Rozdział 4. - Tajemniczy wielbiciel

47 1 0
                                    

Powrót do szkoły po długiej przerwie i tygodniach wolności był jednym z najgorszych możliwych uczuć. Bezradnie uderzałeś w świadomość, iż wbrew własnej woli zostałeś skazany na dziesięć miesięcy nieustającej katorgi, w dżungli pełnej fałszywych uśmiechów, denerwujących nauczycieli i niesprzyjającej temperaturze - raz lodowatej, niczym na samej Antarktydzie, a raz w kompletnej duchocie. Istna męczarnia. Szczególnie, kiedy definitywnie nie zaliczałeś się do grona najlepszych uczniów, a wszelakie wyższe oceny zdobywałeś tak zwaną logiką. I szczególnie, kiedy drugą, poniedziałkową lekcją była nieszczęsna literatura pod ścisłym nadzorem wielmożnej pani Kushneer, bezsprzecznego postrachu całej naszej placówki. 

Nie dość, że będąc tutaj w tym roku szkolnym pierwotnie, nie znałam położenia sali, dodatkowo byłam sporo spóźniona na drugą lekcję. Zmrużywszy oczy, cała zestresowana analizowałam zdjęcie planu, a zarazem rozkład sali dostarczony przez Mirę. Ostrożnie przejaśniłam ekran, nie mogąc dokładnie rozczytać znaków. Cholera. Musiałam dojść na piętro. Poprawiłam ramię plecaka, odchrząkując niedbale. Nie miałam czasu do stracenia, choć z początku myślałam, aby przesiedzieć tę godzinę na korytarzu. Szybko jednak odepchnęłam ten pomysł jak najdalej stąd, wiedząc, że kolejną nieobecnością mocno pogorszyłabym swoją frekwencję. Zawsze lepsze spóźnienie, prawda?

Zmachana przemierzałam kręte schody, dysząc bezradnie. Spoconymi dłońmi wciąż podtrzymywałam butelkę wody. Sala numer sto siedem. Moje wargi leciutko się zatrzęsły, po chwili nakłaniając do tego samego resztę ciała. Dobrze znałam rozmieszczenie okazałego liceum, odszukanie sali nie powinno więc stanowić dla mnie większego problemu. Ponownie wcisnęłam odblokowujący przycisk na telefonie, widząc wyłączony ekran. Zilustrowałam tabelę, pojmując, że muszę pobiec w prawo. Zajętą przez butelkę dłonią z trudem odgarnęłam lecące na czoło pasmo brunatnych włosów. Tego dnia spięłam włosy w wysoki kuc, jednakże wciąż nie gwarantował mi on całkowitego ujarzmienia mojej niesfornej czupryny. Szurając stopą po śliskiej podłodze, zachwiałam się. Upuściłam telefon. Kucnęłam powili, spoglądając na krzywą kreskę wyrządzoną wzdłuż głównego ekranu. Zacisnęłam zęby, ostrożnie podnosząc urządzenie. Przynajmniej nareszcie zauważyłam moją salę.

Podszedłszy do drzwi, cichutko do nich zastukałam. Nawet przez nie mogłam usłyszeć doniosły monolog nauczycielki, opowiadała coś na temat następnej lektury. Trzymając klamkę, postanowiłam poczekać parę sekund, zanim ktokolwiek przebywający w środku klasy się otrząśnie i raczy mi otworzyć. Cóż, najwidoczniej niecierpliwiłam się zupełnie niepotrzebnie. Pewna nastoletnia postać pośpiesznie przekroczyła próg sali, niefortunnie umieszczając stopę względem mojego potknięcia. Rymsnęłam z bólem, starając się przymknąć powieki.

Przetarłam dłonie, zarazem próbując powstać. Upadłam wraz z plecakiem, to też musiałam chwycić go powtórnie. Pani Kushneer przerwała wykład jako na zawołanie, klikając przycisk pilociku, aby wyłączyć rzutnik.

Dziewczyna, która spowodowała mały wypadek stała tuż obok mnie, drapiąc się po skroni. Ciemna blondynka Lara, z uroczymi, smukłymi oczętami. Na jej policzek wpłynął rumieniec sygnalizujący wstyd, ale przeczułam, że był on jedynie upozorowany.

- Ojej - wymsknęło jej się. - Wybacz, potknęłam się.

Nieśmiało uniosła kącik ust, splatając palce ze sobą nawzajem. Powstałam z niewyobrażalnym trudem, wzdychając ciężko.

- Co wy wyprawiacie, na miłość boską! - nauczycielka podeszła w naszym kierunku, prychając szemranie. - Jesteśmy w żłobku, czy na początku klasy maturalnej?

Nieśmiało spuściłam wzrok na ziemię, unikając gromkiego spojrzenia kobiety. Zbytnio przypominała mi moją matkę, odstawała od niej wyłącznie urodą, gestykulacja miną i przepełnione wewnętrznym zimnem oczy pozostawały niezmienne.

Twoja mała modeleczka (#1) (16+) Where stories live. Discover now