X. Uścisk wart miliony.

Începe de la început
                                    

– Jeden – warknął Bryce, sięgając do kieszeni pod płaszczem. Zbliżył się do wciąż ironicznie roześmianego szatyna, nie wywołując w nim żadnej reakcji.

W momencie, w którym pistolet znalazł się pod jego linią żuchwy, Garett wyprostował się, głośno nabierając przy tym powietrza. Jego oczy wciąż nie wyrażały żadnych emocji, postura natomiast zdradzała niewielki, choć przebijający na wierzch strach.

Bryce nieznacznie górował nad nim wzrostem, co jedynie spotęgowało efekt. Wilson finalnie wycofał się, robiąc przy tym małe, względnie bezpieczne kroczki. Prześmiewczo rozłożył ręce, a znalazłszy się w bezpiecznej odległości od lufy, znów przekrzywił głowę tak, jak na samym początku rozmowy.

– Będziemy musieli to spotkanie przełożyć na inny dzień, Nessa – parsknął, sięgając do kieszeni po paczkę papierosów – Do zobaczenia.

– Zważałbym na słowa – skwitował Addams, chowając pistolet pod płaszcz – Jeszcze raz cię tu zobaczę, a go użyję. Zapamiętaj sobie.

Stał niewzruszony, uważnie obserwując, jak Garett się od nas oddala. Gdy finalnie zagrożenie zniknęło z naszego pola widzenia, okrążył on samochód i otworzył mi drzwi, a następnie je za mną zamknął.

– Przepraszam – westchnęłam pod nosem, gdy odpalił silnik – Nie powinnam była do ciebie dzwonić. To się więcej nie powtórzy.

Automatycznie przybrałam pozę zbitego psa, ponieważ obawiałam się, że każda nieodpowiednia odzywka mogłaby się dziś dla mnie tragicznie skończyć. Miał przy sobie pistolet, był skrajnie zdenerwowany...

Nie znałam go, nie wiedziałam jak zareaguje.

– Wiesz, co mogłoby się stać, gdybyś nie zadzwoniła? – sapnął, gdy wyjechaliśmy na główną ulicę – Kurwa, co mogłoby się stać gdybym przyjechał pięć minut później...

– Mogłam nie wychodzić z domu i tyle – parsknęłam, ocierając pojedynczą łzę z policzka – Gdybym potrafiła nad sobą panować, to najpewniej bym już spała i na krok nie ruszyła się z mieszkania. Głupota nie boli, ale jej skutki już tak.

– Porozmawiamy o tym później, dobrze? – odparł, uśmiechając się blado – Zanim jednak do tego przejdziemy, mam dla ciebie na początek dwie opcje...

– Wyrzucenie z pracy czy z auta?

– Pierwsza opcja to wysłuchiwanie wykładu o cyklu Krebsa, który Oliver ciągnie już od kilku godzin. Druga skazywałaby cię tylko i wyłącznie na moją obecność. Na moje zdanie nie zważaj, bo większej różnicy mi to nie zrobi.

– Wyciągnęłam cię od znajomych? – spytałam, czując poczucie winy budujące się w moim mózgu.

Miałam wcześniej trafne przeczucia – wiedziałam, że będę tego żałować. Nie myślałam jednak, że nastąpi to aż tak szybko.

– Faktycznie jest się czym przejmować. Przecież cykle metaboliczne są dla artysty szalenie ważne i powinienem o nich po raz setny posłuchać – zaśmiał się krótko, dociskając pedał gazu. – Jeśli tylko będę chciał, Oliver chętnie ten wywód powtórzy, a Trevor nie umrze z tęsknoty, jeśli będzie musiał go poznosić w pojedynkę przez kilka dodatkowych godzin. Jeżeli coś doprowadziło cię do stanu, w którym zdecydowałaś się zadzwonić akurat do mnie, nie mogłem odmówić.

– Nie miałam innego wyjścia – parsknęłam, nerwowo bawiąc się palcami – Wszystkie pozostałe osoby, które znam w mieście, zostały w mieszkaniu, z którego uciekłam. Przepraszam, naprawdę.

Dawka ŚmiertelnaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum