Uciec od szczęścia

40 6 1
                                    

Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Musiałabym zwracać uwagę na to, co działo się wokół mnie, żeby spostrzec problem, tak więc okres dziecięcy pozostawiam w szufladzie z dobrymi wspomnieniami. Jako nastolatka obwiniałam również hormony. W zasadzie do niedawna byłam pewna, że wmawiam sobie wszystko. I nadal jestem w szoku.

Stoję przed lustrem w obskurnym pokoju motelowym na środku pustkowia. Delikatnie przykładam palce do chłodnej tafli, jakbym musiała mieć pewność, iż to moje prawdziwe odbicie. Drugą ocieram oczy z nadmiaru łez, choć następne napływają zbyt szybko, by nadążyć. Otacza mnie głucha cisza, przerywana jedynie urywanymi wdechami.

Uspokój się, powtarzam w myślach raz po raz. Udaje mi się to, gdy spuszczam głowę. Potem, gdy znów spotykam samą siebie w lustrze, napływa kolejna fala płaczu.

Jestem piękna. Przeraźliwie idealna jak greckie akty. Od proporcji ciała oraz twarzy, przez gęste włosy, po fioletowy odcień oczu — mój wymarzony. Na dodatek czuję się jak nowonarodzona. Gdybym teraz postanowiła sprawdzić, czy jestem zdrowa, otrzymałabym podręcznikowe wyniki, perfekcyjne. Nie byłam jedynie pewna jednej rzeczy — czy moje przekleństwo wyleczy także rany.

Zerkam na kuchenny nóż, który położyłam na umywalce. Ten widok właściwie nieco mnie uspokaja, mimo targających mną mimowolnych dreszczy. Nagle dostaję czkawki. Zatrzymuję powietrze w płucach, by się jej pozbyć, ale również z powodu pewności, jaką w sobie odkrywam. Chcę zaryzykować. Sprawdzić, jakie skutki przyniesie mój mały test.

Sięgam po nóż. Ręka mi drży. W myślach po raz kolejny analizuję wszystkie możliwe scenariusze, biorąc pod uwagę kilka czynników: czy wokół znajdują się ludzie (oczywiście starałam się wybrać odludne miejsce, lecz z moim szczęściem pewnie ktoś mnie znajdzie), czy stan emocjonalny spotęguje efekty, czy jeśli zrobię to dobrowolnie, rana w ogóle się zagoi. Mam nadzieję, iż nie ryzykuję niczyim życiem oprócz własnego.

Przykładam koniuszek stali do nadgarstka, równolegle do widocznych pod skórą żył. Biorę jeden głęboki wdech, z odrobiną szczęścia ostatni, po czym przyciskam ostrze mocno w dół. Najpierw widzę, jak nóż wchodzi w ciało i pcham głębiej, jednocześnie ciągnąc go w swoją stronę, ale muszę zacisnąć zęby, by nie przerwać, kiedy sekundę później dociera do mnie błyskawica bólu. Krew zaczyna zbierać się, wypływać na zewnątrz, instynkt samozachowawczy niemal przejmuje nade mną kontrolę, prawie się cofam. Dłoń już chce rozluźnić uścisk. Krzyczę desperacko, próbując tym stłumić ból, ciągnę ostrze jeszcze około dwa centymetry.

Dopiero wtedy odpuszczam. Nóż, przed chwilą czarno-szary, teraz pokryty czerwienią, z łoskotem upada na płytki. Powstaje mała kałuża. Nie spodziewałam się tak szybkiego upływu krwi. Moje przemyślenia kończyły się na świadomości, że będzie boleć. Ale bólu nie da się wyobrazić tak dokładnie.

Zaczyna mi się kręcić w głowie, więc po prostu klękam na podłodze. Mam wrażenie, że w moim lewym przedramieniu pali się ognisko, obraz faluje mi przed oczami, a myśli rozpływają się w niejasną plamę cierpienia, smutku oraz nadziei.

Rozpływa się ona, gdy słyszę dalekie wołanie, czuję szarpanie za ramiona. Najwidoczniej w którymś momencie upadłam na podłogę. Tak, nic się nie zmieniło, wciąż czuwa nade mną oko Fortuny. Nie umiem się skupić na rzeczywistości, pochłania mnie jedno ze wspomnień.



Śpiewam Psalm z zamkniętymi oczami. Nie istnieje piękniejsza muzyka, lepiej oddająca istotę wiary, a przy tym melodyjna. W dodatku nie należy do najprostszych, a wielu laików bez słuchu potrafi ją w miarę możliwości odtworzyć. Pragnę przekazać, jak bardzo wdzięczna jestem za swoje życie, pozbawione traum, śmierci, wypadków, chorób czy trudnych sytuacji rodzinnych. Nie rozumiem dlaczego akurat ja otrzymałam od losu tak wiele, ale wcale nie chcę wiedzieć, ten stan rzeczy mi odpowiada. Komu by nie odpowiadał?

PerfekcjaWhere stories live. Discover now