4. Mur różnic

Začít od začátku
                                    

— Wiem, że ciężko oderwać ode mnie wzrok, ale wolałbym, żebyś podziwiał kogoś innego. — Westchnął cierpiętniczo znużony nachalnością najstarszego brata i dodał oschle: — Czego chcesz?

— Minęło siedem dni, nie możemy dłużej zwlekać — odparł Merran. Malujące się na jego licu poirytowanie kłóciło się ze spokojem pobrzmiewającym w głosie. — Musimy podjąć decyzję, nim każdy z nas rozjedzie się w swoją stronę.

— Musimy to znaleźć tego gnojka — burknął Gibrill. Imię najmłodszego brata jak zwykle nie chciało przejść mu przez gardło. — I dowiedzieć się, co planuje. Może nie mamy już do czego wracać.

— Ishard mówił...

— Przestań! — ryknął Veiron. Padający na oblicze mężczyzny cień nadawał jego zwykle roześmianej twarzy okrutnego, niepokojącego wyrazu. — Nie możemy na nim polegać.

— Jest po naszej stronie — westchnął Merran. Jego bracia byli zbyt wybuchowi, by dało się normalnie z nimi porozmawiać. — Pomoże nam.

— Pomoże nam jedynie wszystko stracić. — Veiron wygodniej rozsiadł się na krześle, wyraźnie rozbawiony naiwną wiarą brata w Isharda. — Co nam zaleca? Czekać — prychnął ironicznie. — Czekać, aż będzie za późno. Gdyby był po naszej stronie, dawno temu powiedziałby nam, co ojciec zamierza.

— Był lojalny wobec ojca, nie naszej rodzinie — zgodził się Gibrill. — Może nie wspiera tego gnojka, ale jest zbyt prawy, by działać przeciw niemu. Nie zapominaj, że nas też ocenia.

— Powinniśmy...

...dogadać się z Carvenem — dokończył w myślach Merran. Nie powiedział tego na głos, wiedział, jak bracia zareagowaliby na jego słowa. Veiron zacząłby wrzeszczeć i przeklinać, a już z trudem panujący nad sobą Gibrill huknąłby go pięścią w nos, by wybić mu podobne pomysły z głowy.

Merran również nie był zwolennikiem takiego rozwiązania. Uważał je jednak za najrozsądniejsze wyjście z ich sytuacji. Jeśli nie mogli Carvena pokonać, musieli się z nim sprzymierzyć. On zyskałby środki na swoje płytkie wydatki, oni zachowaliby stanowiska i stałe źródło dochodu. Wszystko wyglądałoby tak jak za życia Teamisa. Czyż nie na tym im zależało?

Jedynym nie do zaakceptowania problemem była kwestia pozostawionej po ojcu władzy, którą wraz z tytułem lorda odziedziczyłby Carven. Stałby się decydującą osobą, odpowiedzialną za prowadzone pod nazwiskiem Verhmarów interesy i stojącą ponad resztą rodzeństwa, do czego żaden z nich nie chciał dopuścić. Merran zdawał sobie sprawę z towarzyszącego temu pomysłowi ryzyka — wzajemna wrogość i nieufność utrudniały podjęcie jakiejkolwiek współpracy — ale sądził, że warto chociażby spróbować zaproponować rozejm. Nie mógł liczyć na wsparcie pozostałych braci, ale zaangażował ich do poszukiwań Carvena, nie zdradził jednak, do czego go potrzebował. Był to mały podstęp jednak z równie miernym postępem, gdyż najmłodszy Verhmar zapadł się jak kamień w wodę i żaden z nich nie mógł go znaleźć.

— Czy ty w ogóle mnie słuchasz?

Podniesiony głos Veirona wyrwał Merrana z rozmyślań. Nieprzytomnie spojrzał na brata. Nie miał pojęcia, o czym ten mówił, ale nie zamierzał się do tego przyznawać, a tym bardziej słuchać jego bezsensownej gadaniny.

— Oczywiście, z takim samym zainteresowaniem jak zawsze. — Obdarzył Veirona sympatycznym uśmiechem, jakim raczył swoich klientów, którym odmawiał udzielenia pożyczki. — Czyżbyś we mnie wątpił?

— To co przed chwilą powiedziałem?

— Czy ty w ogóle mnie słuchasz, dokładnie to powiedziałeś. — Bracia zgodnie parsknęli, najgłośniej śmiał się Veiron, choć nadział się na własną broń. — Co robi Lyra?

Traitor's OathKde žijí příběhy. Začni objevovat