Dzień, który zmienił wszystko

259 15 9
  • Zadedykowane mysilcielka
                                    

Opowiadanie to napisałam dla mojej najlepszej przyjaciółki. Dla was jest znana jako Myslicielka. Pisze z nią także taką jedną rzecz, nazywa się Widmo, także historia opowiadajaca o chłopakach z 5SOS. Jeżeli podoba wam sie to co tutaj wypociłam, byłabym wdzieczna gdybyście, no... zajżeli też tam :D 

______________

Ashton

            Tamtego dnia mieliśmy mieć koncert w Polsce. Mówiąc szczerze wcześniej tylko mgliście zdawałem sobie sprawę z jej istnienia. Jakiś skrawek ziemi obok Rosji. Nie sądziłem, że to właśnie tu, w tym małym państwie nad Wisłą zmieni się mój cały los. No ale nie uprzedzajmy faktów. Skoro mam wszystko opowiedzieć dajcie mi nieco radości i pozwólcie zacząć od samego początku.

            Kiedy dotarliśmy do Klubu Stodoła wszyscy byliśmy już bardzo zmęczeni jazdą. To był nasz 15 koncert z kolei, dzień po dniu. Uwierzcie mi, można wymięknąć. Michael jak zwykle starał się tryskać niepowstrzymanym entuzjazmem, a ja… no cóż byłem padnięty. Wczoraj jeszcze zrobiliśmy sobie „wieczór zwierzeń”, nasz mały rytuał soczyście nakrapiany alkoholem i nie spaliśmy do późna. Polega on na tym, że każdy opowiada o jakimś ważnym dla siebie wydarzeniu, osobie, a gdy skończy pije szklankę piwa… No co, byłem już pełnoletni! Ale chyba nie o tym miałem mówić… Hymmm… No tak… Więc na czym skończyłem? A, koncert w Polsce, a ja czułem się tak, jakbym spędził parę godzin w sokowirówce.

- No już chłopcy, wchodźcie na scenę!- popędził nas menadżer- Ludzie czekają.

            Jak zwykle wkroczyliśmy przed tłum w podskokach, z uśmiechami na wykończonych twarzach. No bo przecież nikt nie musiał wiedzieć o tym, że jesteśmy zmęczeni. I wtedy… Mój uśmiech stał się naprawdę szczery. Zobaczyłem ją.

            Możecie nazwać mnie skończonym głupcem a nawet szaleńcem, ale kiedy ją ujrzałem, wiedziałem, że to ta jedyna. Może to było coś w jej spojrzeniu, w tych niezwykłych piwnych oczach, a może chodziło o uśmiech rozświetlający jej twarz niczym najjaśniejsza latarnia bezksiężycową noc. Stała w pierwszym rzędzie, tuż obok barierki, przyciśnięta do niej tak mocno, że w pierwszej chwili przestraszyłem się, że coś może się jej stać. Złote włosy potargały się jej nieco tworząc uroczą aureolę wokół miłej twarzy.

            Niestety perkusiści nie są w zbyt korzystnej sytuacji jeśli chodzi o kontakt z fanami na scenie. Zawsze siedzą tylko przy bębnach i wybijają wyznaczony rytm. Wbrew podejrzeniom to nie wymaga tylko siły, ale także niezwykłej precyzji. Jednak kiedy uderzasz pałeczkami w metalowe talerze trudno skupić się na tym, co dzieje się w tłumie. To bardzo męczące i absorbujące zajęcie, które mimo to szczerze kocham. W tym wypadku jednak pamiętam, że dałbym się pokroić żeby być na miejscu Michaela i grać na gitarze. W ten sposób mógłbym być bliżej niej. I byłbym pewien, że zobaczyła mój uśmiech.

            Nigdy jeszcze żaden koncert nie trwał dla mnie tak długo i krótko zarazem. Z jednej strony każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, dźwięki odbijały się z brzdękiem w moim mózgu. Z drugiej zaś, nim się zorientowałem graliśmy już przedostatnią piosenkę. Była akurat krótka przerwa, Luke stał i gadał coś do mikrofonu. Walczyłem ze sobą. Wiedziałem, że muszę zrobić coś, żeby zdawała sobie sprawę, że to akurat na nią patrzyłem, do niej się uśmiechałem. A mało kto patrzy na siedzącego w cieniu perkusistę.

            Wstałem z mocno bijącym sercem. Nigdy jeszcze nie stresowałem się tak na żadnym koncercie, no ale zrozumcie, to była Ona! Jak miałem być spokojny? I zrobiłem… Być może najgłupszą rzecz na jaką mogłem się zdobyć. Krzyknąłem i pomachałem do niej. Chyba z tuzin dziewczyn zaczęło rozpływać się w zachwytach, ale Ona słuchała Luka i nic nie zauważyła. Na usta cisnęło mi się jakieś niewybredne przekleństwo, ale powstrzymałem się. Tak, tak ja nie przeklinam! No może czasami… Ale tylko czasami! Okej, okej, wtedy przekląłem. Macie mnie. Ale to nie jest istotne dla historii! A więc o czym a… A tak, już wiem: pomachałem do niej, ale ona nic nie zauważyła.  Zrobiłem więc pierwszą rzec, która wpadła mi do głowy. Podszedłem do krawędzi sceny i  rzuciłem do niej pałeczką. Tak wiem, że to się robi zawsze na końcu koncertu! Wiem, wiem! Ale ja zawsze noszę ze sobą jedną zapasową. Na wszelki wypadek. W końcu w trakcie gry może się złamać i co bym wtedy zrobił?

            Zobaczyła mknącą w jej kierunku pałeczkę i na jej usta wpłynął szeroki uśmiech, Już, już miała już złapać, gdy nagle… Szast, prast i jakaś niezwykle szybka ręka zwinęła ją jej sprzed nosa! Widziałem, jak rozpalona w jej oczach radość powoli gaśnie, uśmiech zwiją się z powrotem w pąk. To było... nie do zniesienia. Znacie ten uśmiech, prawda? Kiedy znika, to jest tak, jakby nagle znikła prowadząca wędrowca Gwiazda Polarna. Hej, nie patrzcie tak na mnie! Wtedy właśnie podjąłem pewną decyzję. Spokojnie, zaraz się dowiecie jaką.

            Nagle zdałem sobie sprawę, że cały zespół się na mnie dziwnie patrzy. Calum, Luke, Michael… wszyscy zdawali się pytać: „O co chodzi brachu?”. Posłałem im lekki uśmiech, ale na nic więcej nie miałem czasu, bo zaczęliśmy grać ostatnią piosenkę. A „zły” plan w mojej głowie rósł z każdą chwilą.  

            Ostatnie akordy, uderzenia pałeczką, i piosenka się skończyła. Wrzask na sali był niesamowity. Wszyscy zaczęli krzyczeć: 5 SoS, a potem jeszcze głośniej: biss, biss. Ona też krzyczała… Skupiłem wzrok na jej pięknych oczach, znów przekląłem się w duchu za moje dziwne i nagłe szaleństwo (jak można się zakochać w 5 sekund?!) i… podszedłem do Luka. Wyjaśniłem mu o co chodzi, w paru zwięzłych słowach opowiedziałem o nagłym olśnieniu, i dałem znać co ma zrobić. To mógł być genialny plan… Lub beznadziejny.

            Odebrałem na chwilę mikrofon od Luka.

- Chcę zagrać tę piosenkę dla pewnej naprawdę wyjątkowej osoby-każde słowo wypowiedziane przeze mnie zdawało się nierealne. Miałem szczerą nadzieję, ze nie przesadziłem i dziewczyna się nie przestraszy. Przecież jeszcze nawet z Nią nie rozmawiałem…- To dla CIEBIE piękna- powiedziałem i wskazałem na Nią.

Zaczęła chichotać i podskakiwać jak mała dziewczynka. Jej śliczne blond włosy… No dobrze, dobrze, już rozumiem. Mam się tak nie rozwodzić.

Tak jak podejrzewacie zagraliśmy nasz popisowy numer: „She looks so perfect”. Wszystkie pozostałe fanki były mocno wzburzone, tym, że zadedykowałem piosenkę właśnie Niej a nie którejś z nich, ale mówiąc szczerze nic to dla mnie nie znaczyło.

Cały czas starałem się na Nią patrzeć, przez co pomyliłem się parę razy.  Nawet nie zauważyłem, dopiero potem chłopaki wytknęli mi to przy kuflu piwa. Ach, żebyście wiedzieli, jak oni byli zdziwieni moim zachowaniem?! Wiem, że to szablonowa miłość od pierwszego wejrzenia, ale nic na to nie poradzę, tak właśnie było.

Piosenka się skończyła, ale krzyki trwały jeszcze długo potem. Zaczęliśmy się wygłupiać i machać do fanów, ale ja patrzyłem tylko na jedną osobę. Michael rzucił niedbale w tłum swoją kostkę do gitary, Calum poszedł w jego ślady. Ale ja… Ja tak nie mogłem.

Widzicie „straciłem” już jedną pałeczkę, i nie chciałem popełnić tego błędu po raz drugi. Zresztą chciałem mieć pewność, że nawet jeśli nie uda mi się z nią porozmawiać po koncercie, to przynajmniej będzie miała do mnie jakiś kontakt. Dlatego wyciągnąłem z kieszeni flamaster, którego zwykle używam do podpisywania płyt (lub nie tylko płyt) fankom.  Nabazgrałem na mojej pałeczce numer telefonu. Wiedziałem, że jeżeli będę chciał ją rzucić, mogę chybić. Dlatego zupełnie świadom wszystkich skierowanych na mnie spojrzeń usiadłem na skraju sceny i wyciągając się jak tylko mogłem najbardziej podałem Jej pałeczkę. Jakaś fanka chciała ją wyrwać, ale ja pomachałem jej palcem przed nosem z lekkim uśmiechem. Miało to znaczyć mniej więcej „Nie, nie, nie, to nie dla ciebie”

Niestety, po koncercie w tłumie ludzi nie udało mi się jej wypatrzyć. Ale kiedy prawie całkiem już straciłem nadzieję, z tej rozpaczy wyrwałem się na dwór żeby zapalić i choć trochę złagodzić targające mną emocje, ona stała przy drzwiach. Na chwilę moje serce przestało bić, tak pięknie wyglądała. Włosy delikatnie lśniły jej w sztucznym świetle latarni. Oczywiście romantyczniej było by, gdyby to był księżyc, no ale cóż, bywa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z mojej obecności, odwróciła się i…  To, moje drogie dzieci historia jak poznałem waszą matkę. Tak, wiem opowiadałem wam ją już setki razy, ale kocham to robić. To był najbardziej niesamowity dzień w moim całym życiu. Potem jeszcze rozmawialiśmy długo, ciesząc się wzajemną obecnością. Pamiętam, że wtedy jeszcze jej nie pocałowałem, nie odważyłem się. Zresztą historia naszego pierwszego pocałunku to już zupełnie inna bajka… Chcecie jej posłuchać? Nie? No dobrze, szkoda. Powiem wam tylko jeszcze, że wasza matka przyjechała do mnie do Australii dopiero rok później, a ja przez ten cały czas nie mogłem przestać o niej myśleć. To była miłość od pierwszego wejrzenia…

Koniec

Dzień, który zmienił wszystko || Aston Irwin ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz