rozdział czwarty

Start from the beginning
                                    

Koło jedenastej przysiadło się do nich dwóch mężczyzn. Sądząc po garniturach pracowali na Square Mile. Wysoki brunet, który zabawiał Hermionę rozmową okazał się być naprawdę czarujący. Z tego co zapamiętał jej pijany umysł pracował jako bankier i miał niewybredne poczucie humoru. A na dodatek był naprawdę przystojny czym w końcu odciągnął myśli brunetki od pewnego irytującego ślizgona. Nie potrafiła zapamiętać jak ma na imię, ale kolejne wypijane drinki podpowiadały jej, że to nic istotnego.
Kiedy koło pierwszej w nocy Rachel stwierdziła, że czas się zbierać przez głowę Hermiony przeszła myśl aby zostać w pubie z nieznajomym. Na szczęście była na tyle pijana, że prawniczka bez problemu wyprowadziła ją na ulicę i wepchnęła do taksówki.
Już miały odjeżdżać, kiedy przed pub wybiegł mężczyzna z którym rozmawiała. Uśmiechnięty podszedł do taksówki i podał Hermionie mały kartonik przez okno z jednym słowem - zadzwoń.

***

Hermiona nie miała pojęcia co wyrwało ją ze snu. Jedyne czego była świadoma to wręcz niemożliwy do opisania ból głowy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dzwoni jej budzik. Zmełła w ustach przekleństwo, wyłączyła telefon po czym praktycznie po omacku sięgnęła po karafkę z wodą i nawet nie zaprzątając sobie głowy przelewaniem jej do szklanki pociągnęła kilka dużych łyków. Mimo tego w ustach nadal czuła Saharę, a głowa pulsowała tępym bólem.
Powoli, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, podniosła się do pozycji siedzącej. Z konsternacją zdała sobie sprawę, że cały czas ma na sobie sukienkę, w której chodziła poprzedniego dnia oraz pozostałości makijażu.
Walcząc z mdłościami podreptała do kuchni, gdzie w apteczce znalazła paracetamol i elektrolity. Wypiła oba leki jednocześnie marząc o eliksirze wigoru i udała się do łazienki. Ze zdziwieniem zobaczyła swoją torebkę leżącą w przedpokoju na podłodze. Po korytarzu walały się również rzeczy z jej wnętrza. Chusteczki, kosmetyczka, dodatkowa ładowarka do telefonu, portfel, szminka potoczyła się nawet dalej i leżała pod ozdobnym stolikiem, obok którego porzucone były jej buty.
Patrząc na ten bałagan starała się sobie przypomnieć jak wróciła do domu, ale po krótkiej chwili stwierdziła, że nie jest w stanie. Poszła do łazienki, letni prysznic chociaż odrobinę otrzeźwił jej ciało. Gorzej było z umysłem.
Pół godziny później nadal nie miała pojęcia co wydarzyło się po poprzedniej nocy. Musiała nieźle zabalować z Rachel. W przebłyskach widziała duże ilości martini i jakiegoś bruneta. Postanowiła się tym nie przejmować. Popiła kolejny paracetamol podwójny espresso i wypiła jakiś litr wody, zadzwoniła do Alison, że będzie w butki później, po czym zajęła się doprowadzaniem swojego wyglądu do porządku.
Kiedy o dziesiątej wychodziła z domu nikt postronny nie zgadłby, że ma kaca i nieprzespaną noc za sobą. Cienie pod oczami zatuszowała dużą ilością korektora rozjaśniającego, włosy zaplotła w luźny kok na czubku głowy. Szary, krótki sweterek, czarne cygaretki z wysokim stanem sprawiały, że wyglądała jak zwykle elegancko i jedyne co mogło ją zdradzić to beżowe balerinki, na które zamieniła swoje codzienne obcasy, gdyż ból w lewym kolanie, który nie wiadomo skąd się wziął, uniemożliwiał jej chodzenie w szpilkach.
Złapała taksówkę pod swoim mieszkaniem nie mając siły na spacery i pojechała na Daisy Street. W kamienicy obok élaborer znajdowała się kawiarnia, w której Hermiona nie raz jadła śniadania lub lunche.
Jako, że pogoda była wyjątkowo przyjemna postanowiła usiąść przy jednym ze stolików ustawionych na zewnątrz. Na Daisy Street ruch samochodowy był niewielki i rosło przy niej całkiem sporo starych drzew, więc można było się chociaż na chwilę zrelaksować.
Zamówiła dużą czarną kawę oraz jajka po benedyktyńsku. Spokojnie raczyła się śniadaniem przeglądając poranną gazetę i zerkając na swoją kamienicę, pod którą stał zaparkowany samochód transportowy, do którego co jakiś czas wchodzili ubrani w robocze stroje mężczyźni. Najwyraźniej Malfoy mówił poważnie o remoncie czwartego piętra.
Westchnęła pochylając się nad śniadaniem. Zastanawiała się jak często będzie teraz wpadała na Malfoya oraz czy kiedyś uda się jej przyzwyczaić do jego zimnego spojrzenia.
Chyba naprawdę ze mną źle, skoro przy śniadaniu nie mam nic lepszego do roboty tylko myślenie o Malfoyu - pomyślała uśmiechając się pod nosem. Uśmiech jednak zszedł jej z twarzy, kiedy zobaczyła podjeżdżającego pod numer 17 bentleya. Nie wiedzieć czemu założyła, że Malfoy nie pojawi się w kamienicy aż do zakończenia remontu.
Obserwowała jak mężczyzna wysiada z samochodu sprawiając, że odwraca się za nim wiele ciekawskich spojrzeń. No tak, ten samochód, garnitur, postawa. Na pewno wzbudzał zainteresowanie, zwłaszcza wśród płci przeciwnej.
Malfoy zaczął rozmawiać z jednym z robotników. Może i Hermiona miała jakieś zaburzenia wywołane kacem, ale mogłaby przysiąc, że dziedzic Malfoyów uśmiechał się do tego mugola, a nawet poklepał go po ramieniu.
Nagle jego spojrzenie spoczęło na Hermionie. Jego twarz wykrzywił grymas, który mógł oznaczać tylko jedno - wściekłość. Powiedział coś do swojego rozmówcy po czym ruszył w jej kierunku.
- Co Ty odwalasz, Malfoy? - syknęła, kiedy mężczyzna odsunął krzesło i dosiadł się do niej. Nie zamierzała okazywać już strachu, na który pozwoliła sobie poprzedniego dnia. Była twarda. Nie na darmo przeszła piekło.
- Ja? - uniósł brew i sięgnął do kieszeni marynarki, w której oczywiście zdążył odpiąć guzik zanim usiadł. Wyciągnął najnowszy model Iphona i chwilę coś klikał po czym położył urządzenie przed nią - To chyba ja powinienem zadać to pytanie, Granger.
Hermiona zmarszczyła czoło, ale podniosła telefon na wysokość oczu. Po kilku linijkach tekstu poczuła jak zasycha jej w ustach.
Patrzyła na sms'y wysłane z jej numeru. Bynajmniej nie dotyczyły one wynajmu kamienicy. 

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Where stories live. Discover now