RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE T...

By amalia-iza-martin

126K 9.4K 2.1K

Rule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze st... More

Kolejność czytania.
Rozdział I. cz 1.
Rozdział I cz 2.
Rozdział 2 cz 1.
Rozdział 2 cz 2.
Rozdział 3 cz 1.
♥️♥️♥️Szczęśliwego Nowego Roku ♥️♥️♥️
Rozdział 3 cz 2.
Rozdział 4 cz 1.
Rozdział 4 cz 2.
Rozdział 5 cz 1.
Rozdział 5 cz 2.
Rozdział 6 cz 1.
Rozdział 6 cz 2.
Rozdział 7 cz 1.
Rozdział 7 cz 2.
Rozdział 8 cz 1.
Rozdział 8 cz 2.
Rozdział 9 cz 1.
Rozdział 9 cz 2.
Rozdział 10 cz 1.
Rozdział 10 cz 2.
Rozdział 11 cz 1
Rozdział 11 cz 2.
Rozdział 12 cz 1.
przerwa
Rozdział 12 cz 2.
Rozdział 13 cz 1.
Rozdział 13 cz 2.
Rozdział 14 cz 1.
Rozdział 14 cz 2.
Rozdział 15 cz 1.
Rozdział 15 cz 2.
Rozdział 16 cz 1. 18+.
Rozdział 16 cz 2. 18+.
Rozdział 17 cz 1.
Rozdział 17 cz 2.
Rozdział 18 cz 1.
Rozdział 18 cz 2.
Rozdział 19 cz 1.
Rozdział 19 cz 2.
patrzcie jak pięknie.
Rozdział 20 cz 1.
Rozdział 20 cz 2.
Rozdział 21 cz 1.
Rozdział 21 cz 2.
Rozdział 22 cz 1.
Rozdział 22 cz 2.
Rozdział 23 cz 1.
Rozdział 23 cz 2.
Czy teraz jest wystarczająco tajemniczo?
❤️❤️❤️Dziękuję ❤️❤️❤️
Rozdział 24 cz 1.
Rozdział 24 cz 2. 18 +
Rozdział 25 cz 1.
♥️♥️♥️Epilog.♥️♥️♥️

Rozdział 25 cz 2.

1.8K 131 22
By amalia-iza-martin

5 Lat później. 

Kolejna filiżanka kawy, wylądowała w moich dłoniach. Ludzie nawet nie pytali, starając się nas ugościć jak nikogo. Moja Julia uśmiechnęła się znad swojej, podnosząc ją do ust. Gdy pojawialiśmy się, w kolejnym zrujnowanym gospodarstwie spodziewano się garniturów i garsonek. A my mieliśmy na sobie robocze ciuchy i stetsony na głowach. To już czterdzieste gospodarstwo, które wizytowaliśmy. Czasami mieszkaliśmy z nimi po pół roku, a czasami tylko kilka tygodni. Te było wyjątkowo nędzne. Obłażący tynk, chude dzieci, wykończeni rodzice. 

- Więc jaką ilością ziemi dysponuje tu pan? - Zapytany wbił oczy w dłonie. 

- Nie wiem. - Wyszeptał. 

- Panie Smith? - Byłem zaskoczony. - Jak to pan nie wie?

- Jestem tu od dwóch tygodni, przedtem pracowałem w korporacji, ale mamy za dużo dzieci, żona zachorowała, leki pochłonęły wszystko co mieliśmy. Wtedy usłyszałem o tym gospodarstwie, zarząd parku oddał je nam za darmo, dostaliśmy zwierzęta i trochę żywności. Tylko my nie umiemy się nimi zająć. Kozy padły. Mamy króliki. - Kurwa mać, zakląłem w myślach. 

- Kto państwa tu przywiózł? Kto dał zwierzaki bez przeszkolenia? Nazwisko. - Warknąłem. Przerażony potoczył po mnie wzrokiem. Julia delikatnie dotknęła mojej dłoni. 

- Panie Smith, mój mąż jest wściekły na nieodpowiedzialnego dostawcę, a nie na pana. Proszę się nie denerwować. Naszą rolą jest pomagać. Nie zamierzamy sprawiać państwu kłopotów. - Uśmiechnęła się czarująco. - Musimy znać nazwisko, żeby ukrócić takie postępowanie. Szkoda, żeby zwierzęta padały. Kiedyś sami mieliśmy taki trudny początek. To wszystko jest do ogarnięcia, jeżeli wie się jak. - Zazgrzytałem zębami wściekły. Pięć lat, wędrujemy i nadal spotykamy się z takim gównem. Połaci ziemi, która na siebie nie zarabia i nie daje dobrych plonów. Żywność nie bierze się  z nieba czy z supermarketu, bierze się z ciężkiej pracy rąk, z mądrego zarządzania i cierpliwości. Odetchnąłem ciężko. Julia pogłaskała mnie po ręce. Popatrzyła mi czule w oczy.

- Rule, ja wiem że się wściekasz. Ale im trzeba pomóc, a potem ukarzemy winnych. Ile zwierząt im wystarczy na początek? Jakie warzywa łatwo obsiać. To musisz z nimi omówić. - Wziąłem komunikator w dłoń, idąc na zewnątrz. Eva odebrała po drugim sygnale. 

- Cześć tatku. -Zachwycony jej głosem uspokoiłem się. - Przyjedziecie na święta? Mam dla was niespodziankę. 

- Tak kochanie. Na razie trafiliśmy w samo gówno. Świerzy osadnicy. Potrzebuję sześciu kóz. Dwie dające mleko i cztery młode, plus koziołek, weź jakiegoś od któregoś z moich braci. Ci ludzie tu. - Westchnąłem ciężko. - Eva to nędza. Puste gospodarstwo, zwierzaki padły, nie ma ogniw, jedynie woda. Potrzebujemy wszystkiego. Poproś rodzinę o zrzutkę i wyślij mi tu. Musimy im pomóc bo oni już nie mają gdzie uciec. 

- Dobrze tatku. Wyślę ci wieczorem listę zdobyczy. Żywność też? - Zapytała cicho. Nie pierwszy raz to robiliśmy. 

- Tak kochanie. Co tylko możemy dać, kury, warzywa. Nasiona. Materiały do tynkowania. - Sapnęła, zaskoczona. Odwróciłem się ukazując jej to co było w tle. 

- Jasna cholera. - Wyszeptała nabożnie. - Wiesz co. Wezmę Alana i przyjedziemy, to zbyt wiele, żebyście sami dali radę w kilka tygodni. Richard zostanie na placu boju. Przystawia się do córki Gnata. - Zachichotała. Oż kurwa. 

- Żartujesz. 

- Nie tatku. Gnat zgrzyta zębami, ale ciotka olewa sytuację. I ma rację i tak to niewiele da, jeżeli zechcą być razem. Za nikogo życia nie przeżyjesz. Pozbieram to, wyślij mi adres. Dawno razem nie pracowaliśmy, będzie fajnie. - Moja szalona córka. Tak czasami przypominała mi swoją imienniczkę. Twardą, cudowną kobietę, która pomimo piekła młodości mogła nazwać swoje życie cudownym. 

- Czasami tak bardzo przypominasz mi swoją prababcię. - Powiedziałem wzruszony. - Jesteś jak ona pełna współczucia, a jednocześnie zawsze gotowa by pomóc innym. 

- Dziękuję tato. Być porównywana do Snow to zaszczyt. Była absolutnie wyjątkowa. Widzimy się jutro wieczorem. Trzymaj się tatku. - Roześmiałem się radośnie. Będzie jak za starych dobrych czasów. Julia czekała na mnie na ganku. 

- Chodź, musimy pojechać na zakupy. Oni mają pustą spiżarkę. Biedni ludzie. Po drodze zadzwonię i dowiem się kto tu odpowiada, za osiedleńców.  Ten  człowiek nie nadaje się do tej pracy. - Warknęła. 

- Eva jutro przyjedzie. - Rzuciłem z uśmiechem. Julia rozpromieniła się jak słoneczko. 

- To cudownie. Najlepsze wieści od lat. 

Następnego dnia, mieliśmy w miarę oczyszczone podwórze, połatany płot. Zamontowane zamki w drzwiach stodoły. Julia gotowała w ognisku, czekając cierpliwie na dostarczenie nam niezbędnych rzeczy. Nasza wielka ciężarówka, z olbrzymią naczepą wtoczyła się na podwórze. Eva wyskoczyła z kabiny pędząc do mnie jak torpeda. Wysoka jak ja, smukła jak jej matka ręką podtrzymywała niewielki brzuszek. Alan wypadł za nią wrzeszcząc zwolnij kobieto. Zaśmiałem się w głos. 

- Jesteś jak twoja matka, też biegała z tobą w ciąży. - Uniosłem ją w górę ciesząc się i przytulając jak wariat. Alan miał w sobie krew Indian, co było po nim widać. Ciemnoskóry o czarnych długich włosach, dumnie wyprostowany i umięśniony jak ciężarowiec. Był cudownym facetem, chociaż zbyt poważnym jak na mój gust, ale za to Eva była jak wesoły bączek, równoważyli się. Nastąpiło powitanie, wymienialiśmy się wieściami, przytulaliśmy zapominając o bożym świecie. Rodzina Smith stała z szokiem wypisanym na twarzy. Eva przedstawiła się wskazując na ludzi uwijających się przy ciężarówce.

- Przywiozłam praktykantów. - Machnęła ręką w kierunku ciężarówki. - To z naszej akademii. Nie mają rodzin i palą się do roboty. Pomogą nam, jeden z nich chce tu zostać. - Pan Smith spojrzał na niego z szokiem. Młody człowiek przywitał się i przedstawił. Znałem go.Jeb  Grant nie miał rodziny od lat pracował u nas, znał się na robocie. Był jednym z dzieci wychowanych w domu Furii, jego ojciec zabił jego matkę wkrótce po jego szesnastych urodzinach. Angel do jego pełnoletności stanowiła jego rodzinę zastępczą. 

- Mam dla państwa propozycję. - Rzucił spokojnym tonem. - Od lat pracowałem u państwa Moon - Keller. Szukam swojego miejsca do życia. Mam pieniądze, wy macie ziemię. Możemy założyć spółkę. Wyprowadzę to miejsce na dobre tory bez problemu. - Poklepałem go po plecach. Wiedziałem, czemu szuka nowego miejsca. Widmo zbrodni jego ojca ciągnęło się za nim. Nikt w miasteczku, po za nami mu nie ufał. 

- To prawda. Ten dzieciak da sobie radę. Mogę to wam gwarantować. - Rzuciłem. - My zostaniemy do świąt, pomożemy wam się tu urządzić. A on zadba o to by wam nigdy nie zabrakło żywności, zna się na tym. Pracował u nas od 16 roku życia. To już jedenaście lat. - Uśmiechnąłem się. 

- Pan jest tym bogaczem. - Wyszeptał pełnym szacunku głosem Smith. - Tym co ma wielkie rancho w Wyoming. - Wskazał Evę. - Znam ją ze zdjęć w internecie. Ona je prowadzi. - Nie korygowałem go. 

- Kiedyś zaczynaliśmy jak wy. Przerażeni, rzeczywistością. Chociaż może nawet mieliśmy gorzej, bo omal nie straciliśmy życia. Ale masz tu ludzi którzy umieją nie zmarnować żadnej okazji i tego was nauczymy. - Pokazałem dłonią na Julię. - A ta kobieta nauczy twoją żonę, jak nie zmarnować bodaj maślanki po mleku. Jest tak obrotna i oszczędna jak nikt. Zanim się obejrzycie tu będzie dobrze prosperujący interes. 

Continue Reading

You'll Also Like

377K 15.8K 75
*3. część opowiadania "Tajemniczy Współlokator"!* Wszystko miało być dobrze. Wszystko, co razem przeszli miało wyłącznie zwieńczyć miłość i oddanie...
227K 7.2K 35
~prawo, prywatna szkoła, grupka przyjaciół, nielegalne wyścigi, Dallas, wpływowi ludzie i zatargi~ W TRAKCIE KOREKTY I REDAGOWANIA Nadine Mason jest...
540K 15.2K 31
Czy jedna drobna dziewczyna zdoła uratować chłopaka pogrążonego w ciemności? A może to on wciągnie ją w świat gangów, nielegalnych wyścigów i morders...