Nie była długa, nie potrzebowałem wiele, póki miałem kawę i papierosy. Poza tym, że bolała mnie szczęka i nie bardzo mogłem cokolwiek jeść, przynajmniej miałem wreszcie swój upragniony spokój. Dzięki temu mogłem ruszyć z pracą. Chciałem skończyć tekst przed świętami, żeby opublikowali go w noworocznym numerze. Ambitny plan, nieco niewykonalny, ale gdyby tak pobili mnie jeszcze raz, może bym się wyrobił.


Jedyne, co przeszkadzało mi w zwolnieniu, to niewypełnianie obowiązków. Na poprzedniej uczelni w takich sytuacjach organizowało się zastępstwa, a potem jakoś się to odrabiało. Tu jednak zwyczajnie dawałem znać, że mnie nie będzie i na tym się kończyło. Michał wiedział jednak, jak ważne było dla mnie nauczanie, szczególnie młodych japonistów, dlatego zaoferował, że zastąpi mnie w poniedziałek, skoro i tak już siedział mi na głowie. Przygotowałem go, pokazałem, co i jak i poszedł. Nie był może wybitny, ale uczyliśmy się razem i licencjat zrobił, a to wystarczało, by poprowadzić wykład i blok trzech lektoratów.


Kiedy wrócił, uznał, że nigdy więcej tego nie zrobi i tą przysługą odrobił wszystkie, które ja zrobiłem dla niego. Nie uważałem, by było to sprawiedliwe. Za te pieniądze i tę twarz... Nieważne. Podziękowałem mu i kazałem nie pokazywać się bez zakupów.


Byłem ciekaw, czy Katarzyna go poznała. Wątpiłem w to, nie wyglądała na zbytnio zainteresowaną ludźmi. Właściwie mogłem być pewien, że miała ich w dupie. Kiedy w trzecim tygodniu zajęć do sali weszła spóźniona dziewczyna, call girl zapytała ją, kim jest i czego szuka, bo musiała się pomylić. Zszokował mnie to, ale nie byłem w tym odosobniony. Najzabawniejsze było to, że Basia – spóźniona dziewczyna – nie widziała w tym niczego złego. Też nie należała do normalnych, jak cała ta grupa tych młodych odszczepieńców. Pasowałbym tam, gdybym w ich oczach również uchodził za młodego.


Uznałem, że powinienem przestać nazywać call girl Katarzyną, chociażby w myślach. To brzmiało tak poważnie i wyniośle, a ona była takim lekkoduchem. Jednak mówienie do niej „Kasiu" sprawiało, że moja alarmowa lampka zaczynała szaleć, a z kolei „Kaśka" było nazbyt poufałe i takie szczeniackie. Ostatecznie stwierdziłem, że najlepiej będzie o niej nie myśleć.


Udawało mi się całe cztery dni, do czwartkowego wieczoru, kiedy wibracje telefonu przerwały mi tok myślowy, zanim zdążyłem skończyć jedno z najlepszych zdań w swoim życiu. Już nigdy go nie dokończyłem, nie w taki sposób, by urywało dupy elokwencją, jak wtedy, gdy je wymyśliłem.


Sięgnąłem po smartfon z zamiarem nabluzgania na Michała, ale na wyświetlaczu pojawiła się call girl. Niechętnie otworzyłem wiadomość, nie chcąc powtarzać błędu przeszłości, kasując przed przeczytaniem. Pytała, jak się czuję. Tak zwyczajnie, jakby nigdy nic. Spodziewałem się wyrzutu, wytykania jakichś przysług albo zwyczajnego obwiniania, czego właściwie nie miałbym jej za złe, bo wiedziałem, że to, co robiłem, było idiotyczne. Ale ona po prostu pytała, jak się czuję. Tak mnie tym urzekła, że odpisałem, zanim przemyślałem konsekwencje.


„Bywało lepiej. A ty?"


Strzeliłem sobie w łeb, gdy dotarło do mnie, co zrobiłem. Powinienem poprzestać na dwóch pierwszych słowach, albo dodać, żeby usunęła mój numer, albo po prostu ją zignorować. Teraz tylko zainicjowałem rozmowę, a ona oczywiście odpisała.

Dziwak z dyplomemWhere stories live. Discover now