Rozdział 5. - Bukiet białych róż

42 1 0
                                    

Uśmiechnęłam się mimowolnie, w spowolnionym tempie wdychając piękne, wczesno jesienne powietrze. Ponownie spojrzałam na ekran telefonu, z utęsknieniem czekając na wiadomość od Daniela. Młody, dziewiętnastoletni taksówkarz często podwoził mnie oraz Mirę w różne miejsca, kiedy akurat udało mu się znaleźć dla nas chwilkę. Niestety, w ostatnim czasie, zważając na dalszy brak prawa jazdy, z jego przychylności korzystałam głównie ja. To on przybywał do mnie zawsze, kiedy potrzebowałam spotkać się z Emersonem. Będąc piętnasto, bądź czternastolatką mocno stresowała mnie wizja pobytu starszego chłopaka przy moim domu w obecności matki. Kobieta z reguły starała się nie ingerować w nawiązywane przeze mnie znajomości, lecz uważam, że każdy rodzic na tym świecie zacząłby ingerować, widząc swoją nastoletnią córkę czerpiącą przyjemność z bliskości wcześnie dorosłego mężczyzny.

Poczułam lekki powiew wiatru, przechodząc nieco w dal. Lekcje zostały zakończone ponad pół godziny temu, Mira i Bracken zdecydowali się opuścić budynek niemalże od razu po dzwonku i wygrzebaniu się ze szkoły. Bezradnie rozglądałam się wokół, rutynowo spoglądając w telefon, by nie przegapić choćby marnego odzewu od Daniela, który jak na złość akurat tamtego dnia postanowił mnie zignorować, lub zwyczajnie był zajęty odrobinę ważniejszą sprawą niż jazda wzdłuż niepozornego angielskiego miasta z bezsilną w kwestii transportu siedemnastolatką.

Usłyszawszy znajome wibracje, niewidzialnie zacisnęłam pięści. Miałam nadzieję, że Daniel w końcu znalazł odpowiedni moment na rozmowę. Zobaczywszy, że nadawcą połączenia była moja mama, westchnęłam z donośnym fuknięciem rozniesionym po okolicy.

- Hej? - ściągnęłam brew, odbierając.

- Hej, kochanie - przywitała się, odrobinę zbyt miłym jak na nią tonem, co mnie zdziwiło. - Wiem, że pewnie już wyjechałyście - zaczęła, nie wiedząc, iż tego dnia Mira wcale nie dotrzymywała mi towarzystwa. - Chciałabym jednak cię o coś poprosić, jeżeli znajdziesz trochę czasu.

Marszcząc czoło nieznaczenie poinformowałam, że wciąż kręciłam się niedaleko szkoły.

- Świetnie się składa - mogłam przeczuwać, że się uśmiechnęła. Przed poznaniem Devona nigdy nie  widywałam jej takiej szczęśliwej i pełnej energii, nawet ukochana praca stopniowo przestawała satysfakcjonować kobietę. - Zaszłabyś do marketu, co? - zaproponowała. - Devon planował zrobić jakąś potrawę z makaronem, kupisz dwa opakowania, dobrze?

Zgodziłam się, biorąc pod uwagę fakt, że Danielowi nie spieszyło się z odebraniem telefonu, a spacerom nie miałam nic przeciwko. Miały one wiele do zaoferowania. Pozwalały odetchnąć, zatuszować gorsze myśli, stłumić sprzeczne emocje i zrelaksować umysł.

- Jesteś pewna, że dasz radę wrócić? - zatroszczyła się mama, słysząc moją odpowiedź. - Mogłabym się wyrwać i po ciebie przyjechać, ale...

Natychmiast jej przerwałam.

- Doceniam twoje starania, ale zaufaj mi, nie ma takiej potrzeby - zaspokoiłam. - Wrócę taksówką.

Mogłam usłyszeć, jak parska szczerze rozbawionym śmiechem.

- Jeśli tak wolisz - odparła. - Leć po ten makaron i wracaj.

- Jasne. Nie ma sprawy. Pa! - pożegnałam się zarazem naciskając czerwoną słuchawkę.

                                   Connor

- Au! Zimne!!!! - ledwie usiłowałem uruchomić mikrofalę, gdy do moich nozdrzy dobiegł rozpaczliwy i żałosny pisk dobiegający z piętra wyżej. - Boli!!!

O mało nie upuściłem porcelanowego talerza na podłogę, chcąc jak najszybciej ruszyć na pomoc zbiedniałej Jenny. Skutecznie złapałem naczynie, odkładając je na blat z obleśnie pozrywanym lakierem.

Twoja mała modeleczka (#1) (16+) Where stories live. Discover now