27. Podwójna nuta

3K 269 109
                                    

Budzę się z uśmiechem na twarzy, otulona w ramionach Christiana. Jego powolny oddech w ugięciu szyi powoduje na moim ciele gęsią skórkę. Jest mi tak przyjemnie ciepło, szczególnie, gdy promyki słońca padają na poduszkę.

Nie powiem, że jeszcze ani razu nie pozwoliłam sobie na wspólny poranek z... kimś i, że teraz, gdy tak leżę przytulona przez Christiana czuję przepełniające mnie szczęście.

Lekko się poruszam, żeby ułożyć się wygodniej, a może, żeby w ogóle mieć widok na Wood'a.

Wood'a śpiącego tak spokojnie. Na jego twarzy brak takiego napięcia, niepokoju czy przejęcia. Jest po prostu zrelaksowana.

Wzdycham.

Christian jest taki... doskonały. Rozmawia ze mną o wszystkim, wysłuchuje moich zmartwień, chce dla mnie jak najlepiej, potrafi ze mną żartować i niesamowicie gotować.

Tak bardzo się boję, że mogłabym go stracić, że teraz, kiedy się obudzi powie mi, że wczorajszy wieczór nie powinien się wydarzyć, że nie powinniśmy byli przekraczać tej granicy.

Z innej strony wiem, że tego nie zrobi. Czuję, że mu na mnie zależy, ale... cholera.

Dlaczego mam jakieś złe przeczucie? Czy to dlatego, że wszystko wydaje się zbyt idealne? Bo kiedy wszystko idzie po dobrej myśli, coś złego musi się nagle stać?

Czy nie na tym polega życie? Na ciągłym poszukiwaniu odebranego nam szczęścia?

Mel... skąd u ciebie taki sceptyczny humor? I to w dodatku z samego rana.

Odpycham złe myśli od siebie, przy czym może zbyt gwałtownie kręcę głową, bo budzę tym Christiana.

Christiana, który powoli uchyla powieki, ukazując mi te piękne, oceaniczne oczy. Tak bardzo kojarzą mi się z piosenką Billie Eilish „Ocean Eyes".

Błyszczą się one niesamowicie, jakby się radowały. Na ustach Wood'a wykwita ogromny uśmiech.

- Dzień dobry. – mówi ochrypłym głosem, wywołując tym, w moim brzuchu, masę motyli.

Przyciągam kolana nieco do siebie, a na kołdrze mocniej zaciskam palce.

- Dobry – odpowiadam.

Patrzymy tak na siebie. Christian zabiera dłoń z mojej talii i zakłada mi za ucho, opadający kosmyk włosów.

- Myślę, że powinniśmy już przełożyć ciasto do formy. – mówię.

Oboje parskamy śmiechem i będąc świadomi tego, że wypadałoby umyć zęby i się ubrać to właśnie do tego przechodzimy. Christian narzuca na siebie niebieską, niczym moje włosy, bluzę i tego samego koloru dresy, wprawiając mnie nieco w osłupienie, bo on cały czas się nosi elegancko. Ja zaś bez pytania mu kradnę z szafy za dużą, białą koszulę i jego bokserki. Wood rzecz jasna, na ten widok szeroko się uśmiecha i mówi coś, czego tutaj nie powtórzę.


Tarta cytrynowa jest gotowa. Z ogromną dumą twórcy, stawię ją na wyspie kuchennej, przed siedzącym na barowym krześle, Christianem.

Ten, opiera się łokciem o blat i patrzy się na mnie niczym oczarowany.

- Widzisz? – robię piękną prezentacje ciasta, dłońmi. – Idealnie przypieczona, idealnie okrągła...

Wood przytakuje na każde moje słowo, a kiedy kończę się zachwycać naszym dziełem, z ogromnym bólem serca, kroimy tą idealną tartę.

- Na trzy, cztery, próbujemy. – rozkazuję, niezbyt się interesując w tej sprawie zdaniem Christiana.

Odliczam, aż w końcu przychodzi czas na wzięcie pierwszego kęsa.

KISS CAMWhere stories live. Discover now