PROLOG

9.5K 188 25
                                    

     WSZYSTKIE PRAWA DOTYCZĄCE "PAMIĘTNIKA DIABŁA" ZASTRZEŻONE"                                                        

Grupa studentów bawiła się w najlepsze w ogródku piwnym jednego z krakowskich pubów, jakich jest wiele na Rynku Głównym. W tłumie atrakcyjnych młodych ludzi była ona. Miała długie ciemne włosy opadające za ramiona, ostre rysy twarzy, niebieskie oczy, które pierwsze przykuły moją uwagę i pełne usta, lśniące teraz od niewielkiej ilości różowej szminki. Jej ulubionej. Była szczupła, ale nie taka wychudzona tylko zgrabnie wysportowana. Idealna. Właśnie taka, jakiej szukałem.  Śmiała się i dyskutowała w najlepsze ze znajomymi pijąc trzeciego tego wieczoru heinekena. Niedługo pożegna się z towarzystwem i uda na przystanek trawmajowy przy Poczcie Głównej, wsiądzie do linii nr siedem o dwudziestej drugiej szesnaście i pojedzie do swojego mieszkania, które wynajmuje na Kurdwanowie. Wiem to. Wiem również, że nazywa się Ania Marciniak ma dwadzieścia jeden lat, pochodzi z Włocławka i studiuje finanse na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Dwa tygodnie obserwacji dostarczyły mi dużo informacji o jej życiu, upodobaniach, hobby, zainteresowaniach, nawykach i towarzystwie, w jakim się obraca. Wiem nawet, w jakim typie bielizny gustuje. Ona nie ma pojęcia o moim istnieniu. Siedzę dwa ogródki piwne dalej i obserwuję. Popijam spokojnie napój energetyczny. Od dwóch tygodni przychodzę tu regularnie trzy razy w tygodniu, spędzam czas udając, że czytam książkę na moim tablecie i popijając kawę lub napój energetyczny. Zawsze zostawiam barmanowi około dwudziestu złotych napiwku. Tak na wszelki wypadek. Ania wychodzi na Rynek tylko w piątki. Pozuje na grzeczną dziewczynkę, która nie imprezuje w tygodniu. Nie ma nawet chłopaka.  Ja odwiedzam to miejsce częściej, tak na wszelki wypadek. Mój tablet pozwala zabić czas oczekiwania, aż skończy wieczorne spotkanie ze swoimi znajomymi. Obserwacja, poza kilkoma ciekawymi momentami okazuje się dużo bardziej nużąca niż zakładałem, po czasie naprawdę zaczynam czytać na nim książkę nie mogąc się doczekać, aż wreszcie nadejdzie upragniona dwudziesta druga. Mam na sobie czarną bluzę kapturem z najnowszej kolekcji jednego z włoskich projektantów, modne sprane jeansy i brązowe trampki. Taki ubiór sprawia, że rzucam się w oczy, ale czyni mnie najmniej podejrzanym, bo kto pomyśli, że tak modnie odstrzelony facet może mieć po wartą pół tysiąca bluzą komplet trzech noży bojowych, skórzane rękawiczki i maskę zwiniętą bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni bluzy. Mało tego, nawet gdyby ktoś zauważył, że obserwuję atrakcyjną brunetkę prędzej pomyśli, że robię to po to, żeby w końcu do niej zagadać, zaprosić na kilka drinków do knajpy a potem do swojego mieszkania niż, po to, żeby zrobić jej to, co zamierzam zrobić. Korzystając z wolnego czasu i poczucia komfortu uśmiecham się do przechodzących obok dziewczyn, które machają do mnie szczerząc wybielone zęby w sztucznym uśmiechu. Mogłoby się wydawać, że niema nic lepszego niż dwie chętne dziewczyny w ciepły majowy wieczór na rynku w Krakowie. Dla mnie jest.

Po dopiciu piwa, Ania reguluje swój rachunek, żegna się z towarzystwem, wstaje i rusza w stronę Floriańskiej. Nie spieszę się. Czekam jeszcze dokładnie trzy 4 minuty i płacę swój rachunek. Przez trzy godziny zdążyłem wypić szklankę wody, kawę i napój energetyczny. Do tego doszła paczka papierosów. Kładę na stoliku stówę, nie czekając na resztę. Wstaję. Wkładam słuchawki do uszu i włączam muzykę zgraną specjalnie na dzisiejszy wieczór do mojego telefonu komórkowego i ruszam w kierunku Poczty Głównej. Genialne gitarowe brzmienie czyni prawdziwą rozkosz dla moich uszu a głośny rockowy śpiew wprowadza mnie w rozkoszny nastrój. Czuję się świetnie idąc przez Rynek i słuchając ulubionej muzyki.  Gdy jestem na Floriańskiej mijam tłumy ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, większość lekko lub mniej lekko podpita, szykują się na kolejną noc z nadzieją, że będzie bardziej niezwykła od poprzedniej. Inni wracają do domów zadowoleniu lub nie z czasu spędzonego w centrum. Jutro znów się obudzą i zaczną nowy dzien. Nie wszyscy.  Czuję zimny dreszcz przechodzący przez moje plecy i wciąż narastające podniecenie. Dzisiaj zrobię to pierwszy raz. Tak długo się przygotowywałem.  Nie wiem jak to będzie, ale wiem, że to nie odwracalne. Tylko to może sprawić, że moje biedne zmaltretowane nerwy trochę odpoczną, koszmarne sny ustaną i przede wszystkim moje rządze w końcu zostaną zaspokojone.  Podjąłem decyzję, nie ma odwrotu.  Wiem, że muszę być ostrożny. Nie mam w planach żadnej wpadki. Gdy zbliżam się do okolic Poczty Głównej zakładam na głowę kaptur. Tak na wszelki wypadek. Nie lubię kamer przemysłowych. Zwłaszcza w takich momentach jak ten. Ania już odjechała. Ja wsiadam w tramwaj nr sześć o dwudziestej drugiej dwadzieścia jeden. Jedzie w to samo miejsce, co siódemka. W połowie drogi chowam słuchawki i tablet do kieszeni bluzy, wyciszam telefon przesuwając w dół jednym z czterech klawiszy zewnętrznych, jakie posiada i zapinam zamek. Czuję wciąż narastające napięcie. Rozmyślam nad tym, co zaraz zrobię i zastanawiam się, czy będzie dokładnie tak jak sobie założyłem, czy rzeczywistość okaże się taka sama jak fantazje, a może nawet lepsza. Jedno wiem na pewno. Nic mnie nie zatrzyma.  Zawsze jestem pewny siebie i dostaję dokładnie to, czego chcę. W głowie zaczyna tlić się jedna upierdliwa myśl. Czy pierwszy raz będzie też ostatnim? Czy gdy już to zrobię, to nigdy więcej nie będę chciał ponownie? Czy może poczucie ulgi, i spełnienia będzie tylko chwilowe. A może stanie się to częścią mnie, częścią mojego życia, zamieszka głęboko we mnie i bez tego nie będę umiał żyć. Będę to robił znowu i znowu aż… No właśnie, aż, co? Osiągnę spełnienie, czy skończę w więziennej celi a moje idealne poukładane i pielęgnowane życie zostanie tylko wspomnieniem? Męczy mnie to całą drogę, od momentu, gdy zdjąłem słuchawki i klasyczny rock przestał kołysać moim umysłem. Obserwuję niekończące się szare blokowiska i nudny bezduszny świat tej części miasta. Stare blokowiska pamiętające minione czasy zawsze przyprawiały mnie o dreszcze. Nie bałem się ich. Bardziej nazwałbym to uczuciem obrzydzenia. Uświadamiam sobie, że teraz to ja jestem teraz tym, kto może przyprawić o dreszcze. Nawet troszkę rozbawiła mnie ta myśl.

Pamiętnik DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz