fuckin' hollywood dream

By cup_of_words

218 37 2

Sława - coś, o czym marzą miliony ludzi. Oczywiście, nie każdemu uda się ją zdobyć, ale czy naprawdę to jest... More

//PROLOG//
// Życie to nie film, nawet jeśli jesteś aktorką //
// Przy papierosach... //
// Zróbmy show, przynajmniej będzie o nas głośno... //
// Errare humanum est //
// Słowa mają znaczenie, niedopowiedzenia jedynie tworzą kolejne problemy //
// Słowa mają znaczenie, niedopowiedzenia jedynie tworzą kolejne problemy//
// Ile ludzi, tyle różnych filozofii//
//To wszystko przez to miasto...//

//I tak (nie) znaczysz wiele//

30 5 0
By cup_of_words

#fuckinhollywooddream

Wszystko mnie boli, przede wszystkim szyja. Jakim cudem zasnęłam przy pianinie? Właśnie dostrzegam prawie pustą butelkę bursztynowego trunku, więc chyba znam już odpowiedź. Cały czas mam wrażenie, że coś muszę dzisiaj zrobić, ale kompletnie nie wiem, co to miało być, dlatego zamiast zastanawiać się nad tym, idę do łazienki. I tam doznaję szoku — wyglądam jakbym była po ostrej imprezie. Cały czas mam na sobie domowe ubrania, które piżamą z pewnością nie są.

Nie mam pojęcia, jak zatuszuję ogromne wory pod oczami oraz siny kolor wynikający już nawet nie wiem czy bardziej ze zmęczenia, czy zbyt dużej dawki alkoholu. I właśnie w tym momencie dociera do mnie, jakie mam plany na dzisiaj — spotkanie z tym durnym zespołem o dziesiątej rano! Cholera jasna!

Z impetem wbiegam do salonu, chcąc sprawdzić godzinę na telefonie, ale on oczywiście jest rozładowany — wiadomo, wszystko musi być przeciwko mnie. Mam przeczucie, że już dawno powinnam wstać, dlatego biegnę do kuchni, gdzie doznaję szoku po raz kolejny w przeciągu kilku minut. Mam raptem dwanaście minut do początku tego chorego spotkania. Cholera, nie ma szans, że zdążę. Szybko podłączam telefon i dzwonię do Viv, bo ona i tak zawsze wie co mam robić.

— Viv, potrzebuję pomocy.

— Lilly, co znowu? Poza tym dlaczego wczoraj nie było cię w klubie? — Tak, o tym też zapomniałam albo raczej celowo wyrzuciłam to z pamięci, ale dobrze wyszło, bo nie miałam ochoty na imprezowanie.

— Dopiero wstałam i wyglądam jakbym jednak była z tobą na tej imprezie...

— Lilly nie możesz się spóźnić, a ja nie mogę opóźnić rozpoczęcia tego, bo ten zespół ma już zaplanowany cały dzień co do jednej minuty.

— Zachciało im się zabawy w aktorów, to niech się liczą z konsekwencjami, ja pomagać im nie będę w tym. Może uda mi się wyrobić, pa.

Czy ja już wspominałam, jak bardzo mam tego wszystkiego dość?

Jednak nie chciałabym, żeby mój wizerunek nagle stał się jeszcze gorszy (już nawet gazety i strony plotkarskie ostatnio przeczuwają, że coś nie gra). I tak, to jest już hipokryzja, no trudno. Przynajmniej udaje mi się dotrzeć do mojego samochodu. Pierwszy raz od bardzo dawna wbiegam do studia (!), spóźniona tylko pięć minut.

— Lilly, muzycy z VOID będą trochę spóźnieni. — Czy to jest naprawdę jakiś żart, a może program z ukrytą kamerą? — A i pan Blade powiedział, że spotkanie ma się odbyć w twoim pokoju i masz je sama poprowadzić, ponieważ on z panią Marry Row musiał jechać na jakąś konferencję. Wszelkie informacje a propos tego spotkania są spisane na kartce, która leży na biurku u ciebie. — Jedynie kiwam głową i ruszam w kierunku Vivian, jednocześnie będąc w ogromnym szoku, że asystentka Jamesa była względnie miła dla mnie, co często zdecydowanie jej się nie zdarza.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi, że James wyjeżdża?

— Nie pojawiłabyś się tu, proste. A ja znowu musiałabym świecić za ciebie oczami... — I to niestety jest prawda, nie przyszłabym tu, ale skoro już tutaj jednak jestem, to mogę coś zrobić.

Okazuje się, że mamy jeszcze chwilę do przyjazdu tego marnego zespołu, więc razem z Viv siadamy u mnie w pokoju i po prostu zaczynamy plotkować. A bardzo dawno tego nie robiłyśmy... W ogóle mam wrażenie, że ostatnio oddaliłyśmy się od siebie.

Po chwili wyciągam papierosa i szybko go zapalam, aby powoli móc się nim zaciągnąć i doprowadzać do stopniowej autodestrukcji. Tak, zdecydowanie to lubię, nie tyle sam smak, a świadomość. Ludzie chyba za bardzo lubią mieć kontrolę nad czymś, nad czym nigdy nie powinni jej mieć, ale w tym momencie nie dbam o to. Nie dbam również o to, że Viv po raz kolejny wywraca oczami i zaczyna wygłaszać wykład o szkodliwości tego typu używek.

— I do cholery, dlaczego robisz to akurat w pokoju?

— Jest mój, więc robię to, co mi się podoba. Nikt nie może się nawet do tego przyczepić, mam to zagwarantowane. Poza tym lepiej to robić tu, na twoich oczach niżeli na oczach całego świata. — Przyjaciółka zaczyna się śmiać, bo to akurat jest prawda, jednak w tym momencie dzwonek telefonu przerywa nam dalszą konwersację.

— Przyjechali — mówi z lekkim podekscytowaniem, czego się nie spodziewałam. — W takim razie ja po nich pójdę, a ty się przygotuj na to psychicznie.

Szczerze, to ja nawet nie wiem jak ci ludzie wyglądają. A przecież będę pracować z nimi przez najbliższe półtora roku. Półtora roku wycięte z życiorysu na jakąś beznadziejną produkcję... Naprawdę aż smutno mi się robi na samą myśl. A jest jeszcze gorzej, jak pomyślę, jak fatalny tytuł jest tej produkcji — „Ponieważ odszedłeś". No serio?

Chyba powinnam być trochę bardziej wdzięczna za to, co mam. Z tego wszystkiego odpalam kolejnego papierosa i przerażają mnie dwie rzeczy — właśnie skończyła mi się kolejna paczka i to, że palę drugi raz w przeciągu kilku minut. Trzecią rzeczą, która zdecydowanie mnie przeraża jest to, że chłopaki z tego podrzędnego zespołu właśnie wchodzą do mojego pokoju i okazuje się, że są seksowni. Cholernie seksowni. Jednakże nie mogę dać tego po sobie poznać, dlatego przybieram na twarz swoją maskę, zakładam nogę na nogę i po raz kolejny zaciągam się papierosem, aby finalnie go zgasić.

— Cześć! — Zdecydowanie są zbyt entuzjastyczni. — Miło cię w końcu poznać! — mówią praktycznie chórem.

Jest ich trójka, chociaż byłam przekonana, że ma być ich czwórka, ale umówmy się nie jest to moim największym zmartwieniem. Po kolei się przedstawiają Marco Bennet — idealnie zbudowany facet, ciemny blondyn z szerokim uśmiechem, Kieran Capry — cholernie przystojny brunet z burzą loków niekoniecznie ogarniętych, ale krótkich i Xavier Clark — pociągający facet z dziwną do opisania fryzurą, zdecydowanie farbowany blondyn z pięknym uśmiechem.

— Brakuje jeszcze Dominica, ale pewnie za niedługo do nas dotrze — mówi Kieran. — Z nim to są zawsze problemy...

— O! To zdecydowanie jak z Lilly — rzuca nazbyt entuzjastycznie Vivian, jednocześnie robiąc maślane oczy do chłopaka. — James chyba w takim razie po raz pierwszy obsadził drugą główną rolę tak, żeby pasowała do Lill.

— Może zanim zaczniesz swoje teorie wygłaszać najpierw go poznamy? — odzywam się pierwszy raz i nagle zapada cisza w pokoju. Nie mam pojęcia, czym została ona spowodowana.

— Mogłabyś coś jeszcze powiedzieć? — Marco patrzy na mnie podejrzliwie.

— Aż tak bardzo spodobał ci się dźwięk mojego głosu, mate?

— Kurwa, czy wy słyszycie to, co ja? — zapiszczał Xavier, czego zdecydowanie nie spodziewałam się po dorosłym facecie.

— Jesteś z Australii! — wykrzyknął Kieran.

— Serio? Szybcy jesteście i zdecydowanie nie żyjecie w świecie mediów, dlatego cały czas się zastanawiam co tu robicie jeszcze. — Chcę coś jeszcze dodać, ale jak zwykle dzwoni mało kompetentna asystentka Jamesa i poprosi mnie o zejście na dół, co robię raczej niechętnie.

— Izzy, co tym razem? Mam dosyć ważne spotkanie, a ty teraz mi je przerywasz.

Chyba nietrudno się domyślić, że nie za bardzo się lubimy. Ja mam przynajmniej pewność, że mnie stąd tak szybko nie wyrzucą, a ją pewnie za kilka tygodni, a to ona zachowuje się jakby była tu jakąś królową. Znowu jestem nieprzyjemna wobec innych ludzi, ale to wcale nie jest tak, że taką mam osobowość. Po prostu tego wymaga ode mnie show-biznes, więc to robię. Gram, w końcu jestem aktorką, czyż nie? I tak, mam świadomość, że to tłumaczenie i tak nic nie daje.

— Dzwoniłam, ponieważ trudno chyba prowadzić spotkanie bez jednego z członków zespołu, a nie chciałabym, żebyś musiała powtarzać dwa razy to samo i tracić swój cenny czas, który równie dobrze mogłabyś wykorzystać z jakimiś facetami. — Uśmiecha się wyjątkowo złośliwie, a ja mam zdecydowanie ochotę coś jej zrobić. — Twoja zguba stoi tam. — Wskazuje na róg korytarza.

— Pieprz się Izzy — mówię cicho licząc, że tego nie usłyszy, ale oczywiście jak zwykle cały świat przeciwko mnie.

— To raczej ty powinnaś, chyba ci tego ostatnio brakuje, a i tak wszyscy wiemy, że jesteś tylko dziwką, więc nie krępuj się i przeleć kogoś, na pewno dobrze ci to zrobi! — Jestem w połowie drogi do chłopaka jednak, kiedy słyszę to, co do mnie krzyczy, szybko zawracam.

— Nie masz cholernego prawa tak mówić! — krzyczę i totalnie nie obchodzi mnie, że właśnie wszyscy będą nas słyszeć, w tym jeden z muzyków. — Nie znasz prawdy, więc proszę nie wypowiadaj się w ten sposób! Ja też kurwa mam jakieś uczucia, a raczej ich resztki, bo w tym świecie niszczą wszystko, a już przede wszystkim człowieczeństwo!

— Jedyne czym możesz się popisać, to ciągłe bluzgi i ta twoja sztuczna dupa! Nie jesteś niczego warta! Nawet nie wiesz, jak James żałuje, że zaproponował ci ten kontrakt.

— Ja na twoim miejscu nie słuchałabym Jamesa, bo za kilka tygodni się tobą znudzi i będziesz płakać. — Ja już to robię od wielu miesięcy...

— Wtedy zawsze mogę przelecieć jednego z producentów, biorąc przykład z ciebie i karierę mam zapewnioną na kilka długich lat. Suko! — Chcę właśnie coś dodać, ale uprzedza mnie chłopak, który cały czas przysłuchiwał się naszym krzykom.

— Czyż nie uważa pani, że szacunek jest jedną z ważniejszych rzeczy w kontaktach międzyludzkich? — Przyrzekam głos tego chłopaka jest cudny. — Nie wydaje mi się, żeby opowiadanie kłamstw i wyzywanie innej kobiety było wyrazem szacunku do niej, dlatego prosiłbym, aby następnym razem zastanowić się, jakie słowa pani kieruje do innych ludzi, a przede wszystkim do kobiet.

Zdecydowanie ten chłopak to złoto, a do tego chyba jest najprzystojniejszy z całej czwórki. Jest bardzo wysoki, dobrze zbudowany, ale nie przesadnie, co ciągle wygląda naturalnie. Ponadto ma kręcące się blond włosy do ramion. Jednak najpiękniejsze są chyba oczy, których oceaniczny kolor jest tak głęboki, a jednocześnie delikatny. Chyba trochę za długo patrzę się na niego, ale on jedynie odciąga mnie w stronę windy.

— Cześć, jestem Dominic. — Delikatnie się uśmiecha tym samym ukazując dwa cudowne dołeczki.

— Dziękuję ci, nie musiałeś tego robić. — Również odwzajemniam jego uśmiech, czego nie robię zbyt często. — Lilly.

— Proszę cię i tak za późno zareagowałem, nie powinienem dopuścić do tego, żeby ta kobieta wypowiedziała takie okrutne słowa w stosunku do ciebie. — Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że dobrze będzie nam się ze sobą pracowało i z pewnością go polubię.

Wsiadamy do windy i czekamy aż zawiezie nas na piąte piętro. Oczywiście nie mogło być normalnie, bo między trzecim a czwartym piętrem winda zaczyna piszczeć i po prostu się zatrzymuje. To zdecydowanie nie jest mój dzień. Wypuszczam głośno powietrze i zjeżdżam po ścianie, aby finalnie usiąść na podłodze, bo pewnie trochę zajmie im naprawa tego ustrojstwa. Dominic również siada obok mnie tak, że stykamy się ramionami. Nawet w LA nie ma dużych wind. Jedyne, co faktycznie może być duże w Los Angeles, to ego każdego z mieszkańców...

— Nie wierzę w słowa tej kobiety — odzywa się po chwili ciszy . — Nawet jeśli zrobiłaś coś źle, to nie powinna patrzeć przez pryzmat tego. Poza tym nie znam cię, więc ciężko mi wypowiedzieć się w jakiś sensowny sposób, ale staram się nie oceniać ludzi po plotkach i przede wszystkich powierzchownie.

— Dziękuję — mówię cicho. — Z pewnością sytuacja nie wyglądała tak, jak ją przedstawiła, było zupełnie inaczej, ale pozwolisz, że w tym momencie nie podzielę się tym z tobą. — Dominic jedynie kiwa ze zrozumieniem i pozwala mi kontynuować: — Problem jest taki, że ona uważa, że naprawdę ma rację i za każdym razem wytyka mi różne rzeczy, a ja mam tego po prostu już dość. — Powoli mój głos się łamię, a ja doskonale zdaję sobie sprawę, że poruszając ten temat, zawsze jestem bliska płaczu, jednak on zdaje się mnie uważnie słuchać i chłonąć każde słowo, które wypowiadam. — Ile można słuchać tego, że zachowujesz się jak suka albo, że jesteś dziwką? Zwłaszcza, że ja nic złego nie zrobiłam, naprawdę. Nie jestem taka, jaką mnie opisują te wszystkie gazety i strony plotkarskie.

— Wierzę ci. — Lekko szturcha moje ramię, a po moim policzku spływa pojedyncza łza. — Ej no co ty, nie płacz z powodu tej kobiet.

Po tych słowach robi coś, czego z pewnością się nie spodziewałam, mianowicie ściera łzę swoim kciukiem i lekko obejmuje mnie ramieniem, a mnie to po prostu pasuje. Wydaje mi się to być pewnego rodzaju zrozumieniem tego, w jakiej sytuacji się znajduję. Jednocześnie swoim zachowaniem deklaruje chęć wspierania mnie.

— Ja na początku mojej kariery totalnie się nie odnajdywałem, ale przecież początki są zawsze trudne. Potem pozwalają one nam rozwinąć skrzydła i dać z siebie wszystko.

— Chyba masz rację. — Delikatne się śmieję.

— Pamiętaj Dominic Smith zawsze ma rację, a tak serio to mi było ogromnie ciężko. Zwłaszcza, że miałem w sobie pewną naiwność, że przecież wszyscy z managementu mnie kochają, a okazuje się, że są to osoby wyjątkowo gruboskórne, totalnie nieprzejmujące się tym, co się z tobą dzieje, tak długo jak tylko idealnie grasz postać przez nich wykreowaną.

— Idealnie ujęte.

Nie muszę nic więcej dodawać, on już powiedział większość, dlatego milczymy lekko wtuleni w siebie do momentu aż winda nie rusza z powrotem. Chyba pierwszy raz mogę stwierdzić, że mogła być dłużej naprawiana. Wcale nie chodzi teraz o to, że nagle stał się on moim najlepszym przyjacielem w przeciągu pół godziny, ale raczej o to, że żyjemy w podobnym świecie i tak samo mamy tego dość. I oczywiście rozumiemy się doskonale dzięki temu.

— Lilly, dłużej się nie dało? — mówi Viv zbyt piskliwym głosem i siedzi zdecydowanie za blisko Kierana. — O i mamy zaginionego muzyka. — Dom dziwnie się patrzy na Viv, ale w sumie to nie dziwię się mu, ja w tym momencie też jej nie rozumiem.

— Vivian? Co ty tu robisz? — Przepraszam, ale co? Oni się znają? I jeżeli tak, to dlaczego nic o tym nie wiem? — To nie ty wczoraj porwałaś nam naszego Kierana na cały wieczór? — Teraz to już jestem w szoku, a dziewczyna się na to rumieni, co jedynie znaczy, że to prawda.

— Vivian do cholery, nawiązujesz bliskie kontakty z jakimś muzykiem, który na dodatek nagle zamarzył o karierze aktorskiej i nic mi nie powiedziałaś?!

— Lill, uspokój się. — Zdecydowanie jest zażenowana całą sytuacją. — Nie nawiązałam żadnej bliskiej relacji, po prostu miło spędziliśmy wieczór.

Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Muszę z nią porozmawiać tak na poważnie jak tylko ci muzycy stąd wyjdą.

— Poza tym, kiedy miałam ci to powiedzieć? Dobrowolnie zrezygnowałaś z tej imprezy.

To też jest prawda, ale chyba jednak dobrze zrobiłam, bo tak to spędziłabym ją sama. No ewentualnie Dominic mógłby mi towarzyszyć. Cholera te jego oczy są hipnotyzujące.

— Może w końcu zajęlibyśmy się tym, o czym Lilly miałaś nam powiedzieć, a nie na siłę przedłużamy to spotkanie. — Marco chyba mnie zbytnio nie polubił i teraz to pokazuje swoim znudzeniem i chęcią wyjścia stąd, w sumie to nie dziwię mu się. Sama pewnie miałabym ochotę wyjść gdybym była na jego miejscu.

— Możesz wyjść — mówię równie obojętnie jak on, w końcu trzeba stwarzać pozory. — Nikt nie kazał ci tu przychodzić i udawać, że będziesz świetnym aktorem.

— Uwierz mi, że gdyby mi nie kazano, to z pewnością nie postawiłbym tutaj swojej stopy. Poza tym mocno odechciewa mi się patrzenia na twoją sztuczną twarz. — Tego się chyba po nim nie spodziewałam. — Twoje zachowanie też pozostawia wiele do życzenia, pomyśl trochę nad tym. Wydaje ci się, że wszystko możesz, a tak naprawdę jesteś nic nie wartą maskotką producentów. Nawet talentu nie masz.

Tymi słowami przesadził. Gdybym nie miała talentu, to by mnie przecież tu nie było, prawda? A nawet jeśli to nie zaszłam tak daleko przez łóżko, tylko to wypracowałam. On nie miał prawa tak o mnie mówić.

— Nie musisz mnie lubić, nikt ci nie każe. — Próbuję zachować zimną krew i dość pewnie mówię: — Ale wystarczyłoby, żebyś mnie szanował. Chyba nie wymagam aż tak wiele, prawda? Wydawało mi się to czymś oczywistym, ale najwyraźniej nie jesteś zbyt dorosły, żeby to rozumieć.

— Jednak to, co mówią ludzie i to, co piszą gazety jest prawdą. Jesteś zwykłą suką.

— Nie znasz mnie.

Widzi mnie chwilę i momentalnie wydaje na mnie wyrok, nie jest pierwszą osobą, ale w jakiś sposób to mnie zakuło, zwłaszcza, że jak tylko tu wszedł wydawał się być dość pozytywnie nastawiony. Mimo moich opinii dotyczących muzyków udających aktorów, liczyłam, że będziemy się przynajmniej dobrze bawić podczas kręcenia tego chłamu.

— Wystarczy przez chwilę na ciebie popatrzeć i momentalnie można zgodzić się ze wszystkimi pismami plotkarskimi.

— Marco. — Po raz kolejny Dominic zabiera głos w mojej sprawie. — Czy mógłbyś już te opinie zostawić dla siebie? Nie widzisz, że ranisz Lilly tymi słowami?

— Takie jak one i tak nie mają uczuć.

W tym momencie już naprawdę nie wytrzymuję i po prostu wybiegam z płaczem z pokoju, bo przecież nie mam uczuć... Bardzo rzadko zdarza mi się pokazywać moją słabość publicznie, ale już nie mogę dłużej tego słuchać. Najpierw Izzy wygłaszała swoje teorie, a teraz ktoś kto mnie w ogóle nie zna.

Biegnę ile sił w nogach do tylnego wyjścia, zdecydowanie muszę zapalić i ochłonąć. Nie zwracam nawet zbytnio uwagi na to, że ktoś podąża za mną. Gdy dopadam już drzwi wyjściowych pośpiesznie chcę wyjąć papierosa, ale wtedy właśnie się orientuję, że ostatniego wypaliłam przed przyjściem chłopaków.

— Cholera jasna, nawet to jest przeciwko mnie — mówię cicho do siebie.

— Chcesz jednego? — Dominic pojawia się obok mnie z wyciągniętą paczką w moją stronę. — Jak widzisz wystarczy dla naszej dwójki.

Bez zastanowienia chwytam jednego papierosa, odpalam go, szybko się zaciągam i delektuję się dość specyficznym smakiem. Postanawiam również usiąść na schodkach, przynajmniej nie będzie widać moich trzęsących się ze stresu i ogólnie nadmiaru złych emocji nóg.

— Czy ty przypadkiem nie powinieneś nie palić? Jesteś wokalistą.

— Nie mów o tym nikomu, ukrywam się z tym. — Szokuje mnie tym wyznaniem. — W ten sposób mogę sobie odreagować to, co się dzieje wokół mnie.

— Obiecuję ci, że nikt się nie dowie. — Zapada na chwilę cisza, ale taka przyjemna, jednak postanawiam ją przerwać. — Nie jestem taką osobą, jaką mnie opisują. — Nie wiem dlaczego decyduję się mu to powiedzieć, ale chyba czuję taką potrzebę. Może tym samym chcę upewnić siebie, że naprawdę tak jest?

— Naprawdę wierzę ci. — On chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. — Nie można oceniać ludzi na podstawie opinii innych i tego, co się widzi przez moment. Musisz mi uwierzyć, że Marco nie jest złą osobą, ale ostatnio przechodzi ciężki okres. Nie chcę go w żaden sposób usprawiedliwiać, bo to, co powiedział nie było miłe i powinien to przemyśleć. Myślę, że nie powinnaś się tym aż tak bardzo przejmować. — Cały czas cicho szlocham, bo to naprawdę jest już trochę za dużo dla mnie, nieważne jak bardzo gruboskórna bym nie była — Ej Lilly ty płaczesz przez niego?

Dominic momentalnie siada obok mnie i delikatnie owija mnie swoimi ramionami, a ja zaczynam płakać jeszcze bardziej.

— Co powiesz na jakąś dobrą kawę? Myślę, że by nam dobrze zrobiła — mówi uspakajającym głosem, a ja delikatnie się uśmiecham.

— Pod jednym warunkiem. — Chłopak patrzy na mnie pytającym wzrokiem. — Ja wybieram kawiarnię. — Poszerzam jeszcze bardziej swój uśmiech, a Dom się zgadza i wstaje jednocześnie ciągnąc mnie za sobą.

— Tylko jest problem, bo ja nie mam samochodu.

Nic nie mówiąc, łapię go za rękę i prowadzę go w stronę mojego kabrioleta, który swoją drogą jest bardzo praktyczny w Kalifornii. Zanim jednak ruszymy piszę do Vivian, że już się nie pojawię dzisiaj w studiu. Na pewno jest teraz na mnie wściekła, bo w końcu nie ustaliliśmy z chłopakami nic, ale ucieczka wydaje się być idealnym pomysłem. Jak przychodzi co do czego, to bardzo często uciekam. Chyba jestem w tym już mistrzem...

Continue Reading

You'll Also Like

98.8K 2.3K 22
𝚃𝚑𝚎𝚢 𝚜𝚊𝚢 𝚒𝚝'𝚜 𝚏𝚊𝚟𝚘𝚛𝚒𝚝𝚒𝚜𝚖 , 𝚗𝚊𝚑 𝚝𝚑𝚎𝚜𝚎 𝚝𝚑𝚎 𝚘𝚗𝚎𝚜 𝚒 𝚕𝚘𝚟𝚎 𝚝𝚑𝚎 𝚖𝚘𝚜𝚝 .. ꨄ
3M 251K 54
𝙏𝙪𝙣𝙚 𝙠𝙮𝙖 𝙠𝙖𝙧 𝙙𝙖𝙡𝙖 , 𝙈𝙖𝙧 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞 𝙢𝙞𝙩 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞 𝙃𝙤 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞...... ♡ 𝙏𝙀𝙍𝙄 𝘿𝙀𝙀𝙒𝘼𝙉𝙄 ♡ Shashwat Rajva...
194K 5.3K 98
not you're average mafia brothers and sister story.. This is the story of Natasha Clark, an assassin, mafia boss, and most of all the long lost siste...
65.7K 5.3K 32
𝑨𝒈𝒂𝒓 𝒕𝒖 𝑺𝒉𝒊𝒗 𝒕𝒐𝒉 𝒎𝒆𝒊𝒏 𝑺𝒉𝒂𝒌𝒕𝒊, 𝑻𝒖 𝑹𝒂𝒎 𝒕𝒐𝒉 𝒎𝒆𝒊𝒏 𝑺𝒊𝒕𝒂, 𝑻𝒖 𝑲𝒓𝒖𝒔𝒉𝒏 𝒕𝒐𝒉 𝒎𝒆𝒊𝒏 𝑹𝒂𝒅𝒉𝒂 𝒃𝒂𝒏 𝒋𝒂�...