Pragnąc zmiany

60 3 2
                                    

"Zaczynę swą historię od samego początku. Od dnia moich narodzin, 15 marzec 1999r. Moja data... mój początek a dla mnie - najważniejszy. Dziewięć na dziesięć punktów w skali APGAR, waga 3,100kg, 09:55 rano, poniedziałek. Szczęśliwi rodzice. Szczęśliwy starszy brat. Szczęśliwi dziadkowie, wujostwo, kuzyni.
Przy pierwszych dziesięciu miesiącach mojego życia mieszkałam na wsi, gdzie moi rodzice mieli hodowle kwiatów ogrodowych. Potem, gdy moim rodzicom nie wyszło przeprowadziliśmy się - ja wraz z mamą i bratem - do babci do miasta, w którym mieszkam do dziś. Podwórko, kamienice, sąsiedzi, plotki, złe warunki życiowe. Tak wyszło. Ubikacja za zasłoną w kuchni, brak ciepłej wody, ogrzewanie piecowe, cienkie ściany bo mieszkanie szczytowe. Pokoik nieużywany bo zawsze w nim zimno. Pamiętam raz było 0°C. Mama starała się jak mogła, nie mam prawa narzekać, twarda babka. Wzięła się za pracę i zatrudniła się w fabryce produkującej perfumy. Starczało. Lata mijały, wspomnienia się gromadziły i te dobre i te złe."

- Felicja! - krzyczy mama z kuchni

- Hmm... No to na czym ja skończyłam? - mruczę pod nosem

- Słyszysz mnie?! Do cholery jasnej! - bulwersuje się tradycyjnie

Składam rzeczy i myślę nad tym czy niczego nie przeoczyłam. Najwyżej dopiszę...

- O co chodzi? - pytam spokojnie i jakby nigdy nic siadam przy stole. Mama patrzy się na mnie cierpiętniczym wzrokiem - No mów - proszę

- Uważam, że źle cię wychowałam - cudownie słyszeć takie pokrzepiające słowa z ust własnej matki. Myślę z goryczą.

Czekam na dalszy dialog ale, Ona stoi przy oknie i widać, że jest myślami bardzo daleko. Aż w końcu powraca.

- Czy uważasz, że dobrze robisz gdy przychodzisz ze szkoły i zamykasz się w swoim pokoju? Zapomniałaś jakie ważne są rozmowy z rodzicem? - Chyba pyta retorycznie bo nie czeka długo na odpowiedź i ciągnie dalej swoje kazanie, które słyszę przynajmniej dwa razy w tygodniu - Martwię się o ciebie Felicjo i o twoją psychikę, że jak dalej będziesz taka zamknięta w sobie to nie poradzisz sobie w życiu... - Ona gada dalej ale ja już nie słucham. Taka moja natura, że taki ze mnie milczek.

Wychodzę z kuchni i kieruje się do swojego pokoju. Zakładam słuchawki i w tle leci fortepian wraz z skrzypcami utwór Canon. Taak.. To mnie uspokaja. A tego teraz mi trzeba.

Mama wchodzi do pokoju i patrzy na mnie. Nie odzywam się. Leżę i patrzę na nią spod pół przymkniętych powiek. Wychodzi zrezygnowana. Na razie mam spokój. Wstaje z łóżka i siadam przy biórku pod oknem. Chcę dokończyć ten list. Zakopię go. Może mam cichą nadzieję, że sprawy z przeszłości oderwą się ode mnie wraz z zakompaniem listu?

"Aż w końcu naprzeciwko nas wprowadzili się ludzie. Małżeństwo z synem w moim wieku. Mieszkanie stało puste osiem lat. Pamiętam jak brałam koc i lalki i szłam na klatkę. Mieszkanie było za małe na to abym zapraszała koleżanki z podwórka. Miałam całe piętro dla siebie bo wyżej był tylko strych jak to jest w kamienicach. Mama zaprzyjaźniła się z nowymi sąsiadami. Często wpadali na kawę i ciastko. Trwało to dwa lata. Aż stało się coś czego mama żałuje do dziś. Zgodziła się, żeby wziąć dla nich pożyczkę w banku na swoje nazwisko. Bo oni nie byli zdolni kredytowo. 'Obiecujemy, że będziemy ci wpłacać co miesiąc pieniądze na czas'. Jasne. Wpłacali. Przez sześć miesięcy a kredyt był na 3 lata. Wyszło na to, że raty spłacała mama i nic nie mogła z tym zrobić. Żadnej umowy z nimi nie podpisywała. Nie miała żadnego dowodu gdyby chciała zrobić sprawę w sądzie. Była na przegranej pozycji. Nie miała innego wyjścia jak podarować im te pieniądze.

Przeprowadziliśmy się. Kilka ulic dalej w dosłownym centrum miasta. Mieszkanie do remontu 50m kwadratowych. Dwa pokoje, długi przedpokój, duża kuchnia gdzie spokojnie mieszczą się cztery krzesła ze stołem, łazienka w której mieści się wanna, umywalka z szafeczką, ubikacja i pralka. Mama od znajomych odkupiła gasboiler żebyśmy mieli ciepłą wodę. To wszystko czego potrzebowaliśmy do szczęścia. Miałam wtedy dziesięć lat. Bardzo płakałam i tęskniłam za starym mieszkaniem, ale po czasie zrozumiałam, że przeprowadzka to był dobry pomysł. Mój brat wyjechał za granicę do Norwegii do Oslo. Praca... Nawet nie skończył szkoły. A uczył się na mechanika samochodowego. Zawsze samochody go pasjonowały. Miał z tonę tych gazet o samochodach. Za granicą spędził trzy lata. Zajmował się wykańczeniem wnętrz czyli kładzenie podłóg czy kładzenie gładzi i farby. Wrócił z długami. Mama powoli wychodziła na prostą, pomogła jednak synowi bo mu zaufała. Pamiętam ich rozmowę w kuchni przy herbacie. On płakał i spowiadał się mamie, że jak nie odda długu to przyjdą i go zabiją. Mama kolejny raz wzięła pożyczkę, którą znów sama spłaca"

Lampa [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz