138 16 38
                                    

★ • ° . SKARRA . ° • ★


Im dłużej z nim mieszkam, tym częściej nasuwa mi się wniosek, że Shakes jest trochę jak kot — wygląda cholernie uroczo kiedy śpi, ale jak postanowi akurat wepchać ci się do łóżka, to zajmuje trzy czwarte przestrzeni i jedynym, co zostawia ci do dyspozycji jest malutki kawałek kołdry, a ty pomimo braku wygody nie masz serca go zrzucić. Z tą różnicą, że koty zazwyczaj mruczą, a nie chrapią jak rozgruchotany rzęch z urwanym tłumikiem. Nie żebym miał prawo narzekać, bo sam zaproponowałem, żebyśmy spali razem, więc teraz w ramach pokuty za swoje błędy po prostu cierpię w ciszy.

Nie no, żartuję, nie jest tak źle. Poza tym, mam problemy ze snem bez względu na to, czy Shakes akurat chrapie mi nad uchem i rozwala się na mojej połowie łóżka, czy nie, więc nie robi mi to zbyt wielkiej różnicy. Właściwie, to, że nie otacza mnie kompletna cisza nieco dodaje mi otuchy podczas nieprzespanych nocy. Co nie zmienia faktu, że gdyby ściszył wydawane przez siebie odgłosy o kilka decybeli to byłbym mu niezmiernie wdzięczny.

Słyszę szelest pościeli tuż przy swoim uchu i ułamek sekundy później wykrztuszam z siebie zaskoczony jęk, bo moja szyja zostaje kolejny raz tej nocy przygnieciona przez rękę mojego chłopaka. Mojego chłopaka. To określenie w odniesieniu do niego brzmi tak nierealnie, że wciąż nie jest mi w stanie przejść przez gardło. A jednak, to prawda — za niedługo mija rok, odkąd Shakes oficjalnie został moim chłopakiem. Albo raczej nieoficjalnie, bo formalnie wciąż drzemy koty. Dla niepoznaki. Uprzedzając pytania — gdyby Vince się o nas dowiedział, reszta drużyny prawdopodobnie musiałaby zeskrobywać moje resztki z podłogi. Nie wspominając o tym, że w mediach rozpętałoby się piekło.

Zrzucam z siebie jego rękę, ale chyba przez przypadek robię to zbyt gwałtownie, bo chrapanie momentalnie ustaje, a Shakes mamrocze coś z wyraźnym niezadowoleniem i uchyla jedną powiekę.

— Co? — pyta pretensjonalnie. Wzruszam ramionami, starając się nie zaśmiać.

— Nic poza tym, że znów prawie mnie udusiłeś. Zaczynam myśleć, że podświadomie próbujesz mnie zabić.

Shakes ziewa, zupełnie nic sobie nie robiąc z moich wyrzutów.

— Sorry. — Przeciera twarz wierzchem dłoni i wlepia we mnie spojrzenie wciąż zaspanych, aczkolwiek już w pełni otwartych oczu. — Która godzina?

Sięgam po leżący pod poduszką telefon.

— Pięć po czwartej, czemu?

Marszczy brwi, wskutek czego na jego czole pojawia się drobna, pionowa zmarszczka.

— Czemu nie śpisz?

— Chrapiesz tak głośno, że szyby drżą w oknach — parskam, wyciągając się na łóżku. Nasze nogi się splatają.

— Możesz iść na kanapę, jak coś ci się nie podoba — burczy.

— Och, jasne — fukam sarkastycznie — nie dość, że to ja tu jestem poszkodowany, to jeszcze wyrzucasz mnie z mojego własnego łóżka. Jesteś najgorszy. — Odwracam się do niego plecami, udając obrażonego.

— Nie wyrzucam cię. Daję ci wolny wybór. — Jestem pewien, że w tym momencie ostentacyjnie przewrócił oczami.

— No tak, co za łaskawość z twojej strony — chichoczę. — Żałuję, że nie miałem takiego wyboru co do tego, w kim się zakochuję.

Gdy tylko to zdanie opuszcza moje usta, obrywam w głowę pluszowym rekinem, którego Shakes dostał ode mnie na urodziny.

— Ej! — Po trwającym ułamek sekundy szoku odwracam się z powrotem w jego stronę, chcąc sprzedać mu łokcia w brzuch w ramach zemsty.

— I tak nie zamieniłbyś mnie na nikogo innego. I nie poszedłbyś na kanapę, nawet, gdybym co noc wykopywał cię z łóżka przez sen. — Unosi brew i uśmiecha się słodko, a kiedy to robi, na jego policzkach zarysowują się te zajebiście urocze dołeczki, nad którymi mógłbym się rozczulać do porzygania. Okej, dobra, przesadził. Cios poniżej pasa — za dobrze zna moje słabe strony. Tym razem to ja wywracam oczami.

— To nie fair. Jesteś okropny.

Uśmiecha się szerzej.

— Nie fair? I kto to mówi? — Nachyla się bliżej, a ja korzystając z okazji wyciągam sobie poduszkę spod głowy i uderzam go nią w twarz. Shakes otrząsa się i posyła mi oburzone spojrzenie, a ja się śmieję.

— Jeden-jeden. — Patrzę na niego znacząco, na co on cicho parska przez nos.

— Zobaczymy, czy po derbach też będzie ci tak wesoło. — Przygryza wargę.

— Jasne, jasne. Chciałbyś. — Szturcham go, a on zabiera mi resztę kołdry. Okno jest uchylone, więc chłód nocnego powietrza momentalnie wywołuje u mnie gęsią skórkę.

— Przypominam, że przegrany myje gary do końca miesiąca.

— Będę specjalnie brudził dwa razy więcej, żebyś żałował, że nie postarałeś się lepiej. — Udaje mi się wyciągnąć mu kawałek kołdry, ale wciąż uparcie się jej trzyma, więc nie chcąc marznąć jestem zmuszony przysunąć się bliżej. Teraz już nie tylko nasze nogi są splecione, ale również czuję ciepło jego ciała przy swoim.

— Tak, tak. — Jego ręka ląduje na mojej talii, przez co prawie podskakuję z zaskoczenia. — Żebyś się tylko nie poryczał, kiedy wkopię wam pięć goli przed końcem pierwszej połowy.

— To ty będziesz ryczeć — mamroczę, nieco rozczarowany sobą, że nie mam żadnej ciętej riposty na tak beznadziejny tekst, po czym przysuwam się jeszcze kawałeczek bliżej. Przez chwilę patrzymy na siebie w ciszy. Mój wzrok przemyka po jego twarzy, skupiając się najpierw na kilku pojedynczych piegach na jego nosie, potem na drobnej bliźnie na podbródku, która została mu po tym, jak przyłożyłem mu patykiem kiedy mieliśmy po siedem lat, a na końcu na jego ustach. W końcu Shakes przymyka oczy. Kładę dłoń na jego policzku, a on chichocze.

— Śpij. Do rana jeszcze jakieś dwie godziny — mruczy pod nosem.

Jego słowa jak na zawołanie wywołują u mnie ziewnięcie. Shakes przyciąga mnie jeszcze bliżej, tym razem już do pełnoprawnego uścisku. Wtykam nos w jego szyję i zaciągam się jego zapachem. Pachnie jak świeże pranie i szampon cztery w jednym. Cóż. Wprawdzie nie jestem w stanie go przekonać, że wspomniany szampon pomimo nazwy cztery w jednym nie jest najlepszą opcją zarówno dla jego skóry, jak i włosów, ale przynajmniej nie myje się już mydłem do rąk. To zawsze jakiś krok w dobrym kierunku.

— Dobranoc — mówię sennym tonem, również zamykając oczy. W kontekście tego, że na zewnątrz zaczyna robić się widno, to słowo brzmi dość zabawnie. Shakes całuje mnie w czoło, a ja nieznacznie uśmiecham się w odpowiedzi na ten gest.

— Dobranoc.





1006 słów

trafiam ostatnio na tyle icky smutow z sharra, ze az poczulxm potrzebe napisania jakiegos fluffu z nimi w ramach terapii [*]

hope you enjoyed <3


𝙨𝙬𝙚𝙖𝙩𝙚𝙧 𝙬𝙚𝙖𝙩𝙝𝙚𝙧 ★ sharra oneshotWhere stories live. Discover now