[8] Pomocna dłoń

64 5 26
                                    

– Ty... jesteś na sto procent pewna, że chcesz tam iść? – spytałam z niedowierzaniem, wskazując na budynek. Zoja kiwnęła głową.

– Mam pewną sprawę do załatwienia. Możesz wrócić.

– Przecież nie zostawię cię samą... – mruknęłam. Zoja parsknęła śmiechem i solidnie uderzyła mnie w bark. Prawie pisnęłam.

– Co jak co, ale żaden porządny obywatel tej dziury nie położy na mnie łapska. Jak myślisz, dlaczego tak długo zachowałam taką długość włosów? Normalnie dziewczętom obcina się włosy w ciągu paru tygodni, jeśli są słabszym ogniwem.

„Dzięki" – pomyślałam ponuro, ciągnąc moje sterczące, krótkie kosmyki. Nawet jeśli taka długość mi pasowała, to i tak wolałam stracić włosy w innych okolicznościach. Chociażby sama je sprzedając.

Szczerze, nie chciałam ponownie iść do tego budynku. Zwłaszcza, jak już z zewnątrz słyszałam donośny dźwięk gmachu, zamieszania i pijackich przekrzykiwań. Z tego, co opowiedział mi Feliks, było to zwykłe skupienie w jednym miejscu „najgorszego sortu", gdzie dominował hazard, alkohol i często handel. Strażnicy podobno nie uważali to miejsce za niebezpieczne – stali jedynie w pobliżu – gdyż zbierało się tam same szemrane towarzystwo, chcące jedynie zarobić innym sposobem niż pracą. Zresztą, kto by chciał cokolwiek knuć pod nosem centrum, gdzie kłębiło się mnóstwo Strażników? Jeden nieostrożny ruch i strzelali do ciebie z Czerwonego.

Z drugiej strony, nawet jeśli ufałam w umiejętności „bojowe" Zoi, nie chciałam puścić ją samą. Cokolwiek miała do załatwienia. Nie po to, aby w razie czego jej pomóc – bo jako słaba i krucha osoba nie nadawałam się do tego – ale po to, aby upewnić się, że jest bezpieczna. Tylko dla spokoju ducha.

– W takim razie idziemy. Postawię ci coś dobrego, jak tylko skończę. – Złapawszy mnie za nadgarstek, mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a następnie zaczęła iść w stronę budynku. Przełknęłam nerwowo ślinę i starałam się zrobić jak najpogodniejszą twarz.

Po otworzeniu drzwi, ukazał nam się widok, którego z grubsza się spodziewałam – przy stołach pełno ludzi, czy to pijących, czy rozgrywających partię w grach, które były mi zupełnie obce. Jeden przekrzykiwał drugiego. Gdy znalazłam się tu w pojedynkę, pomieszczenie wydawało się ogromne. Teraz, przez tłum i ścisk, miałam wrażenie, że jeśli wejdzie ktoś jeszcze, to już totalnie zabraknie miejsca. Dodatkowo, ku mojemu niezadowoleniu, w powietrzu unosił się jakiś dziwny zapach, wymieszany z zapachem dymu i alkoholu. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że to nie żaden środek uspokajający ani tym bardziej narkotyk.

– Chodź – zawołała Zoja i pociągnęła mnie do przodu. Zaczęłyśmy iść w stronę – z tego co udało mi się zapamiętać – baru, znajdującego się po drugiej stronie. Przeciskając się przez ludzi, rzucałam co chwilę „przepraszam!", myśląc, że kogoś przez pomyłkę potrąciłam, czy nawet nadepnęłam mu na stopę. Wolałabym się nikomu nie naprzykrzać.

Serce prawie mi stanęło, gdy za jednym ze stolików, ujrzałam paru – niestety dobrze mi znajomych – mężczyzn, którzy oparci o ściany, ponuro obserwowali otoczenie. Jeden pozbawiony oka. Drugi ślepy na dwa. Trzeci z długim rękawem i bez wystającej z niego ręki. Resztę przysłoniła mi grupa pijących ludzi. Szybko rozpoznałam w nich swoich oprawców i poczułam, jak nogi zaczynają się pode mną uginać. Gdyby nie to, że czułam na sobie dotyk czarnowłosej, padłabym jak długa na ziemię.

Czemu myślałam, że już ich nie spotkam? Przecież byłam pewna, że Kruk tylko blefuje. Z tym, że posłał ich do Karalni. A on ich naprawdę skrzywdził, tylko dlatego, że tamtego dnia postanowili mnie zaatakować. Nie żebym uważała ich czyny za dobre, w końcu obcięli mi włosy i prawdopodobnie chcieli skrzywdzić mnie dla zaspokojenia własnych potrzeb. Tylko dlaczego Przemysław to zrobił?

Ai ajuns la finalul capitolelor publicate.

⏰ Ultima actualizare: Jun 12, 2023 ⏰

Adaugă această povestire la Biblioteca ta pentru a primi notificări despre capitolele noi!

361 latUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum