznałam szczerze. Patrzyłam na nią z łagodnym wyrazem twarzy. W żaden sposób nie chciałam jej oceniać. Tracy przechyliła głowę i popatrzyła na mnie nie do końca przekonana, mrużąc oczy. — Serio. Nakręcasz się — powtórzyłam — ale to nie oznacza przecież niczego złego. To znaczy, że ci zależy. — Uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy. Prawda była taka, że sama nie wiedziałam wiele na temat miłości. Przynajmniej nie tej prawdziwe. O ile taka jeszcze w ogóle istniała. — Powinnaś z nią najpierw pogadać, zanim zaczniesz ją o coś osądzać.

— Myślisz? — odpowiedziała, jakby miała nadzieję, że zaprzeczę, a to co sobie pochopnie wmówiła, było prawdą.

— Myślę.

Westchnęła zrezygnowana i zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać. Tkwiłyśmy w ciszy i kiedy myślałam, że na dobre porzuciła ten temat, ona ożywiła się na nowo, omal nie strącając przy tym herbaty, o którą zahaczyła łokciem. Zapatrzyłam się na drzewo pozbawione liści, więc drgnęłam zaskoczona.

— Ale powiedz mi szczerze — zaczęła, pochylając się, jakby zamierzała wyjawić jakąś tajemnicę. — Co on ma, czego ja nie mam?

Przez chwilę myślałam, że nie pyta poważnie, ale wyraz twarzy czarnowłosej ani trochę nie wskazywał na to, że żartuję.

— No... — odrzekłam niepewnie, szukając czegoś odpowiedniego do powiedzenia. W ostatniej chwili powstrzymałam się od wytknięcia jednej dość wyraźnej różnicy pomiędzy nimi. Zielonooka patrzyła na mnie wyczekująco wyginając brwi, jakby od mojej odpowiedzi zależało jej życie. — Czy to ma znaczenie? — Spytałam retorycznie, obierając inną taktykę. — Jesteś świetna Tracy. I każdy kto cię dobrze zna powie ci dokładnie to samo. —Zapewniłam.

Nie byłam dobra w dawaniu rad. Nie ogarniałam własnych emocji i myśli, a co dopiero czyichś. Ulżyło mi, gdy Tracy pokiwała głową, a kąciki jej pomalowanych bordową szminką ust uniosły się do góry.

— Zgadzam się z Gwen.

Obie obróciłyśmy się w stronę głosu. Musiałam nieco bardziej wyciągnąć szyję, ponieważ dobiegał zza moich pleców. Skrzywiłam się, gdy usłyszałam skrzyknięcie. Dziewczyna z ciemniejszą karnacją i kręconymi, kasztanowymi włosami, które spięła w wysoki kucyk błysnęła w naszą stronę uśmiechem. Przez ramię przerzuconą miała puchową kurtkę, a w ręku trzymała telefon. Ominęła nas i usiadła po drugiej stronie stołu, na przeciwko Tracy.

— Hej, Lee.

— Szukałam cię — zwróciła się do czarnowłosej, zdejmując kurtkę z ramienia.

— Mnie? — spytała dla pewności, przekręcając się tak, że siedziała teraz przodem do mulatki.

— No. Nawet dzwoniłam, ale nie odebrałaś — rzuciła wzruszając ramionami i nałożyła na siebie okrycie wierzchnie.

Czarnowłosa wyciągnęła urządzenie z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz, marszcząc brwi.

— Faktycznie dzwoniłaś. Sorry, nie słyszałam. — Powiedziała z przepraszającą miną, chowając smartfona z powrotem do tylnej kieszeni czarnych jeansów.

— O czym rozmawiałyście? — zainteresowała się. — Usłyszałam tylko ten fragment, w którym Gwen mówi ci, że jesteś cudowna. Oczywiście podpinam się pod tym, ale nie oszukujmy się, potrafisz komuś dopiec, jeśli chcesz. — Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, jakby zdała sobie właśnie z czegoś sprawę. — Komu tym razem podpadłaś?

— Wypraszam sobie — prychnęła z udawanym oburzeniem, unosząc ręce w górę jakby chciała się poddać — Nikomu. Ale właściwie to chciałabym dopiec takiemu jednemu chłopakowi z naszej szkoły. — Powiedziała po chwili zastanowienia.

— Tracy... — upomniałam ją.

— Dobrze, że jesteś. Pomożesz? — poprosiła, uśmiechając się do dziewczyny tak, jak robiła to za każdym razem, gdy chciała aby ktoś coś dla niej zrobił. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

— Jasna sprawa — odpowiedziała mulatka, w tym samym czasie odblokowując telefon.

— Ma włosy jak zupka chińska. — Podpowiedziałam, z udawaną powagą, odpuszczając. Była to jedyna wskazówka jaką mogłam zaproponować. Brunetka w szybkim tempie przebierała palcami po klawiaturze na ekranie.

— I jest niesamowicie irytujący — dopowiedziała Tracy. Najwidoczniej również nie dysponowała konkretnymi faktami.

— Nawet z nim nie rozmawiałaś — zmarszczyłam brwi.

— Nie musiałam — odrzekła wzruszając ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało.

— Noah Miller — oznajmiła mulatka, pokazując Tracy ekran telefonu, na którym widniał czyjś profil na instagramie. Oprócz zdjęcia profilowego nie miał żadnych postów. — Raczej nie udziela się w social mediach ani w ogóle nigdzie. Ale byłam z nim na letnim obozie trzy lata temu. — Przypomniała sobie. — Wymęczył mnie gadkami o komiksach i kaczkach — wywróciła oczami. — Zaraz podeślę ci jego plan lekcji.

— Dziękuje, Leah. Jesteś najlepsza! — czarnowłosa rzuciła się na przyjaciółkę, przytulając ją przez dzielący je stół.

— I co zamierzasz teraz zrobić? — zapytałam, gdy przestała dusić przyjaciółkę i usiadła z powrotem na swoim miejscu.

— No jak to co? — odpowiedziała bez żadnego zastanowienia, jakby odpowiedz na to pytanie była oczywista, a ja wraz z Leah były niepoważne. — Porozmawiam z nim.

— Nie! — odpowiedziałyśmy równocześnie zdecydowanym tonem i posłałyśmy Tracy karcące spojrzenia. Leah nie musiała nawet znać kontekstu i kryjącej się za niechęcią dziewczyny historii, aby wiedzieć, że był to beznadziejny pomysł, który mógłby zakończyć się katastrofą.

— Co? Zły pomysł?

— Fatalny!

— Niby czemu? — skrzywiła się.

— Bo najpierw powinnaś dać szansę Stacy. — Wyjaśniłam, gdy zapał Tracy do tego pomysłu nieco opadł.

Czarnowłosa wywróciła oczami, ale westchnęła niechętnie przyznając przyjaciółkom rację.

— Dobra.

Rozległ się dźwięk przychodzącego powiadomienia, dlatego Tracy złapała za swój telefon, odblokowała go i zaczęła studiować plan lekcji chłopaka.

Popatrzyłam na nią spode łba.

— No co? — zmarszczyła brwi. — To tylko na wszelki wypadek.

Wywróciłam oczami, kręcąc głową, ale dałam przyjaciółce spokój. Żadne siły wyższe nie przemówiłyby jej do rozsądku, a już z pewnością nie ja, gdyby wpadła na jakiś pomysł.

— Podpadłam dzisiaj Panu Sawyer'owi — wypaliłam, czując jak na policzki wskakuje mi rumieniec.

— Temu nauczycielowi historii?! — czarnowłosa wybałuszyła oczy i momentalnie odstawiła telefon, podobnie jak Leah, która aż przerwała pisanie do kogoś wiadomości.

Pokiwałam głową i oparłam ręce o stół, chowając w nich twarz.

— O słodki Boże, Najświętsza Maryjo i Jezusie Chrystusie... — powiedziała Tracy, unosząc wzrok na pochmurne niebo.

— Nie jesteś nawet wierząca — wymamrotałam.

— Wiem. Dodaje temu tylko trochę dramaturgii.

— Czaicie, że... — zaczęłam podnosząc głowę, ale moje słowa zostały zagłuszone przez Leah, która najwidoczniej uznała, że moja chwila dobiegła końca.

— Ej, Tracy. Słyszałaś o tej domówce w te sobotę?

— Jest jakaś domówka? — zaciekawiła się, pierwsze słysząc.

— No u takiego chłopaka z trzeciej klasy. Nie trzeba mieć zaproszenia i myślałam, że może wybierzemy się razem. — Zaproponowała, przekręcając w dłoni breloczek w kształcie róży.

Tracy przeniosła popatrzyła na mnie, ale szybko odpowiedziałam jej spojrzeniem w stylu ,,na mnie nie patrz".

Spędzanie czasu ze wstawionymi, nieobliczalnymi nastolatkami, którzy w dużej mierze myśleli tylko o jednym, nie należały do mojej ulubionej formy spędzania wolnego weekendu. Tym bardziej, że pewnie zostałabym przez Tracy wystawiona na lodzie i byłaby tam ze mną tylko w praktyce. Oczywiście nie miałam jej tego za złe. Po prostu skoro mogłam oszczędzić sobie bezsensownego krzątania się wśród nieznajomych w celu poszukania sobie jakiegoś miejsca, zamierzałam z tego skorzystać.

— W takim razie chyba ją sobie odpuszczę. I tak miałam się trochę pouczyć.

— Poważnie? — spytała retorycznie, niezadowolona z odpowiedzi, jaką uzyskała. — A co, jeśli powiem ci, że Stacy też ma tam być? — uśmiechnęła się, znacząco poruszając brwiami.

Wzmianka o dziewczynie sprawiła, że Tracy zabłyszczały oczy, a pomysł w pełni przypadł jej do gustu. Znacznie się rozpromieniła. Bardziej, niż miało to miejsce podczas rozmowy ze mną.

Przysłuchiwałam się rozmowie, nie chcąc się wtrącać. I tak nie miałam nic istotnego do powiedzenia. Zaczęłam przegryzać spierzchnięte usta.

Moja relacja z Tracy przypominająca przyjaźń zaczęła się zanim poznała Lee. Na początku za sobą nie przepadały, ponieważ czarnowłosej nigdy nie podobał się sposób, w jaki zachowywała się mulatka. W dodatku w drugiej klasie Leah nieświadomie odbiła Tracy chłopaka i od tamtej pory zachowywały względem siebie dystans. W zeszłym roku zostały zmuszone do współpracowania ze sobą przy organizacji dni otwartych naszego liceum. Tam udało im się dojść do porozumienia i zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dosyć szybko udało im się znaleźć wspólny język, a Leah coraz częściej się do nas dosiadała. Zazdrościłam im swobody z jaką ze sobą rozmawiały. Żartowały z siebie, nie martwiąc się o to, że któraś z nich powie coś nie tak.

Po wysłuchaniu w co powinny się ubrać, wstałam z ławki zgarniając swoje rzeczy. Przerwały na chwilę dyskutowanie o dodatkach, orientując się, że nie siedzę już na swoim miejscu, tylko że znajdowałam się już parę metrów dalej.

— Idziesz już? — zapytała mnie Tracy.

Obróciłam się i przez moment szłam tyłem. Kiwnęłam głową, zaciskając usta. Poczułam na nich metaliczny posmak.

— Przypomniałam sobie, że mam coś do załatwienia w bibliotece. — Skłamałam, nieudolnie wskazując dłonią na drzwi znajdujące się gdzieś za mną.

— Cześć! — pożegnała się Leah, unosząc kącik ust. Skinęłam jej głową, odwzajemniając słaby uśmiech.

— Aha. To do jutra? — dołączyła się Tracy, nieco zbita z tropu.

— Jasne.

Odwróciłam się z powrotem, chowając dłonie do kieszeni. Oddalając się od dziewczyn, które na nowo pogrążyły się w ożywionej rozmowie, przyglądałam się niebu.

Zapatrzyłam się w nie tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy ktoś pchnął z impetem drzwi od środka, a te uderzyły prosto we mnie. Syknęłam z bólu, przykładając zdezorientowana otwartą dłoń do obolałego czoła, chociaż czułam, jakby ból przeszył całe moje ciało.

— O boże, przepraszam! Nie zauważyłem cię — usłyszałam męski, zaniepokojony głos.

Continuă lectura

O să-ți placă și

To Tylko Zakład De Aalways4you_

Ficțiune adolescenți

7.5K 278 4
Nicholas Cooper to pustka. Osoba, która nie wie co to zaufanie i miłość. Nicholas to osoba, która kocha ranić innych, ale nigdy nie pomyślał że może...
5.5K 195 7
Namiętność, która napawała go sercem, przekształcała się w chorą obsesję. Z każdym kolejnym krokiem stawała się silniejsza, aż w końcu wybuchła. Czas...
181K 5.4K 23
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
177K 4.3K 26
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło.Tam spotyka przystojnego chło...