Scena prysznicowa

852 77 20
                                    



Do uszu Kabuto doleciał kolejny okrzyk agonii jego mistrza.

Pomimo tego, że jego gabinet był oddalony od łaźń o kilkadziesiąt metrów, słyszał dokładnie każdy jęk bólu, jaki wydawał z siebie Orochimaru. Nawet kiedy próbował skupić się na swojej pracy, to jego wysiłki na nic się nie zdawały, po prostu nie mógł się skoncentrować.

Przeklęty Sarutobi... po tym co zrobił jego mentorowi, na każde jego wspomnienie, ogarniała go dzika furia i chęć unicestwienia tego starucha. Jak dobrze, że Orochimaru już się tym zajął.

Ale za jaką cenę?

Od rana do nocy Kabuto głowił się nad tym, jak zniwelować działanie tego piekielnego jutsu ale nie wiadomo czemu, odpowiedź zawsze mu umykała, chociaż miał ją niemalże w zasięgu ręki. Nic nie pomagało na ten ból. Żadne techniki, maści, okłady, zioła, leki, wszystko czego próbował okazywało się albo nieskuteczne albo niewystarczające. Zawodził swojego mistrza. A to sprawiało mu jeszcze większe cierpienie niż odczuwał Orochimaru.

Gdyby tylko...

Kolejny krzyk przeciął powietrze i niesiony przez echo odbijał się od ścian jaskini.

Chłopak odsunął krzesło i zaniepokojony, zrobił krok w kierunku drzwi.

- Mistrzu! Czy wszystko w porządku?!

- A może łaskawie powiesz mi jak ma być w porządku, skoro moje własne ciało doprowadza mnie do obłędu?!

Jeżeli mistrz był w stanie odpowiadać tak złowieszczym tonem, to jeszcze nie było z nim aż tak źle.

Uśmiechając się pod nosem, Kabuto zawrócił, z zamiarem ponownego zabrania się do poszukiwań, kiedy pomieszczenie przeszył rozpaczliwy jęk.

- KABUTO! KABUTO CHODŹ TUTAJ!

Podwładny natychmiast zerwał się i szybko łapiąc za podręczny zestaw uzdrowiciela, zaczął biec w kierunku łaźń.

Natychmiast zorientował się, w której kabinie znajduje się jego pacjent, patrząc na ilość pary  wydobywającej się z jej wnętrza. Zdjął okulary już na wejściu. Przy takiej widoczności i tak będą bezużyteczne.

Orochimaru stał pod prysznicem, a strumienie gorącej wody spływały po jego ciele. W miejscach gdzie dotykała ona ramion, zamieniała się w brudną posokę, bardzo wyraźnie odcinającą się na tle czystych strug. Twarz mentora wykrzywiona była w wyrazie niewypowiadanego bólu, a oczy, do połowy przysłonięte przez mokre włosy, patrzyły bez zwyczajnej pewności siebie i zjadliwości. To było spojrzenie błagającego o ulgę.

A Kabuto tak bardzo chciał mu ją dać.

Ale najpierw musiał szybko złapać mężczyznę, który zaczynał już osuwać się na podłogę, najwyraźniej opadając z sił.

Chłopak ostrożnie posadził Orochimaru na posadzce, jednocześnie przemakając do suchej nitki w ciągu kilku sekund. Jakby tego nie zauważając, w pośpiechu złapał torbę i zaczął szukać środka do dezynfekcji. Jego poszukiwania przerwał sam ratowany, delikatnie przykładając poranioną dłoń do ramienia uzdrowiciela.

- Kabuto... to bez sensu. Nie marnuj lekarstw... Nic nie jest w stanie mi pomóc.

- Orochimaru-sama... Proszę pozwól mi...

- Powiedziałem NIE! Jedyne co może mi teraz przywrócić zdrowie to nowe ciało. Ta klątwa jest zbyt silna na twoje medyczne sztuczki.

Powoli pojawiający się rumieniec gniewu na twarzy ucznia zdradzał, co myśli na temat tego wspaniałego planu.

- Skoro nie pozwalasz mi się wyleczyć, to może chociaż raz posłuchasz tego co do ciebie mówię i weźmiesz moje ciało, a nie jakiegoś niedoszkolonego smarkacza. Czy naprawdę myślisz, że pozwolę, żebyś w tym stanie nie dostał żadnej pomocy? Za kogo ty mnie masz? Może i jesteś o wiele lepszym ninją ode mnie ale jeśli myślisz, że jesteś niezniszczalny to....

-Kabuto...

- Nie mogę patrzeć na to, jak polegasz tylko na dzieciach, które nawet nie potrafią wcelować shurikenem w drzewo z kilku metrów. Jaką masz gwarancję, że nic ci się nie stanie? Czy ty wiesz...

Dalszą tyradę przerwało mu spojrzenie Orochimaru, które odzyskało na tyle z dawnej kondycji, aby wzbudzić chociaż ułamek dawnego strachu.

- Teraz to ty słuchaj, ty nadęty lekarzyku. Jak już wspomniałeś jestem od ciebie starszy i silniejszy co nakazuje ci okazywać mi chociaż odrobinę podstawowego szacunku. Czy naprawdę myślisz, że nie mam pojęcia o tym co robię? Tak ci się śpieszy do śmierci, że chcesz natychmiast oddać mi swoje ciało? Mówisz tak, jakbyś nie wiedział jak bardzo jesteś mi potrzebny. Czyżby znudziło ci się moje towarzystwo?

Kabuto popatrzył na mężczyznę z niedowierzaniem, odgarniając mokre włosy wymykające się z kucyka.

- Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie opuścił. Po prostu nie mogę patrzeć na to, jak umierasz z bólu, w dodatku jak na ironię, tuż pod nosem swojego uzdrowiciela.

Gorzki śmiech Orochimaru wypełnił na chwilę pomieszczenie, co nawet jego podopieczny musiał skwitować lekkim uniesieniem kącików ust.

- Tak, Kabuto, istotnie to zabawne.

Nagły wybuch wesołości, znikąd przekształcił się w dziwną zadumę, zupełnie niepodobną do Orochimaru. Zupełnie niepodobne do niego było także to, że w skupieniu przeczesywał teraz włosy swojego podopiecznego, tak różne od swoich własnych – białe jak śnieg, w kontraście do kruczoczarnych, długich swojego mistrza.

- Właściwie to... Czasami zastanawiam się... Co sprawia, że pomimo swojej zawodności... pomimo tego, że czasem jesteś kompletnie bezużyteczny... Ja nadal... Potrzebuję cię przy sobie.

Mówiąc to, mężczyzna nie przestawał pozwalać swoim dłoniom na bezwiedną wędrówkę po twarzy chłopaka.

Kabuto z niedowierzaniem patrząc na poczynania swojego mistrza, odgarnął włosy z twarzy. Nagle poczuł się dziwnie świadomy tego, że jego mistrz jest całkowicie nagi, a jego własne ubranie jest mokre i przylepione do ciała, uwydatniając każdy jego szczegół. Jakaś nieznana siła przyciągała go coraz bliżej postaci siedzącej na kafelkach. Mimowolnie wyciągnął rękę i przejechał palcami po policzku Orochimaru, powodując u mężczyzny dreszcz, który jeszcze bardziej pobudził obydwu.

Kabuto delikatnie wziął poranione dłonie mistrza w swoje i uniósł je do ust, delikatnie całując ich wnętrza.

- Orochimaru-sama... Uważaj. Nadal jesteś ranny...

Tym razem znowu nie udało mu się dokończyć zdania ale to nie strach przed gniewem swojego pana powstrzymał jego wywód.

Orochimaru nachylił się, a ich usta złączyły się, nie pozwalając uzdrowicielowi na dalsze wymówki.

Odsuwając się, mężczyzna zaśmiał się pod nosem.

- Ach tak... Już wiem dlaczego.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

No dobrze, więc to był pierwszy z serii moich Narutowych oneshotów, mam nadzieję, że się spodobał.

Jest krótki ale za to treściwy, obiecuję w następnych zawierać trochę więcej tekstu.

Zainspirowała mnie pewna scena w Naruto, która aż prosiła się o takie rozwinięcie.

Więcej już wkrótce ^^

Scena prysznicowa (OroKabu)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن