XIX. Prawdziwa wróżka

3.9K 503 107
                                    

Nie zapomnijcie zostawić gwiazdki,

Miłego czytania :)

______

Godzinę później wszyscy zgromadziliśmy się w szatni chłopaków. Patrzyliśmy właśnie na ich stroje, które zostały doszczętnie zniszczone.

Wyglądało na to, że ktoś celowo zniszczył ich stroje i byłam prawie pewna, że członkowie przeciwnej drużyny maczali w tym palce. Z tego co opowiedział mi Wayne, gdy czekaliśmy na chłopaków dowiedziałam się, że oni i świstaki się nienawidzą.

– Przecież to jest kurwa jakaś porażka – fuknął wściekły Wayne, a reszta chłopaków, go poparła. Ja póki co stałam z boku i obserwowałam jak rwą sobie włosy z głowy i próbują wymyślić jakiś plan, jak zdobyć nowe stroje.

Ja też próbowałam wymyślić jakiś plan działania. Jutrzejszy mecz, jak z resztą każdy był dla nich niesamowicie ważny. A ja chciałam im pomóc, przydać się do czegoś.

– Nie zdążymy zamówić nowych koszulek z naszymi numerami i nazwiskami. Możemy kupić nowe ochraniacze, ale co z tego skoro bez koszulek nikt nas nie wpuści na lód. – Rozwścieczony Nevan zacisnął szczęki i chyba ostatnimi siłami powstrzymywał się przed uderzeniem pięścią w ścianę.

– Zawsze mamy jeszcze jedną opcję. – Beckett, który do tego momentu siedział cicho zwrócił uwagę nas wszystkich. Jego spojrzenie padło na mnie. – Poprośmy Penelope, na pewno sobie z tym poradzi.

Reszta również na nas spojrzała, a w ich oczach nagle pojawił się przebłysk nadziei.

Podrapałam się nerwowo za uchem i odetchnęłam cicho. Gdy tuzin mężczyzn patrzył na mnie z miną zbitego psa podjęcie odpowiedzi wcale nie było takie proste.

– Umiałabyś to zrobić? – zapytał z nadzieją chłopak z kolorowymi włosami.

– Eee... ja... – zaczęłam się jąkać. Moje oczy napotkały spojrzenie Wayne'a. Oblizałam nerwowo usta i ostatecznie kiwnęłam głową. – Niczego nie obiecuję, nie jestem pewna czy wystarczy mi czasu, ale...podejmę się tego.

W dusznej szatni zapanował istny chaos spowodowany wiwatami i oklaskami chłopaków.

Wayne przecisnął się przez nich i wziął mnie w swoje ramiona, mocno do siebie dociskając. Wsunął nos w moje włosy a ja objęłam go w pasie.

– Dziękuję – powiedział prosto do mojego ucha, co spowodowało, że uśmiech wpłynął na moje usta. – Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć.

– I nie musisz, wiesz, że...

– Tak, wiem, że lubisz pomagać innym – wymamrotał z rozbawieniem, a następnie dodał: – Zwijamy się stąd? Mam zamiar zabrać cię na wypasione śniadanie.

– Mmm...brzmi kusząco – mruknęłam z szerokim uśmiechem, a on pociągnął mnie do wyjścia. Wymknęliśmy się z pomieszczenia niezauważeni. Inni członkowie drużyny byli w zbyt wielkiej euforii; no może poza Beckettem. On zawsze był oszczędny w okazywaniu emocji. To było coś, co łączyło go z Nestą, ale nie miałam zamiaru mówić tego głośno. Nesta, która go nienawidziła nie byłaby z tego zadowolona, a wolałam się jej nie narażać.

***

– Przyniosłem ci sok, masz ochotę? – Wayne wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do wycinania materiałów.

Zamknęłam się w swoim pokoju, bo nie potrafiłam pracować w salonie, gdy gromadka sportowców patrzyła mi na ręce. Teraz pilnował ich Wayne.

Nesta już na samym początku pokłóciła się o coś z Beckettem i wyszła z domu stwierdzając, że nie wytrzyma tutaj i mam do niej napisać, gdy chmara napompowanych testosteronem idiotów wyjdzie z naszego mieszkania.

Mój Przypadkowy Hokeista [16+] ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now