31. Państwo Wood

2.6K 219 146
                                    

Powiedziałam Christianowi, że chcę mieć z nim kota. Wiecie, po prostu małe, mruczące futerko, które w każdej chwili będzie chciało się do mnie przytulić.

Christian, powiedział, że też myślał o kocie.

We dwoje postanowiliśmy, że ja będę trzymała u siebie zwierzaka, że gdybym kiedykolwiek musiała gdzieś wyjechać z tatą i zostawić go samego w domu, to Christian z wielką chęcią, go zabierze do siebie.

No więc, przyjeżdżamy w końcu do schroniska, z wynajętymi przez Kenta mediami.

Schronisko znajduje się trzydzieści minut drogi od Los Angeles. Jak tylko wysiadamy z Jeep'a, słyszymy szczekanie i skomlenie psów, ciche pomiaukiwanie kotów oraz rzecz jasna kliknięcia aparatów. Na dworze czeka na nas dyrektorka schroniska, Gabriela, która będzie zajmowała się naszą adopcją.

Podchodzimy do niej, ściskamy dłonie.

- Bardzo dziękuje, że zdecydowali się Państwo na adopcje w naszym schronisku. – mówi starsza kobieta.

Dyrektorka może mieć z sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat. Wygląda na zadbaną, kochającą życie Panią. Włosy ma całkiem siwe, ułożone w warkocz. Twarz pokrytą lekkimi zmarszczkami, głównie na policzkach, prawdopodobnie od uśmiechu.

Nazywam je zmarszczkami szczęścia. Chciałabym takie mieć w jej wieku.

- Sama przyjemność po naszej stronie. – mówi Wood, a ja tylko mu przytakuje.

- Więc jakie zwierzę będzie miało to szczęście, żeby mieszkać z Państwem Wood?

Państwem Wood?

Czy ona... czy ona myśli, że jestem jego żoną?

Policzki nabierają mi różowego koloru.

- Umm... - odzywam się ciszej niż powinnam, zawstydzona. – Kota.

Gabriela klaszcze radośnie w dłonie i uśmiecha się tak promiennie, że aż mi się to udziela.

- Jak wspaniale! Zapraszam tędy. – prowadzi nas do środka schroniska, gdzie od razu uderza mnie zapach wszelakiej karmy. Skręcamy w prawo i wchodzimy do pomieszczenia z niewielkimi boksami, w których siedzą malutcy, puszyści przyjaciele. - Ostatnio mamy coraz więcej kotów i coraz mniej chętnych rodzin do ich adopcji. Może dzięki wam, pojawią się kolejni.

- Na pewno tak będzie. Proszę się o to już nie martwić. – zapewnia Christian.

Serce mi się przepełnia miłością, kiedy Wood tak pięknie i czule mówi do staruszki. Czym ja sobie zasłużyłam na takiego chłopaka?

Chwila. Czy ja nazwałam go moim chłopakiem?

Przecież on nim nie jest.

Nie prawdziwym.

Kurwa, gorąco mi. Nie, niedobrze. Na co ja się zgodziłam? Na adopcję wspólnego kota? Na chodzenie po Los Angeles jako jego udawana dziewczyna, a prywatnie, od czasu do czasu, całująca się z nim koleżanka czy co?

W jakim kierunku idzie nasza relacja? Czy Christian kiedykolwiek zaproponuje mi żebyśmy byli razem? Przecież my jesteśmy z oddzielnych światów i...

- Co powiesz na tego? – Christian schylił się do jednego z boksów i palcem wskazującym mizia szybę.

Serce omija mi jedno uderzenie na ten widok.

Nogami jak z waty pomału podchodzę do Christiana, omijając miauczące dookoła koty.

Schylam się i zauważam, małą, czarną, puchatą kulkę, z czarnymi oczkami.

KISS CAMWhere stories live. Discover now