1. Michalina

3.1K 178 37
                                    

Sierota. Byłam sierotą.

Sądziłam, że obraz moich ukochanych rodziców na zawsze zapisze się w mojej głowie, że zawszę będę pamiętać szczegóły ich wyglądu, tembr głosu, sposób poruszania się. Że ilekroć zapragnę — przywołam ich, namaluję w wyobraźni, a oni się pojawią. Wzbudzę w sobie emocje i będzie zupełnie tak, jakby byli tuż obok.

Na początku się to udawało, ale teraz, po wielu latach od tragicznego wypadku, w którym oboje zginęli, coraz trudniej przychodziło mi odwzorowanie szczegółów. Czułam, że ich tracę. Po raz kolejny. Już nie pamiętałam zapachu mamy ani głosu taty. Ratowałam się zdjęciami, ale to nie było to samo; fotografia przekazywała zbyt mało treści.

Tęskniłam za nimi, w pewnym sensie umarłam razem z nimi, jakąś cześć mnie odeszła wtedy, gdy i oni opuścili ten świat. Nie, nie opuścili! Zabrano mi ich. Pijany kierowca, zbyt duża prędkość, słaba widoczność. Facet, który spowodował wypadek, poszedł siedzieć na dwadzieścia pięć lat, ale to nie ukoiło mojego bólu.

Podobno byłam wesołym dzieckiem, tak słyszałam, ale z trudem mogłam w to teraz uwierzyć. Po śmierci rodziców przestałam się uśmiechać. Ze smutnego dziecka przemieniłam się w zamkniętą w sobie nastolatkę, a później w trzymającą się na uboczu młodą kobietę.

Tylko jedna rzecz sprawiała, że wciąż chciało mi się żyć. Taniec. Gdy tańczyłam, troski znikały. Poruszając się w takt muzyki, czułam, że warto utrzymać się na powierzchni, że jest po co — dla tych emocji, tych doznań, fizycznego wycieńczenia, które dawało tyle satysfakcji.

Ponadto ta pasja łączyła mnie z rodzicami. Oboje byli profesjonalnymi tancerzami oraz instruktorami tańca w jednej z warszawskich szkół.

Chciałam robić to, co oni — bo to kochałam, ale też by oddać im hołd. Tańcząc, myślałam o nich, a gdy występowałam na scenie, wyobrażałam sobie, że siedzą na widowni, trzymają się za ręce i mi kibicują.

Po śmierci rodziców zostałam adoptowana przez wujostwo — brata mojej mamy i jego żonę. Podobno trafienie do domu dziecka to najgorsze, co może się w takiej sytuacji zdarzyć, ale gdy teraz, po spędzeniu z wujkiem i ciotką ponad dziesięciu lat, patrzyłam wstecz, nie do końca zgadzałam się z tym stwierdzeniem. Chyba lepiej by było, gdybym wylądowała w bidulu.

Niczego nie pragnę bardziej, jak się od nich uwolnić.

Nigdy nie czułam się członkiem tej rodziny. Wujek i ciotka mieli dwie córki — dwudziestopięcioletnią Weronikę i o rok młodszą Magdę. Ja nie byłam nawet przybraną córką. Na każdym kroku dawali mi odczuć, że dla nich jestem jak piąte koło u wozu. Teraz, mając dziewiętnaście lat, już mnie to tak nie poruszało, ale gdy byłam młodsza, niejednokrotnie płakałam w poduszkę, gdy oni całą czwórką gdzieś wyjeżdżali bądź wychodzili. Jak każde dziecko chciałam być kochana i akceptowana i mocno przeżywałam odrzucenie. To już stare dzieje. Uodporniłam się, dojrzałam i nie zależało mi na byciu członkiem rodziny Dudziców. Rafał, jego idealna żona Katarzyna i wspaniałe córki — Magda i Weronika. Dla mnie zabrakło miejsca.

Ostatnio w domu mówiło się tylko o jednym — nowa praca wujka. Wujek był architektem i kilka tygodni temu, po długim procesie rekrutacyjnym, dostał dobrą posadę w wymarzonej firmie — jakiejś dużej spółce będącej liderem na rynku. Wcześniej pracował w malutkiej firemce, która miała tylko kilku pracowników i skupiała się na projektowaniu budynków mieszkalnych. W obecnej miał zajmować się bardziej zaawansowanymi rzeczami, co było jego marzeniem. Nie znałam jednak szczegółów, bo nie dzielono się nimi ze mną, ale mimochodem usłyszałam to i owo w kuchni.

Pewnego wieczoru, podczas kolacji, którą akurat z nimi jadłam, wujek zaczął mówić o jakimś wydarzeniu w pracy, jakieś imprezie firmowej, bankiecie czy czymś takim. Słuchałam tego jednym uchem, dopóki nie powiedział, że zaproszeni zostali nie tylko pracownicy, ale też ich bliscy.

Gdybym cię nie poznała | ZakończoneWhere stories live. Discover now